ks. Mariusz Synak

Warsztaty translatorskie - Koń Lube część II


Część pierwsza, wersja audio: Warsztaty translatorskie - Koń Lube część I

Część druga, wersja audio:   Warsztaty translatorskie - Koń Lube część II


Zapraszam na drugą i zarazem ostatnią część naszych warsztatów translatorskich. Przypomnę, pracujemy nad rosyjską piosenką z repertuaru grupy „Lube” pod tytułem „Koń”
Zwrotka czwarta, w której podmiot liryczny w końcu wyjaśnia cel tego nietypowego, nocnego spaceru. Spójrzmy na tłumaczenie robocze: 

Daj, niech choć raz popatrzę (tam), 
(gdzie) pole rodzi zorzę. 
Hej, borówkowy kolor, hej, purpurowy świt, 
czy jest to/takie miejsce czy go nie ma?.

Brzask – skoncentrujmy się na i wokół tego zjawiska. Uwaga – powinniśmy oddać tu grę słów, mianowicie pole rodzi np. pszenicę, len, pole ob-rodziło, do-rodnym u-rodzajnym plonem. Ale dziś, a dokładniej tamtej nocy pole ponoć zrodzić ma, czyli wydać plon w postaci brzasku. Proponuję zatem „miejsce, w którym pole rodzi brzask”. Pазок zmieni się w „choć raz”. W oryginale słyszymy pewną i ciekawość, i niecierpliwość w poszukiwaniu owego „legendarnego” wręcz miejsca. Może jest to odbicie jakichś starych gminnych podań, legend, baśni? Teraz nadeszła ta chwila, pojawia się możliwość naocznego sprawdzenia. Czy „niech zobaczę w końcu choć raz miejsce, w którym pole rodzi brzask” nie byłoby odpowiednie? Rymy i liczba zgłosek jak ulał. 

Brzask – jakim może się jawić? Borówkowym, purpurowym – gama kolorów może być bardzo szeroka. Nietypowe kolory, jak na nasze, polskie świty czy brzaski. Przypomina mi się jedno zdarzenie, gdy chcąc kupić auto zadzwoniłem do wrocławskiego salonu z pytaniem, jaki to kolor „cosmic blue”? Czyżby miał coś wspólnego z niebem? „Nie bardzo, mimo nazwy to raczej taki jak kolor morza. Wiesz, jaki morze ma kolor?”. Rozbawiło mnie to do łez. „Halo, czemu się śmiejesz? Co w tym jest takiego śmiesznego?” „Całe życie mieszkam nad morzem, ze jedną tylko przerwą na Kijów. Morza toń może mieć dziesiątki, jeśli nie setki odcieni. Który z nich macie na myśli?” Tym razem to dealer zaczął się śmiać. Tak, na marginesie. 
Brzask – sądzę, że nie zgrzeszymy zbytnio, gdy umówimy się na jego statystycznie najbardziej prawdopodobny kolor – czerwień. Proste, zwięzłe, z dobrym rytmem, wyraziste „r”. Pod następującą zaraz za nim zorzą można za to rozumieć każdy inny odcień, pełna dowolność, niechby był i borówkowy.

 Co natomiast zrobimy z wyrażeniami typu ludowego, z folklorem języka – «дай-ка, ай, алый-да, али есть, али нет”? Tu dobrze byłoby postawić tu pytanie w klimacie np. „Rancza”. Dla przykładu – nie powiemy „gdzie znajduje się twój dom”, nie powiemy nawet „gdzie jest twój dom?”. Gdzie twój dom? – nie byłoby właściwą formą? Gdzie dom? Gdzie młotek? Powtórzenie zaś powinno pomóc w oddaniu bajkowości puszkinowskich sformułowań ай, алый-да – „świtu czerwień gdzie, gdzie zorza budzi się. Czy naprawdę jest to miejsce, czy też nie”. Prosto, węzłowato. Miejsce nie może „istnieć” w takim pytaniu, choć brzmiałoby i poprawniej, i elegancko zarazem. Musi po prostu być albo nie być. Hmm, zabrzmiało znajomo, i wcale nie klimatem „Rancza”. „Świtu czerwień gdzie” – otrzymujemy 11 zgłosek. Omawiane dwa wersy to nie jedyne miejsce w wierszu ponad normę 10ciu zgłosek, ale sądzę, że powtórzenie plus śpiewanie w szybkim rytmie zniweluje efekt nadliczbowości. Ale uwaga – w oryginale również autor w tym miejscu raz posłużył się jedenastozgłoskowcem, choć tego nie słychać. Otrzymujemy również rym wewnętrzny: „gdzie – się”. Wszystko pasuje. Sprawdźmy, jakby miało to zabrzmieć.

Niech zobaczę w końcu choć raz
miejsce, w którym pole rodzi brzask,
świtu czerwień gdzie, gdzie zorza budzi się. 
Czy naprawdę jest to miejsce czy też nie?

Kolejna zwrotka, policzmy – piąta, czyli przedostatnia. Następuje kulminacja emocjonalna, wszystkie dotychczasowe obrazy, zjawiska, kolory po małym uzupełnieniu o landszaft, zmierzony, jakby powiedział Mały Rycerz: „okiem sokoła” budzą w podmiocie lirycznym pragnienie wyznania miłości uwaga – oczywiście, nie ukochanej dziewczynie, lecz Ojczyźnie. Tłumaczenie robocze: 

Poleńko ty moje, źródła, 
ognieńki/ogniki dalekich wsi, 
złote żyto, kędzierzawy len, 
zakochany jestem w Tobie, moja Rosjo.
 
Wspaniały widok, ukazujący się naszemu bohaterowi (w sumie naszym bohaterom, ale wątpię, by na koniu sprawiał jakiekolwiek głębsze wrażenie) zapiera w piersi dech i sprawia, że z głębi serca wyrywa się pieśń miłości. 
A jednak jeździec osiągnął punkt, z którego widać granice pola – dostrzega ognie dalekich wsi. W ciemności słabe ognie w dali wyróżniają się tym, że są ledwie widoczne, słabiutkie, czasem drżące na skutek ruchów powietrza… Wtedy muszą być naprawdę odległe, ale o to chyba chodzi naszemu bohaterowi. Drżą dalekie ognie wsi, dokładniej liczba mnoga, więc „Drżą dalekich ognie wsi” -  szyk przestawny doda ciut poetyki i pozwoli dopasować frazę do rytmu piosenki. „Drżą w oddali ognie wsi” – nie oddamy w tym przypadku liczby mnogiej. Tej wsi, ale i tych wsi. Pozostańmy przy pierwszej wersji, choć brzmi ciut kanciasto w porównaniu z drugą. Pozostało pole, a dokładniej bardziej pieszczotliwie - poleńko i źródła. Poleńko po polsku brzmi mocno egzotycznie. Ale tkliwość można przecież przenieść na drugi element krajobrazu, widziany przez jeźdźca – źródełka. Mych źródełek srebrzy się nić. Niby nieźle, ale znika pole i po drugie nie wiemy, czy źródełka należą do bohatera. Chyba nic tu nie zwojujemy, nasuwa się propozycja, sprawdźmy: „Źródeł w polu srebrzy się nić”. Akceptowalne. Mamy i pole, i źródła, sentyment i urok. 

Kolejna część zwrotki – dziesięciozgłoskowiec, nazwę go strasznym. Romantycznie i jakże malarsko brzmiące złote żyto i kędzierzawy len napsuło sporo krwi. Czemu? Wszak to tak niewinne obrazki. Owszem, ale proszę przypomnieć sobie jedną z uwag zawartą przy tłumaczeniu pierwszej zwrotki – „ten rym wróci” Jaki rym? „Idę z koniem w cichą dal”, bo taka pointa zamyka cały jakże piękny opis nocnej eskapady. Wraca jak bumerang i robi to w sposób wręcz mistrzowski. Autor zmienia rym wewnętrzny w dziesięciozgłoskowcu, przenosząc go na ostatni wers: влюблен - влюблен. Musimy na to uważać. Zostawmy zatem: „żyta złoty łan, kędzierzawy len” – w mianowniku ów len brzmi bardzo przyjemnie, w przeciwieństwie do kolejnej zwrotki, gdzie w wołaczu spędzał przez dłuższy czas sen z powiek. 
Pieśń, jak powiedzieliśmy wcześniej, mówi o miłości do Ojczyzny. Po rosyjsku fraza jest prosta, by nie rzec – bardzo prosta: „Я влюблен в тебя, Россия, влюблен”. Oświadczyny to czy bardziej stwierdzenie faktu? Zapewne jedno i drugie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, podmiot liryczny wyraża swą miłość ukochanej Ojczyźnie. Jak bez zbędnego patosu, w sposób jak najprostszy i naturalny przetłumaczyć to wyznanie na polski? Najprościej, ale i najbardziej niefortunnie, bo przebanalnie można to przetłumaczyć dosłownie: „ja kocham cię, kraju mój, kocham cię”. Zgłosek dziesięć, rym wewnętrzny poprzez powtórzenie, żywcem jak z oryginału. A jednak…

Tyle włożyliśmy w tekst wysiłku, aż szkoda rozluźniać szyki w szczytowej emocjonalnie części tak wspaniałego utworu. To kwintesencja tej pieśni, dochodziliśmy do niej przez cztery pierwsze zwrotki. Cóż więc? Jakieś pomysły? Jeśli mówimy o zakochaniu, to czujemy ciepło w sercu. Serca żar, ciepło, oby nie ból zranionego serca. Serca zew, miłosna serca pieśń. O, blisko. Z głębi duszy, z głębi serca. Pieśń z głębi serca. Oczywiście, miłosna. Rosję zmienimy na uniwersalną „naszą ziemię”, Ojczyznę, kraj… Rymy – len, z głębi serca pieśń. Szukajmy czegoś, co da się powiązać z krajem, ojczyzną, z ziemią, jednocześnie rymując się rymem wewnętrznym ze słowem „pieśń”, co dodatkowo musi zostać wypowiedziane pięcioma zgłoskami (bo pięć już zostało użyte w „ziemi mej…”) w trybie oznajmiającym, w rytmie melodii, z użyciem czasownika wyrażającego dynamizm emocji i ich wyrażenia. „Ziemi mej z głębi serca wznoszę pieśń”. Czemu nie „śpiewam pieśń”? Myślę, że jest mała różnica – śpiewać można piosenkę swej ukochanej, ale pieśń np. wdzięczności raczej się wznosi. Brzmi bardziej patetycznie, w sam raz w stosunku do ojczyzny, do ziemi swej, za którą czasem przelewa się krew lub nawet oddaje życie. Sprawdźmy zatem efekt: 

Źródeł w polu srebrzy się nić,
drżą dalekich ognie wsi,
żyta złoty łan, kędzierzawy len -
ziemi mej z głębi serca wznoszę pieśń.

Finał. Zwrotka szósta, głośna, pełna emocji i optymizmu wbrew wszystkiemu. To pointa całego utworu, w niej zostało umieszczone sedno przesłania autora skierowanego do odbiorcy. Tłumaczenie robocze:

Będzie rok dobry, urodzajny…
Bywało różnie, ale wszystko to mijało – (do tego wrócimy)
Śpiewaj, złote żyto, śpiewaj, kędzierzawy lnie -
śpiewaj o tym, jak jestem zakochany w Rosji.
Śpiewaj złote żyto, śpiewaj, kędzierzawy lnie -
idziemy z koniem po polu we dwóch.

Pełna optymizmu ostatnia, finalna zwrotka. Skąd ten optymizm lub prędzej – skąd potrzeba takiego optymizmu? Album „Zona Lube”, na jakim znalazł się nasz utwór został wydany w roku 1994. Upadek Związku Radzieckiego, kolosa, molocha i bankruta w jednej osobie pociągnął za sobą szereg negatywnych następstw dla wielomilionowego społeczeństwa. Brak perspektyw, konflikty zbrojne na Kaukazie, bolesna i trudna gospodarka rynkowa, upadłość wielkich zakładów przemysłowych, bandytyzm, w tym pod egidą państwa, rozprężenie armii, korupcja, ubóstwo. Upadł budowany siedemdziesiąt lat mit o potędze Ojczyzny, realność okazała się bardziej niż brutalna. Prości ludzie musieli się z tym zjawiskiem i zmierzyć, i zderzyć. Potrzebna była nadzieja. Ta piosenka ją niosła i to w sposób przebojowy, trafiając do serc, umysłów i pod strzechy. Utwór chwycił, stał się piosenką jeśli nie narodową, to na pewno niezmiernie popularną i kultową. Rok dobry, urodzajny, szczęśliwy, czas obfitości i spokoju był jakże potrzebny. „Przyjdzie w końcu ten dobry rok” – podkreślmy więc nadzieję, graniczącą z pewnością – on przyjdzie. W końcu – na który tyle czekamy, ten upragniony. Mimo tego, iż tyle nieszczęść trapiło i trapi nasz kraj, potrafił się z upadków podnosić. Powstawać z kolan, stawać na nogi i nabierać sił. Mimo carskiego despotyzmu w latach upadającego caratu, okropności I Wojny Światowej, zawirowań lutowo-październikowych, Rewolucji siedemnastego roku, krwawej wojny domowej i czerwonego terroru, potem twardej ręki władzy radzieckiej, Hołodomoru, gułagów i psychuszek. Czyli nie takie rzeczy bywały i dawaliśmy radę - mijały.

Gra słów, o której wspomniałem wcześniej – zaczerpnięte z języka mocno potocznego (tu słowa wdzięczności pod adresem Ireny Golińskiej z Pruszcza Gdańskiego, która po przyjacielsku wzbogaciła moją wiedzę o ten szczegół) wyrażenie „всяко пройдет” można przetłumaczyć jako „na pewno minie, z pewnością, niechybnie”. „Было всяко” – różnie, nie tak bywało, ale i „всяко пройдет” – na pewno minie, nie takim nieszczęściom dawaliśmy radę. Wszystkie te przeciwności losu nie zmieniają miłości autora do Ojczyzny – wręcz przeciwnie, budzą troskę o nią jako o kogoś drogiego, bliskiego. Zatem „złote żyto me, kędzierzawy lnie” – śpiewajcie mej ojczyźnie, śpiewajcie o tym, jak jestem w niej zakochany. Trudno znaleźć, jak wspomniałem wcześniej rym do len w wołaczu – lnie, ale po dłuższym czasie jakoś się udało: „ukochanej ziemi nieście serca pieśń”. Tę pieśń, która się wyrwała z głębi serca na widok wspaniałości nocnego krajobrazu. Pasuje jak ulał.
 
Ale tu zaczyna się kolejny problem – mieliśmy uważać na końcowe rymy piosenki, które muszą się zgrać z początkowym wersem: „idę nocą w pole, w cichą dal”. Autor po prostu po raz kolejny, wręcz schematycznie sięgnął po powtórzenie – „пой, златая рожь, пой, кудрявый лен”, po którym następuje dłuuga pauza, w trakcie której słuchacz szybko i gorączkowo próbuje zgadnąć, co zabrzmi na sam finał, jaka będzie pointa wzniesionych na takie wyżyny emocji. To wręcz genialna pauza, dająca możliwość każdemu ze słuchaczy na szukanie, na dopisanie własnego finału, własnej myśli, która mogła się zrodzić podczas słuchania tego utworu. Tu poległem. Nie byłem w stanie oddać konstrukcji oryginału, nie dysponuję wystarczająco bogatym zasobem słów i doświadczeniem. Po długich rozterkach postanowiłem podpatrzeć autora i również zastosować powtórzenie, ale po pierwsze – zmieniłem tryb rozkazujący „śpiewaj!” na oznajmujący „śpiewa”, po wtóre w powtórzeniu zmieniłem kolejność: „złote żyto me, kędzierzawy lnie, …do rymu z pieśń, następnie - kędzierzawy len i żyta śpiewa łan” pauza…..i znajome nam już: „ idę z koniem w pole, w cichą dal”.  

Przyjdzie w końcu ten dobry rok,
różnie było, minie i to.
Złote żyto me, kędzierzawy lnie,
ukochanej ziemi mej nieście pieśń.
Kędzierzawy len i żyta złoty łan…
Idę z koniem w pole, w cichą dal…
Ufff…
Moi Drodzy, na zakończenie zaprezentuję wieńcząca nasze dwuczęściowe warsztaty premierową wersję tłumaczenia piosenki „Koń”. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Proszę o ocenę surową i sprawiedliwą zarazem. Dla ułatwienia podpowiem, na co przy ocenie tłumaczenia piosenki warto zwrócić uwagę: czy utwór jest zrozumiały? Czy występują rusycyzmy? Czy po tekście polskim można rozpoznać język oryginału? Czy narusza zasady języka? Czy kłóci się z oryginalną formą wiersza? Czy trzyma się tekstu oryginału na tyle, by być przekładem czy jest tylko swobodną autorską interpretacją? Czy zachowuje rym i rytm, zatem czy można go zaśpiewać do melodii oryginalnej? I ostatnie, ale wcale nie mniej ważne - czy jest naturalny w odbiorze? 

1. Wyjdę nocą z koniem, a łan 2. W nocnym niebie gwiazd jasny blask
Cicho poprowadzi nas w dal, Żywej duszy wokół nas
Pójdę z koniem tak, w pole, cicho w dal Tylko z koniem tak, polem cicho w dal
Pójdę z koniem w pole, w cichą dal Tylko z koniem idę w cichą dal

3. Ty na grzbiet, mój druhu, mnie weź 4. Niech zobaczę w końcu choć raz
(i) nieś mnie po mym polu, nieś Miejsce, w którym pole rodzi brzask
Śmiało nieś mnie tam, gdzie bezkresny łan          Świtu czerwień gdzie, (gdzie) zorza budzi się
Nieś mnie tam, gdzie bezkresny szumi łan Czy naprawdę jest to miejsce, czy też nie?,

5. Źródeł w polu srebrzy się nić 6. Przyjdzie w końcu ten dobry rok,
Drżą dalekich ognie wsi (choć) różnie było, minie i to
Żyta złoty łan, kędzierzawy len Złote żyto me, kędzierzawy lnie
Ziemi mej wznoszę z głębi serca pieśń Ukochanej ziemi mej nieście pieśń
Kędzierzawy len (i) żyta śpiewa łan…
Idę z koniem w pole, w cichą dal…

zdj. www.Homefun.pl