ks. Mariusz Synak
Losy słupskiej cerkwi prawosławnej na przestrzeni wieków
Konferencja: Domy Boże w Rzeczpospolitej
Temat, któremu poświęcona jest niniejsza praca (choć nie czynię tej uwagi po to, by się rozgrzeszać z ewentualnych niedociągnięć warsztatowych) jest trudny z kilku powodów. Po pierwsze: do tej pory, mimo ponad sześćdziesięcioletniej historii parafii prawosławnej, leżał odłogiem. Nie oznacza to, że nie ma opracowań na temat historii słupskiej parafii prawosławnej - oczywiście istnieją ogólnikowe opracowania funkcjonujące jako składowe szerzej traktowanych tematów: badań nad przebiegiem i skutkami Akcji "Wisła", historii diecezji wrocławsko - szczecińskiej, historii Kościoła prawosławnego w Polsce... Zadaniem autora natomiast było przede wszystkim zbadanie i opisanie nie będącego do tej pory przedmiotem zainteresowania historyków pokaźnego archiwum parafialnego, na które złożyły się nie tylko dokumenty, kopie których przekazano do kurii diecezjalnej, lecz również - co jest nie mniej istotne - pisma urzędowe związane z życiem codziennym wspólnoty, protokoły posiedzeń Rady Parafialnej, księgi metrykalne oraz korespondencja prywatna. Natomiast tak długi czas spokoju, jakim cieszyły się słupskie akta, w praktyce oznaczał narastające w ogromnym tempie trudności z dotarciem do świadków ówczesnych wydarzeń, których objęła naturalna zmiana pokoleniowa. Dla współczesnego badacza archiwalne fotografie sprzed kilkudziesięciu lat przedstawiają w dużej mierze ludzi już anonimowych, trudne lub wręcz niemożliwe jest też ustalenie roku powstania niektórych zdjęć, a to z kolei zmniejsza wartość poznawczą i tak nielicznych przecież dokumentów. Po wtóre: istnieją pewne rozbieżności między zachowanymi dokumentami a rzeczywistością, będące wynikiem niełatwych czasów powojennych. Mam tu na myśli np. wykazywaną w raportach ilość wiernych czy opisy zdarzeń będące w dużej mierze subiektywnymi zapisami mającymi zapewne wpływać na określone decyzje administracyjne. Kolejną kwestią jest fakt, iż obiekt, który dziś służy nam jako cerkiew parafialna, ma swoją, znacznie dłuższą od naszej wspólnoty historię, którą próbowałem przedstawić w niniejszym tekście. Uczyniłem to z tym większą satysfakcją, że losy przedwojenne i wojenne obiektu przy ówczesnym Poetensteig 5 są również bardzo mało znane i nie posiadają żadnego - według mojego rozeznania - szerszego opracowania w języku polskim. I ten etap dziejów świątyni - czasy istnienia zboru tzw "wolnego"[1], "odłączonego" Kościoła ewangelicko - luterańskiego posłużą za wstęp do części właściwej niniejszego tekstu, będąc w moim zamiarze swoistym hołdem pod adresem pomysłodawców, twórców i budowniczych zajmowanych dziś przez naszą parafię obiektów, i których z wdzięcznością wspominamy podczas każdej Boskiej Liturgii słowami: "Budowniczych, twórców i ofiarodawców tego czcigodnego przybytku Bożego niech Pan wspomni w Królestwie swoim". Tak więc to nie suche fakty i nazwiska, lecz raczej poszczególne losy konkretnych ludzi splotły się w dzieje domu Bożego przy dzisiejszej ulicy. Zygmunta Krasińskiego.
I. Lata 1898-1945 czyli Wolna lub "odłączona" ewangelicko - luterańska gmina kościelna: Die evangelisch - luterisch - separatierte Kirchen - Gemainde
Historia powstania świątyni jest dość nietypowa. Na skutek kryzysu, jaki dawał się zauważyć od początku XIX wieku w państwowym Kościele ewangelickim na Pomorzu (co potwierdza w swym liście jeden z członków zboru przy ówczesnym Poetensteig[2]), doszło do rozłamu wśród wiernych. Z ambon, jak opisuje autor listu, zupełnie otwarcie negowano zmartwychwstanie Chrystusa. Informacją w podobnym tonie dzieli się w swych wspomnieniach inny parafianin wymienionej wspólnoty, szerzej wspomniany w dalszej części pracy, Joachim Schwarz: "Zbór ten powstał [...] w wyniku ruchu odnowy Kościoła luterańskiego [...]. Wielu właścicieli ziemskich, arystokratów i junkrów odwróciło się wówczas od Kościoła oficjalnego, ponieważ pastorzy jedynie zarządzali swoimi kościołami. Brakowało im jakiegokolwiek misjonarskiego ducha"[3]. Sprzeciwiła się temu w pierwszej kolejności pomorska szlachta, a w szczególności trzej bracia: Gustaw, Heinrich i Karl von Below (siedziba rodowa Seehof, dzisiejsze Stawisko, część wsi Pieńkowo, gm. Postomino), którzy wstąpili na drogę zwiastowania czystej, biblijnej nauki Starego i Nowego Testamentu. Bracia początkowo skłóceni na tle podziału ojcowskiego majątku pojednali się dzięki lekturze Pisma Świętego. Inicjatorem był Gustaw z podsłupskiej wioski Gać. Początkowo - w czasie wojen napoleońskich - pruski dragon, adiutant Gneisenaua, kawaler Żelaznego Krzyża i rosyjskiego Orderu Świętego Jerzego, zmienił się w berlińskiego światowca i filozofa - przyjaciela poetów Klemensa Brentano i Achima von Arnim. Swoje życie przemienił całkowicie pod wpływem Ewangelii Świętego Mateusza. Najmłodszy z braci, Heinrich von Below z Pieńkowa, w młodości był studentem, potem wstąpił do armii. Wojna nauczyła go cenić uciechy życia doczesnego, przyjaciela, fajkę, karty i kobiety... Ale pewnego dnia, podczas sjesty na sofie w rodzinnym pałacu, pod wpływem Biblii doznał olśnienia. Odrzucił wszelkie używki, zbratał się z prostym ludem, modlił razem z parobkami i dziewkami służebnymi, nazywając ich "braćmi"[4]. Z oficjalnym Kościołem zerwał Heinrich von Below w wielkanocny poniedziałek 1820 roku, po tym jak miejscowy proboszcz stwierdził, że także niewierzący mogą być zbawieni. Wówczas von Below wszedł na pieńkowskie wzgórze kościelne i zawołał do zgromadzonych parafian: "Nie wierzcie mu. To fałszywy prorok".
Założona przez nich wspólnota w Seehof prawdopodobnie jako pierwsza spośród wielu powstałych na jej gruncie, uzyskała samodzielność w roku 1822. Na początku bracia von Below podjęli próbę znalezienia duchownych do obsługi zborów, co jednak mimo długich starań zakończyło się niepowodzeniem. Ruch "wolnościowy" zataczał coraz to szersze kręgi, w wielu miejscowościach tworzyły się - kierowane przez świeckich kaznodziejów - wspólnoty modlitewne i Koła Godzin Biblijnych. Charakterystycznym dla uczestników tych zgromadzeń było to, iż zrywali z pijaństwem, paleniem tytoniu, grą w karty, stawali się uczynni, serdeczni... Niedzielne nabożeństwa tzw. "przebudzonych" rozpoczynały się o osiemnastej i trwały często aż do północy. Nazywano ich również jakobinami, gdyż do udziału w nabożeństwach zapraszali parobków, dniówkarzy, owczarzy itp. Cieszyli się też poparciem niektórych duchownych - aktywnie wspierali ich proboszczowie ewangeliccy w Kołczygłowach (ks. Sauer) i Cetynie (ks. Palas)[5]. Z Belowianami współdziałała część wpływowej rodziny junkierskiej Puttkamerów (z Barnowca i Wierszyna).
Belowianie sami zaczęli udzielać sobie sakramentów, dokonywali egzorcyzmów, przestali posyłać dzieci do szkół, pozwalali głosić słowo boże chłopom i wyrobnikom; jednego z charyzmatycznych przywódców ruchu o nazwisku Wolff wtrącono do więzienia za "nielegalne wykonywanie zawodu duchownego". Działalnością Belowów zainteresował się osobiście król Fryderyk Wilhelm III. Rozważano wysłanie do Pieńkowa wojska i poddania braci Belowów przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu. Powołana przez króla specjalna komisja nie wykryła jednak żadnych wykroczeń obyczajowych i orzekła, że ruch ten jest teologicznie czysty, a jego skutki w życiu osobistym uczestników są wspaniałe i godne uznania. Komisja podkreśliła w swoim raporcie, że Belowianie, a szczególnie przewodzący im Gustaw von Below bardzo mocno podkreślają swój antypapizm i tradycyjny luteranizm. W dodatku w niektórych miejscowościach ruchy przebudzeniowe były wspierane przez władze lokalne. Belowianie rozprzestrzenili się po Pomorzu, sięgając wpływami do Gdańska i ziem polskich. W kręgu oddziaływania braci von Below znalazło się około 200 osób (niektóre opracowania mówią aż o 1400 członkach tego ruchu w latach trzydziestych XIX w.). Przez jakiś czas jedna wspólnota obecna była także w Berlinie, a jej ślady zaniknęły dopiero po II wojnie światowej[6]. Gdy w 1835 r. na Pomorze z Poznania dotarł ks. Friedrich Lasius, doprowadził do zjednoczenia ruchu braci Below, stolarza Wolffa i kowala Volla w ramach staroluteranizmu[7] i ostatecznego zerwania z Kościołem Krajowym[8]. Nie byli oni jednak nazbyt długo związani organizacyjnie z Kościołem Staroluterańskim. Ostatecznie w 1850 r. odłączyli się oni od centrali tego Kościoła we Wrocławiu i ustalili porządek dla liczącego ok. 1500 wyznawców "wolnego" Kościoła luterańskiego występującego pod oficjalną nazwą Ewangelicko-Luterańska Odłączona Gmina Kościelna. Początkowo nabożeństwa odbywały się w większych salach zebrań, ale z chwilą, gdy te stawały się za małe, budowano w różnych miejscowościach kościoły. Koszty budowy ponosili sami członkowie zborów. Poza Pieńkowem i Duninowem największe skupiska belowian znajdowały się w: Marszewie, Bięcinie, Gardnie Wielkiej, Starnicach, Budowie, a później również w Słupsku, który od końca XIX w. stał się główną siedzibą ruchu odnowy. Słupscy "przebudzeni" skupieni byli w trzech różnych związkach wyznaniowych[9]: Kościele Staroluterańskim z siedzibą centrali we Wrocławiu (kościół przy ówczesnej Gr. Auckerstr. 40 obecnie ul. Słowackiego 40 wybudowany w 1859 r.[10]), Ewangelicko-Luterańskiej Odłączonej Gminie Kościelnej (kaplica przy ul. Krasińskiego 5 wybudowana w 1898 r.[11]) i odłączonej gminie ewangelicko-luterańskiej (kaplica przy dawnej Fruchtrstr. 22, aktualnie ul. Długosza 22 wybudowana w r. 1884 - przebudowana po odebraniu ewangelikom w latach pięćdziesiątych XX wieku na łaźnię miejską)[12].
W spisanej historii "odłączonego" zboru[13] w Słupsku znajdujemy informację o tym, że w listopadzie 1897 roku, po gruntownym namyśle, podjęto decyzję o budowie nowego domu Bożego. Stosowną działkę znaleziono na Poetenstrasse, odkupiono ją od państwa Voeltze i już 4 marca 1898 roku pastor Friedrich Miller (zm. przed 1935 rokiem) w imię Trójjedynego Boga położył kamień węgielny. Mimo panujących mrozów i niepogody prace nie były wstrzymywane i już po trzech miesiącach, w dzień Świętej Trójcy, który w roku 1898 wypadł 5 czerwca[14] miało miejsce uroczyste poświęcenie. W księdze wieczystej zapisano nieruchomość pod numerem IV/18/138 jako należącą do separatierte Kirchengemeinde, ale z siedzibą w - uwaga - Koccejendorf (dzisiejszy Radosław Sławieński)[15]. Dokument władz polskich z września 1947 r., zawierający tę informację, a wnoszący o rozpatrzenie podania Warszawskiego Duchownego Konsystorza Prawosławnego, wymienia prócz kaplicy również budynek mieszkalny jako nieruchomość stanowiącą do roku 1944 własność "kościoła luterskiego"[16]. O trudnościach w znalezieniu działki w centrum miasta niech świadczy fakt bardzo nietypowego położenia świątyni - kościół jest praktycznie wciśnięty między budynki, pochodzące z tego samego okresu. Mało tego - dziś z perspektywy czasu możemy ocenić, że zbór, na podobieństwo swego rówieśnika, słupskiego zboru staroluterskiego, borykał się z dużymi problemami finansowymi[17]. Przemawiają za tym zarówno prostota planu jak i niewysoka jakość wykonania i użytych materiałów budowlanych, z trudem mogąca służyć za wzór typowej, przysłowiowej niemieckiej solidności: langsam aber sicher.
Jak wynika z informacji, zawartych w cytowanym już liście, parafią kierowali najpierw - w latach 1890 do ok. 1935 roku pastor Miller, a po jego śmierci kołobrzeski duchowny H. Kapellusch, pełniący tę służbę aż do wysiedlenia w 1945 roku. Dla posługi do Słupska przyjeżdżali również znani z nazwiska kaznodzieje z okolicznych parafii. Byli to: L. Voelkner z Friedenshoff (Bobolice), F. Vetter, Kirchof, Potzek z Gdańska, H. Vetter z Berlina i pastor Sieg z Wundichof (Unichowo)[18]. Z innego źródła wiemy, że to ten ostatni, ks. Karl Sieg pełnił funkcję duszpasterza jeszcze po marcu 1945 roku[19].
Ciekawą informację znajdujemy na tytułowym liście kserokopii książki opisującej dzieje zboru przy Poetensteig. Sporządził ją człowiek, z inicjatywy którego pojawił się w Niemczech przedruk tej pozycji, dobrze znany we współczesnym Słupsku ewangelicki muzyk kościelny, diakon Joachim Schwarz KMD (Dyrektor Muzyki Kościelnej)[20]. Otóż, Schwarz mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie zboru, własnoręcznie naniósł, prócz szkicu miejsca swego zamieszkania (Poetensteig 16, dokładnie naprzeciw parafii, dzisiejsza ul. Krasińskiego 16) i kilku dokładnych dat: swych urodzin, chrztu i konfirmacji również dwie inne, niezmiernie dla nas ważne. Pierwsza z nich to dzień 7 marca 1945 r., kiedy opuścił swe mieszkanie przy parafii oraz 8 lipca tegoż roku, kiedy w ogóle opuścił Słupsk. Są to istotne dla nas daty, albowiem zarówno sam Joachim, jak i jego rodzice - Max i Marta, należeli do wspomnianego zboru, mieszkali po sąsiedzku: "Ochrzczony zostałem na początku lutego w ówczesnym zborze ewangelicko - luterańsko - separatystycznym, do którego należeli moi rodzice"[21]. Mało tego, Joachim już od 12 roku życia grał tam na organach. Mieszkanie opuścili 7 marca. Dlaczego? Posłuchajmy wspomnień Schwarza: "W nocy z 6 na 7 marca [1945 roku - przyp. aut.] był alarm lotniczy. Radzieckie dwupłatowce zrzuciły małe bomby na dworzec, aby zniszczyć linie i tory kolejowe. Następnego dnia przez głośniki wezwano ludność do opuszczenia miasta. Nie pozostało nic innego, jak ucieczka na wschód"[22]. Po kilku dniach tułaczki Joachim powrócił do miasta, ku swej radości zastał dom nietknięty, ale, jak wspomina: "gdy chciałem otworzyć drzwi, rozczarowałem się, drzwi naszego domu były zamknięte. Nie poddałem się i nadal pukałem. Wreszcie ktoś je otworzył. Przede mną stanął starszy mężczyzna, mieszkający z żoną na pierwszym piętrze, który nie uciekł z miasta. [...] On i jego żona jeszcze mieszkali w tym domu. Wszystkie pozostałe niemieckie rodziny uciekły"[23]. Pozostaje przypuszczać, że mieszkańcy posesji przy Poetensteig 5 postąpili podobnie[24]. Schwarz nie powrócił do swego mieszkania - do lipca 1945 roku, do chwili wysiedlenia, mieszkał u wujostwa w innym rejonie miasta. Co działo się z niemiecką ludnością? Jej los opisuje Schwarz następująco: "Przed Wielkanocą[25] wielu słupszczan [...] wywieziono w głąb Rosji. [...] Wielu zmarło podczas podróży"[26]. Ale Niemcy nie pozostali bez opieki duszpasterskiej, w mieście pozostał inwalida wojenny, niewidomy wikariusz o nazwisku Giese. Ten za zgodą radzieckiej komendantury odprawiał nabożeństwa w kościele Piotra, obecnie Najświętszego Serca Jezusowego. A co z naszym zborem? Schwarz kontynuuje swą opowieść: "W Słupsku [po marcu 1945 - przyp. aut.] chodziłem często pod wieczór na domowe nabożeństwo, które odbywało się w jednym z mieszkań. Odprawiał je pastor zboru ewangelicko - luterańsko - separatystycznego, Karl Sieg. Przyjść mógł każdy, kto był zainteresowany tymi nabożeństwami. [...] Uczestnictwo Niemców w tzw. zgromadzeniach było oficjalnie zakazane. Komendantura obawiała się spiskowania Niemców przeciwko okupantom. Nie przestrzegaliśmy tego oficjalnego zakazu zgromadzeń. W każdym razie jednego ograniczenia się trzymaliśmy - nie wolno nam było śpiewać. Inaczej rosyjscy żołnierze, którzy patrolowali od czasu do czasu ulice, zwróciliby na nas uwagę. Nieco później rosyjski komendant zaakceptował nasze nabożeństwa. Wówczas mogliśmy śpiewać z pamięci pieśni kościelne"[27]. Z przytoczonego fragmentu wynika, że: po pierwsze - nie odprawiano w kościele przy Poetensteig, po wtóre - chyba nawet dostęp do niego był utrudniony, inaczej z pewnością wykorzystano by możliwość zabrania ze świątyni brakujących śpiewników. Prawdopodobnie został zamknięty, co mogłaby potwierdzać uwaga Schwarza o ostatniej jego wizycie w swoim kościółku: "Zdecydowałem się wędrować na zachód. Przedtem odwiedziłem razem z moim przyjacielem mały kościół przy ul. Krasińskiego. Był otwarty. Na ławkach leżały walizki i tobołki. Tutaj, tak przypuszczaliśmy, ludzie znaleźli schronienie, a potem uciekli na łeb, na szyję przed Armią Czerwoną [a więc tobołki pochodziły prawdopodobnie sprzed 8 marca i w takim stanie, nierozszabrowane, pozostały do wizyty Joachima na początku lipca 1945, kiedy autor wspomnień chyba nieprzypadkowo podkreślił fakt otwarcia kościoła - przyp. aut.]. Weszliśmy na chór. Małe organy, na których często grałem, były jeszcze sprawne. Zagrałem chorał: 'Dziękujcie wszyscy Bogu'. Tym pożegnałem się z małym kościółkiem"[28].
Jak zauważa słupski historyk, znawca dziejów protestantyzmu na Pomorzu Jan Wild, rok 1945 przyniósł praktyczny koniec działania Kościoła ewangelickiego w jego dawnych strukturach na terenie Słupska[29]. Dotychczasowe parafie zostały pozbawione swoich świątyń i innych posiadanych obiektów. Duchowni w zdecydowanej większości opuścili miasto przed zajęciem przez Rosjan lub zostali aresztowani przez NKWD. Zatem marcowa data może symbolicznie wyznaczać definitywny koniec istnienia zboru Odłączonego Kościoła ewangelicko-luterańskiego, istniejącego przy domu Bożym, wzniesionym w 1898 roku. W taki sposób, na skutek zawirowań wojennych, wspomniany dom Boży znalazł się na terytorium Rzeczpospolitej.
II. Parafia prawosławna; lata 1945-1961
Nowo tworzona parafia prawosławna nie była pierwszą prawosławną placówką w historii miasta. W okresie wojny siedmioletniej niegdysiejszy kościół św. Mikołaja (dzisiejsza biblioteka miejska) posłużył jako koszary i garnizonowa cerkiew dla stacjonujących w mieście wojsk rosyjskich. Trwało to niespełna rok, a rzecz się działa w latach 1759 - 1760[30]. Najstarsze natomiast powojenne, odnalezione w archiwum Kurii Metropolitalnej oficjalne pismo dotyczące parafii prawosławnej w Słupsku, pochodzi z dn. 24 maja 1947 roku. Jest to zaświadczenie potwierdzające utworzenie na mocy decyzji Jego Eminencji, Wielce Błogosławionego Dionizego, Arcybiskupa Warszawskiego i Metropolity Polski z dnia 23 maja parafii prawosławnej w Słupsku, województwa Szczecińskiego[31]. Podobną treść zawiera pismo adresowane do Ministerstwa Ziem Odzyskanych w Warszawie, w którym wspomniany Konsystorz Prawosławny "uprzejmie komunikuje" o zaistniałym fakcie erygowania słupskiej parafii[32]. Oba dokumenty wskazują na osobę ks. protojereja[33] Piotra Weremczuka jako na proboszcza parafii, nie precyzują natomiast wezwania, pod którym została powołana nowa placówka. Ale przytoczone powyżej dokumenty są wbrew pozorom tylko pewnym zwieńczeniem, a nie początkiem istnienia słupskiej wspólnoty prawosławnej. Już wcześniej (30 XII 1946 r.) Warszawski Duchowny Konsystorz Prawosławny pismem nr 1774 poinformował Urząd Wojewódzki w Szczecinie, że zatrudnionemu w Słupsku ks. Piotrowi Weremczukowi powierzona została obsługa duszpasterska ludności prawosławnej, zamieszkałej w Słupsku i okolicznych miejscowościach oraz zadanie zorganizowania w Słupsku prawosławnej placówki duszpasterskiej[34]. W piśmie skierowanym do Departamentu Administracji Publicznej przy Ministerstwie Ziem Odzyskanych z dnia 25 września 1947 roku czytamy, iż: "według informacji Starostwa wymieniona kaplica wraz z domem mieszkalnym pismem Zarządu Miejskiego z dnia 8.V.47 [l.dz. nieczytelna - przyp. aut.] została przekazana pod dozór ks. Weremczukowi Piotrowi, proboszczowi parafii prawosławnej w Słupsku"[35]. Warto podkreślić, że przekazanie odbyło się dwa tygodnie przed oficjalnym erygowaniem placówki, co może świadczyć o tym, iż parafia funkcjonowała już wcześniej i jej działalność była dobrze znana władzom miejskim. W sprawozdaniu rocznym za rok 1954 autorstwa ks. Weremczuka znajdujemy dodatkową informację o przybyciu jego autora na Pomorze - "od 3 października 1941 roku pełnił funkcję proboszcza w Holeszowie, do Słupska został oddelegowany 30 grudnia 1946 roku"[36]. W rozmowach z najstarszymi parafianami, przeprowadzonych pod koniec lat 90-tych (m.in. Wacławem Malinowskim i Lubą Leszkiewicz z. d. Wasilewską, którzy przybyli do miasta w 1945 roku) udało się odtworzyć następującą kolejność wydarzeń: wkrótce po zakończeniu wojny ludność wyznania prawosławnego (pod przewodnictwem późniejszej wieloletniej starosty i przewodniczącej Rady Parafialnej, Anny Malinowskiej, matki Wacława) zajęła kościół przy ul. ówczesnej Poetów 5, nie dopuszczając do jego rozgrabienia. Pamiętajmy, że Schwarz żegnając się ze Słupskiem na początku lipca 1945 roku mógł swobodnie wejść do nierozgrabionego kościółka. Zapewne wkrótce po nim weszli tam prawosławni. Ale mogło się to stać chyba dopiero po przekazaniu władzy nad miastem stronie polskiej, ponieważ Schwarz wspomina: "Kiedy Polacy przejęli miasto, budynki ówczesnych ewangelickich kościołów zostały zajęte i przekazane polskim kościołom katolickim"[37]. Ten natomiast fakt - przejęcie władzy nad miastem przez polską administrację - nastąpiło w miesiącach letnich 1945 roku[38]. Jednocześnie w sposób bardzo prowizoryczny adaptowano kościół dla potrzeb liturgii prawosławnej - wzniesiono bardzo skromny ikonostas, ustawiono pulpity, zawieszono przechowywane w domach ikony. W jednym z dostępnych skrótowych opisów historii słupskiej parafii odnajdujemy wzmiankę: "Świątynia jest byłym kościołem ewangelickim z XIX wieku, adaptowanym dla potrzeb parafii już w 1946 roku"[39]. Mogłaby to potwierdzać fotografia, przedstawiająca surowe wnętrze kościoła z bardzo skromnym wyposażeniem, ale już z prowizorycznym ikonostasem i kilkoma wiszącymi na ścianach ikonami. Na rewersie zdjęcia widnieje napis w języku rosyjskim: "Zdjęcie wykonano w roku 1945. Wówczas cerkiew była poświęcona św. Mikołajowi". Za prawdziwością tych słów przemawia dodatkowo fakt, iż w miejscu, które tradycyjnie zajmuje ikona patrona świątyni, a więc z prawej strony prawych drzwi diakońskich, znajduje się ikona arcybiskupa Miry Licyjskiej, świętego Mikołaja. Kolejna fotografia przedstawiająca grupę parafian z ks. Weremczukiem datowana jest przez tę samą osobę na rok 1946. Ze zdjęcia wynika, że jest to lato - przemawiają za tym: letnie ubrania dzieci, dużo żywych kwiatów, dobre światło. Z jednej strony wiemy, że ks. Weremczuk dotarł do Słupska najprawdopodobniej na początku 1947 roku, ale z drugiej strony dokładność przejawiona przy opisie rewersu zdjęcia (wymienianie parafian z nazwiska) każe się zastanowić. Wspomniana druga fotografia z pewnością została opisana po kilku/kilkunastu latach, ponieważ w stosunku do paru osób figurujących na zdjęciu autor opisu użył zwrotu: "nazwisko - nie pamiętam", " imienia i nazwiska - nie pamiętam". Natomiast fakt, iż nie wymieniono z nazwiska duchownego, widocznego w grupie parafian, może świadczyć o tym, iż zdjęcie opisywano przed rokiem 1961, kiedy placówkę objął kolejny proboszcz, ks. Doroszkiewicz.
W dokumentach Konsystorza z lutego 1946 roku czytamy, że nie wymienieni z nazwiska duchowni otrzymali delegacje do Gdańska, Szczecina, Wrocławia i Słupska[40], a więc do oficjalnie nie istniejącej jeszcze parafii. Nieco światła na funkcjonowanie słupskiej wspólnoty przed oficjalnym erygowaniem dodatkowo rzuca wzmianka, którą odnajdujemy w kolejnym źródle: "Pierwsze nabożeństwo prawosławne w Słupsku zostało odprawione 31 maja 1947 roku w byłym kościele ewangelickim (wcześniej odbywały się sporadyczne nabożeństwa w prywatnych mieszkaniach)"[41].
Na podstawie przytoczonych danych można przypuścić, iż oficjalne erygowanie samorzutnie zorganizowanej wspólnoty mogło być więc już tylko jej zalegalizowaniem. Dodatkowo cytowane pismo z roku 1947 adresowane do Ministerstwa Ziem Odzyskanych zawiera jeszcze jedną informację - wymienia ilość wiernych: "Miasto Słupsk na 3.100 mieszkańców posiada 100 wyznawców kościoła prawosławnego, w powiecie 100 osób".
Przy omawianiu początków parafii można postawić kolejne pytanie - kiedy i w jakich okolicznościach parafia otrzymała za patronów świętych apostołów Piotra i Pawła? Teoretycznie w akcie erygowania wspólnoty powinna znaleźć się interesująca nas informacja, ale - jak zaznaczyłem wcześniej - nie dysponujemy takim dokumentem, natomiast na podstawie kilku faktów kwestia wezwania świątyni przestaje być taka oczywista. Po pierwsze - wspomniane fotografie pochodzące (polegając na opisie znajdującym się na rewersie) z roku 1945 i 1946, przedstawiająca ikonę lub też wymieniająca św. Mikołaja jako patrona. Po wtóre - na stronie tytułowej pierwszej księgi metrykalnej na lata 1947-1951, założonej w roku 1947, w rubryce: "przeznaczona dla cerkwi ... w ..." brak jest określenia wezwania świątyni, co u tak dokładnego księdza, jakim był pierwszy proboszcz, ks. Weremczuk, nie mogło być przypadkiem (w puste miejsce duchowny wpisał: "prawosławnej"). W kolejnej jej części, na rok 1952, duchowny już uściśla ten szczegół, wymieniając jako patronów świętych apostołów Piotra i Pawła. Ponadto okrągła pieczęć parafialna, której przekazanie kwituje ks. Troc w inwentaryzacji mienia z dnia 24 września 1994 roku o treści: "Parafia Prawosławna śww. Piotra i Pawła w Słupsku, woj. Szczecińskie" świadczy o tym, iż świątynia funkcjonowała pod wezwaniem świętych Apostołów już przed drugim powojennym podziałem administracyjnym kraju, tj. przed 6 lipca 1950 roku, kiedy na skutek wspomnianego podziału Słupsk znalazł się w granicach nowo utworzonego województwa Koszalińskiego[42]. Być może to, że starsze od słupskiej parafie: w Szczecinie (powstała przed 10 maja 1946), Gdańsku (3 czerwca 1946) i Pile (luty 1946, być może nawet od 1 lipca 1945)[43] nosiły już imię św. Mikołaja, spowodowało przyjęcie w końcu lat czterdziestych za patronów świętych Apostołów, mimo pierwotnie przewidzianego/funkcjonującego wezwania św. Mikołaja? Na podstawie dzisiejszego stan wiedzy i znajomości dokumentów nie możemy jednak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Kim byli ludzie tworzący słupską parafię? Ze wspomnień najstarszych parafian byli to powracający z frontu żołnierze wyznania prawosławnego, wyzwoleni pracownicy przymusowi, niegdysiejsi jeńcy wojenni, w końcu ci, którzy szukali na nowym zachodzie zagubionych krewnych lub po prostu lepszej przyszłości. Liczbę takich osób na terenie objętym opieką duszpasterską świeżo utworzonej 7 maja 1946 roku Administratury dla Parafii Prawosławnych na Ziemiach Odzyskanych, która 7 lipca 1946 roku została przekształcona w Diecezję Ziem Odzyskanych, na podstawie zachowanych archiwaliów można określić na 2-3 tysiące osób. Kierowanie diecezją w dniu 31 grudnia 1946 roku objął bp Jerzy (Korenistow)[44].
Kolejną wskazówkę dotyczącą wiernych, tworzących słupską wspólnotę, znajdujemy w piśmie z dnia 29 maja 1947 roku, sporządzonym w Warszawskim Konsystorzu Duchownym i skierowanym do wspomnianego ministerstwa. Informując o utworzeniu placówki w Słupsku Konsystorz precyzuje: "parafia ma swoim zadaniem obsługiwanie potrzeb religijnych polskiej ludności wyznania prawosławnego - przeważnie repatriantów ze wschodu - zamieszkałej w Słupsku i na terenie powiatu słupskiego"[45]. Pierwszy proboszcz parafii w sprawozdaniu za rok 1953 opisuje skład parafii następująco: "centrum parafii to m. Słupsk, w którym zamieszkują Prawosławni przeważnie z Polesia, Wołynia i Wileńszczyzny [...] prócz tego w niewielkiej liczbie przesiedleńcy z Chełmszczyzny rozrzuceni na terenie parafii."[46]
Rozpoczynająca działalność młoda parafia borykała się z wieloma problemami. Podstawowym utrudnieniem było rozproszenie wiernych, którzy zamieszkiwali w powiatach: słupskim, miasteckim, sławieńskim, oraz Koszalinie i okolicach. Wynikało to nie tylko z braku jakiejkolwiek innej parafii w sąsiedztwie, ale wypływało również w dużej mierze z polityki władz, starających się rozproszyć grupy przesiedleńców z Akcji "Wisła" przybywających na teren parafii od wiosny 1947 roku. Opisywana sytuacja utrzymywała się do roku 1954, kiedy erygowano samodzielną parafię w Koszalinie, która przejęła pod swoją opiekę dużą część dotychczasowych parafian słupskiej cerkwi, rozrzuconych na zachód od miasta. Taki stan rzeczy komplikował regularne życie religijne, dlatego na obecność większości swych parafian proboszcz mógł liczyć, jak sam opisywał w sprawozdaniach za lata 50-te: "wyłącznie na święto Paschy i Chrzest Pański". Również dotarcie do rozproszonych wiernych było dla duchownego nie lada kłopotem. Dodatkowym wysiłkiem dla kapłana była opieka nad cerkwiami filialnymi: w oddalonym o 86 km Drzonowie (niesłusznie figurującym z wielu sprawozdaniach i opracowaniach pod nazwą "Dyminek") i 55 km Bytowie. Praktycznie oznaczało to dla wiernych mieszkających w pobliżu Słupska konieczność wzięcia utrzymania świątyni na swoje barki.
Dla celebracji Boskiej Liturgii niezbędne są w cerkwi dwie podstawowe rzeczy. Pierwsza z nich to tzw. antymins, czyli jedwabny lub lniany płat materiału przedstawiający scenę Zdjęcia Jezusa z krzyża i (w przeważającej większości przypadków) dedykowany do konkretnej świątyni przez konkretnego, podpisanego na antyminsie, hierarchę. Słupska cerkiew do dziś korzysta z zabytkowego już antyminsu podpisanego w dniu 13 listopada 1927 roku przez biskupa grodnieńskiego i nowogródzkiego Aleksego i przeznaczonego dla celebracji Boskiej Liturgii w - o dziwo - warunkach niezwiązanych z konkretną cerkwią, a więc np. polowych (podwiżna - ros.). Prawdopodobnie antymins został przywieziony przez ks. Weremczuka na przełomie 1946/1947 roku, ponieważ możliwość przekazania go przez świeckich jest bardzo mało prawdopodobna. Drugą niezbędną rzeczą jest komplet utensyliów eucharystycznych - m.in. kielich, patena, łyżeczka do udzielana św. Komunii wiernym. Z protokołu z posiedzenia Rady Parafialnej w dniu 26 października 1954 roku dowiadujemy się, że komplet naczyń liturgicznych był prywatną własnością ks. Weremczuka i dopiero na wniosek proboszcza zaplanowano: "ogłosić z ambony i powołać wiernych o złożenie swoich ofiar na zakup naczyń liturgicznych na tacę i dołożyć starań, aby takowe zostały nabyte na święta Bożego Narodzenia"[47]. Fakt kupna wspomnianego kompletu potwierdza sprawozdanie roczne za rok 1954 - wydatkowano na ten cel kwotę 2.550 złotych.
Praca duszpasterska z pewnością była niełatwa. Wydatną pomoc okazywała Rada Parafialna, której pierwszą przewodniczącą (od roku 1947) została wspomniana już Anna Malinowska. Do roku 1957 prócz wspomnianej starościny w skład Rady kilku kolejnych kadencji wchodziły (w różnych charakterze) następujące osoby: Helena Werchoła, Bazyli Sawicz, Anna Rodziewicz, Bazyli Sereda.
Dokładna liczba parafian nie jest znana, można jedynie orientacyjnie sądzić o wielkości parafii na podstawie zapisów w księgach metrykalnych i sprawozdaniach rocznych. Sam proboszcz relacjonował tę kwestię następująco: "należą do parafii ob. Polski wyznania Prawosławnego, zamieszkali w Słupsku i powiecie słupskim, liczba których określa się na ok. 700 osób. Liczby ścisłej nie udało mi się sporządzić z powodu płynności ludności"[48]. Stan liczebny parafii odzwierciedlają zapisy w księdze metrykalnej za lata 1947 - 1952. Pierwszą (odnotowaną w księgach metrykalnych) posługą duszpasterską w nowej parafii okazał się w dniu 27 lipca chrzest dziecka płci żeńskiej urodzonego 1 lipca 1947 roku w Słupsku. Kolejnym sakramentem był sakrament małżeństwa udzielony w dniu 31 sierpnia 1947 roku młodej parze, z której narzeczona pochodziła z Brześcia nad Bugiem, pan młody natomiast okazał się rodem z Homla. W roku 1947 udzielono 2 chrztów, w roku 1948 - ochrzczono już 12 dzieci, z czego aż 7 nieślubnych. Rok 1951 to dla parafii w Słupsku okazja do wykazania 1200 wiernych, a w filialnej cerkwi w Dyminku (właściwie Drzonowie) kolejnych 500 osób[49]. W roku sprawozdawczym 1954 spowiadało się 290 osób, choć liczbę wszystkich wiernych ks. Weremczuk oceniał na ok. 800 osób. Na lekcje religii we wspomnianym roku uczęszczało nieregularnie 8 osób; rok później, w roku 1955 - już tylko 3. Lekcje religii odbywały się w języku polskim.
Lata 50-te to czas intensywnego wyposażania cerkwi w utensylia i sprzęty, mające zapewnić celebrowanie nabożeństw i wygląd świątyni zgodny z prawosławną tradycją. O nabyciu kompletu liturgicznego już wspominałem, natomiast rok 1954 wniósł kolejne zmiany. Choć w dorocznych opisach cerkiew "nie wymagała remontu kapitalnego", to koniecznością stała się naprawa dachu. Zwlekano z nią do czasu zgromadzenia funduszy (na które złożyły się ofiary dobrowolne i skromne zasoby kasy parafii) i dopiero w 1954 roku na niebagatelną sumę 8.250 złotych dokonano przekładki dachówki, zamontowano nowe obróbki dachowe, pomalowano farbą olejną sklepienie cerkwi, drewnianą konstrukcję chóru, ikonostas, drzwi, pobiałkowano ściany. Dla porównania cały roczny wpływ ze sprzedaży świec w roku 1954 wyniósł nieco mniej, bo 8.231 złotych, a dochód proboszcza z tytułu wykonywanych posług religijnych (jedyne źródło utrzymania duchownego) w roku 1953 wyniósł 5.220 złotych[50].
W rok później, w 1955, parafia wzbogaciła się o grobnicę z wiekiem, komplet szat liturgicznych i zestaw nakryć ołtarza, ofiarnika i pulpitów pod ikony. Ilość spowiedników pozostała praktycznie na poziomie z roku ubiegłego - wyniosła 273 osoby. To, że ilość wiernych przystępujących do sakramentu spowiedzi utrzymywała się na stałym poziomie, potwierdza opinię ks. Weremczuka o słabej aktywności religijnej wiernych zamieszkałych w dużej odległości od Słupska. Przypomnijmy, że w roku 1954 powstała parafia w Koszalinie, która przejęła część dotychczasowych wiernych, a mimo to ilość ludzi przystępujących w słupskiej świątyni do spowiedzi nie spadła. Poruszono również kwestię nowego ikonostasu (dotychczasowy został wzniesiony sposobem gospodarczym prawdopodobnie w latach 1946-1947). Sprawa ta, choć w sposób zdecydowany poruszona na zebraniu Rady Parafialnej w grudniu 1958 roku i zaplanowana do zrealizowania (również sposobem gospodarczym) w roku następnym, będzie się pojawiać jeszcze przez wiele, wiele lat...
Protokół z posiedzenia Rady Parafialnej z dnia 14 maja 1956 roku zawiera jedną niezmiernie ciekawą informację. Zacytujmy ten fragment w całości: "Z powodu tego iż w bieżącym roku święto świętych Apostołów Piotra i Pawła przypada według nowego stylu przed niedzielą Wszystkich Świętych, Rada Parafialna postanawia w bieżącym roku święto parafialne przesunąć na 12 lipca tj. według starego stylu i na ten dzień zaprosić sąsiednich proboszczów"[51]. Wynika z tego, że parafia co najmniej do roku 1956 kierowała się nowym stylem[52].. Zmiana stylu musiała nastąpić przed rokiem 1981, ponieważ ks. Jerzy Charytoniuk, kierujący od tego roku parafią, oświadczył w bezpośredniej rozmowie, iż od początków jego pobytu w Słupsku parafia kierowała się starym, tzw. juliańskim stylem - z jednym wyjątkiem. Święta Bożego Narodzenia 1981 roku obchodzono według nowego stylu z racji stanu wojennego i wynikających stąd trudności w dotarciu na nabożeństwo. Zapis w protokole z roku 1956 był dla ks. Jerzego dużym zaskoczeniem.
Rok 1957 to dalsze uzupełnianie wystroju cerkwi. Tym razem zmniejszyła się ilość poniemieckich ławek: ubyły 2 sztuki, ale - mimo iż zniknęły z księgi inwentarzowej - to de facto w świątyni pozostały. Wykonano z nich podstawę do wizerunku Golgoty, tj. ukrzyżowanego Jezusa ze stojącymi pod krzyżem Bogurodzicą i św. Janem Teologiem. Na lekcje religii prowadzone w językach polskim i rosyjskim nieregularnie uczęszczało 7 osób. Rok 1960 nie różni się wiele od lat poprzednich - na religię nieregularnie uczęszczały 4 osoby, do spowiedzi przystąpiło w sumie 217 osób, w tym 50 mężczyzn, 140 kobiet i 20 młodzieży szkolnej i 7 dzieci.
Do roku 1961 powoli uzupełniano zasoby parafialne - wzrosła ilość ksiąg liturgicznych, zwiększono o kilka kompletów ilość szat kapłańskich, częściowo uporządkowano posesję (m.in. wycięto krzaki bzu, utrudniające wjazd samochodów służb komunalnych). Rok 1961 okazał się rokiem istotnych zmian: ksiądz Piotr Weremczuk, pierwszy proboszcz parafii i dziekan okręgu koszalińskiego w związku z przeniesieniem do diecezji warszawsko - bielskiej przekazał w dniu 10 lipca 1961 powierzone jego opiece mienie cerkiewne Radzie Parafialnej. Nowy proboszcz przybył do Słupska w sierpniu wspomnianego roku. Był nim ks. protojerej Dymitr Doroszkiewicz, dotychczasowy proboszcz parafii w Koszalinie, podległy ks. Weremczukowi jako dziekanowi okręgu.
III. Lata 1961-1981
Ksiądz Dymitr Doroszkiewicz, rodem z Grodnieńszczyzny, syn prawosławnego duchownego, absolwent Wyższego Studium Teologii Prawosławnej w Wilnie (rocznik 1927) w dniu otrzymania z rąk J.E. Bpa Wrocławskiego Stefana dekretu o przeniesieniu na placówkę w Słupsku (dokładnie 18 sierpnia) liczył sobie 56 lat[53]. Z rozmachem przystąpił do pracy. Na pierwszym spotkaniu z Radą Parafialną w dniu 8 marca 1962 roku przedstawił swoje plany, o czym czytamy w protokole: "Obecni wysłuchali i przyjęli do wiadomości wyrażone przez proboszcza poczynania natury gospodarczej na terenie cerkwi, jak to: poszerzenie placu wokół cerkwi, przeróbka bramy cerkiewnej (wejście główne) zawieszenie dzwonu nad wejściem do cerkwi, naprawienie placu wejściowego do cerkwi (wycementowanie) i inne w miarę możności prace remontowe"[54]. To fragment jednego z ostatnich posiedzeń wspomnianej Rady[55], którą w dniu 27 lutego 1964 roku tworzyli: Anna Malinowska jako starosta cerkwi, Helena Werchoła - zastępca starosty, Bazyli Sawicz - skarbnik oraz przewodnicząca Komisji Rewizyjnej Anna Rodziewicz.
O energii duchownego może świadczyć sporządzony po zaledwie dwóch latach od przyjazdu raport Rady Parafialnej i "parafialnej grupy inicjatywnej" z dnia 16 czerwca 1963 roku, adresowany do ówczesnego ordynariusza diecezji wrocławsko - szczecińskiej, bpa Bazylego. Czytamy w nim m.in.: "W czasie Wielkiego Tygodnia nasza cerkiew została ozdobiona cudownymi panikadiłami [żyrandolami - przyp. aut.], z których dwa z błogosławieństwa Waszej Ekscelencji przywieziono z koszalińskiej cerkwi, a trzeci jest osobistym wkładem naszego o. Proboszcza. [...] W dzień świętej Trójcy miało miejsce uroczyste poświęcenie nowego, pozłacanego kiwotu dla darochranitielnicy [naczynie ołtarzowe służące do przechowywania Świętych Darów - przyp. aut.]. Niedawno kupiono dla cerkwi i już przywieziono dzwon wagą ok. 200 kg, który w najbliższej przyszłości zostanie uroczyście poświęcony i umieszczony na swoim miejscu tak, aby na święto świętych Apostołów Piotra i Pawła po raz pierwszy w Słupsku rozległ się dźwięk cerkiewnego dzwonu. W zeszłym tygodniu poszerzono i ogrodzono posesję parafialną. To i wiele, wiele innych rzeczy to rezultat wysiłków naszego niestrudzonego o. Dymitra"[56].
Sprawa dzwonu ma swoją historię. W spisie inwentarza podpisanym w roku 1961 przez ustępującego proboszcza, ks. Weremczuka, znajdujemy mimo wszystko "dzwon"[57]. Na cerkwi była również dzwonnica, ponieważ ks. Dymitr zwracając się w dniu 19 czerwca 1963 roku do Prezydium MRN w Słupsku z prośbą o "zgodę na zainstalowanie dzwonu" otrzymał w dniu 25 czerwca pozwolenie na: "zainstalowanie dzwonu na wieżyczce kościoła prawosławnego" z podkreśleniem, że jest to "potwierdzenie zgłoszenia robót budowlanych nie wymagających pozwolenia na budowę"[58]. Dzwonnica - wieżyczka więc była, dzwon również. Dlaczego go nie używano? Według wspomnień starszych parafian oryginalny dzwon był pęknięty, stąd pomysł zainstalowania innego. Skąd natomiast pochodził nowy dzwon? W opisie cerkwi za rok 1962 (a sporządzonym w dniu 9 lipca 1963) czytamy: "dzwonnica murowana ponad cerkwią z dzwonem o wadze ok. 200 kg z roku 1835, przekazanym parafii przez Wydział ds. Wyznań W.R.N. w Koszalinie na starania proboszcza i zawieszonym w przededniu święta parafialnego [i znowu nowy styl - przyp. aut.] 29 VI 1963 roku. Poświęcenia dzwonu dokonał ks. Eugeniusz Mironowicz, dziekan z Torunia, który przybył na święto"[59]. Dzwon pochodził ze świątyni ewangelicko - augsburskiej w Potulicach Starych, powiat Złotów, o czym informuje protokół zdawczo - odbiorczy przekazania ruchomości[60].
W dniu 4 listopada 1961 roku decyzją Inspektoratu Prezydium PRN w Słupsku przy parafii został zarejestrowany punkt katechetyczny, a 31 października 1961 roku ks. Dymitr podpisał umowę z PRN na: "zorganizowanie, prowadzenie i kierowanie punktami katechetycznymi na terenie parafii" za comiesięczną kwotę 1.000 złotych. Tym samym stwierdzono, że: "Administrator parafii będzie traktowany na równi z innymi pracownikami państwowymi zatrudnionymi na podstawie umowy w prezydiach rad narodowych"[61].
Wróciła sprawa uzupełnienia wyposażenia cerkwi. Pismem z dnia 24 sierpnia 1961 roku metropolita Tymoteusz (Szretter) zezwolił na przewiezienie do Słupska i Koszalina utensyliów z miasteczka Dubienka, woj. lubelskiego a także ("zbywające") z cerkwi św. Jana Teologa w Chełmie"[62]. Ksiądz Dymitr rozpoczął starania o pozyskanie ikonostasu z którejś z nieczynnych cerkwi na południu Polski. Zachęcony przez dziekana Okręgu Rzeszowskiego, zgłaszającego Kurii Metropolitalnej możliwości pozyskania ikonostasu, wysłał pismo do MRN w Rzeszowie, ale w dniu 11 lutego 1963 roku nadeszła odpowiedź: "Po dokładnym sprawdzeniu w terenie stwierdzono, że w cerkwiach dotychczas nieużytkowanych nie ma ani jednego ikonostasu, który by się nadawał do użytku"[63]. Rozpoczęła się zbiórka pieniędzy, o czym pisał ks. Doroszkiewicz w dniu 3 sierpnia 1966 roku w liście do metropolity Stefana (Rudyka): "nieliczni tu parafianie, składający się przeważnie ze starych ludzi, emerytów i rencistów dali z siebie, co mogli, bo 12.000 złotych na komplet dużych obrazów do budującego się wspaniałego ikonostasu, za wykonanie którego właśnie przyszedł czas zapłaty"[64].
Lata 60-te to również czas intensywnych poczynań gospodarczych. W roku 1965 dokonano częściowego remontu konstrukcji dachowej, wymieniając nadgniłe krokwie i malując wnętrze świątyni[65]. Rozpoczęto również starania o powiększenie placu cerkiewnego i wydzielenie jego części na cmentarz parafialny. Podanie w tej sprawie trafiło w maju 1962 roku do prezydium PRN, ale nie mogło zostać rozpatrzone, ponieważ: "wydzielenie części ziemi może nastąpić w okresie jesienno - zimowym po wygaśnięciu umowy z dotychczasowym użytkownikiem"[66]. Decyzja przyznająca parafii teren pobliskiego ogródka z przeznaczeniem na cmentarz przykościelny zapadła jeszcze przed końcem 1962 roku, w związku z czym polecono "Miejskiemu Zarządowi Budynków Mieszkalnych wypowiedzenie umowy dzierżawy dotychczasowym użytkownikom do dnia 31 XII 1962". W uzasadnieniu stwierdzono, iż: "teren przylegający do Kościoła Prawosławnego jest niewystarczający i ogranicza jego działalność"[67]. Organ nadrzędny, tj. Prezydium WRN w Koszalinie w marcu następnego roku uchylił w części tę decyzję, przydzielając parafii część działki "według linii podziału przebiegającej równolegle do ściany kościoła z tym, że na rzecz ks. Doroszkiewicza przypadałaby działka z jednym drzewem owocowym" z przeznaczeniem na... ogródek przydomowy[68].
Przydzielone jedno drzewo owocowe na ogródku przydomowym przypadało - zgodnie z ówczesnym wykazem ilości parafian - na 250 osób. Tyle bowiem wiernych liczyła sobie parafia w roku 1965. W roku następnym liczba wykazywanych wiernych zmalała - w wykazie widnieje cyfra "ok. 200". W roku 1968 proboszcz wykazuje już tylko 40 wiernych (w tym 3 dzieci na lekcji religii), a w roku 1970 - około 50 parafian[69]. Co mogło być przyczyną tak gwałtownego spadku ilości wiernych - tego nie wiemy. Porównując natomiast wpływy do kasy parafii ze sprzedaży świec z roku 1966 i 1968 nie można dostrzec różnicy. Rok 1966 to kwota 15.679 złotych za świece i 5.246 złotych na cerkiew, natomiast w roku 1968 za świece uzyskano 14.749 złotych, na cerkiew zaś zebrano 5.934 złote.
W roku 1967 o mały włos pod bokiem cerkwi - na ul. Solskiego 19 - nie została "uruchomiona piwiarnia", ale na szczęście Prezydium MRN po uwzględnieniu uwag "zawartych w piśmie z dn. 22.III.1967 [a więc proboszcz zgłosił swe uwagi w postaci oficjalnego pisma - przyp. aut.] postanowiło odstąpić od tego pomysłu" zapewniając, że pod wskazanym adresem: "zostanie zlokalizowany zakład, którego działalność w niczym nie zakłóci spokoju w wykonywaniu obrzędów religijnych w znajdującym się w sąsiedztwie kościele"[70].
W cerkiewnym archiwum zachował się opis parafii, zawarty w raporcie adresowanym prawdopodobnie do władz cywilnych. Oto, jak według ks. Doroszkiewicza wyglądał stan wspólnoty na dzień 1.01.1968 roku: "Ścisła ilość obywateli wyznania prawosławnego na terenie województwa nie jest do ustalenia, tak z powodu rozproszenia wyznawców [...] jak i ukrywania swej przynależności wyznaniowej w celu [uniknięcia - przyp. aut.] bolesnych i dotkliwych moralnie, obraźliwych wyzwisk i wyczynów ze strony fanatycznie usposobionych sąsiadów lub członków rodziny - przeważnie żon wyznania rzymsko-kat. W sensie socjalnym, ludność prawosławna na terenie województwa składa się prawie zupełnie z rolników, przesiedlonych na ziemie zachodnie w czasie akcji 'W' z lubelszczyzny. Bardzo mała liczebnie inteligencja prawosławna w pewnej swej części dobrze zrozumiała sytuację i aktywnie uczestniczy w życiu parafialnym, zaś większa część nie wyzbyła się jeszcze tzw. refleksu zastraszenia i niższości, i z obawy utraty pracy, stanowiska lub pensji, ukrywa swoją wyznaniową twarz lub stała się wręcz obojętna względem Kościoła". Słupska parafia według cytowanego sprawozdania liczyła sobie ok. 60 osób. Jak natomiast wyglądała działalność misyjna i katechetyczna? "Rekrutacji nowych członków Kościoła nie prowadzi się. Można by jedynie wspomnieć o wypadkach, gdy [...] ci wszyscy, odepchnięci przez kler [rz. - kat - przyp. aut.] a zrozumiani przez duchowieństwo prawosławne stają się sympatykami Kościoła Prawosławnego i samorzutnie uczęszczają na nabożeństwa. Jeśli chodzi o młodzież wyznania prawosławnego to ta, będąc bardzo nieliczna, po ukończeniu szkół na miejscu udaje się na wyższe studia do dużych miast, tam z czasem zakłada sobie rodzinę i poprzez to sama zrywa więź z rodzimą parafią". Raport kończy rubryka: "Tendencje rozwojowe", w której czytamy: "trzeba stwierdzić, że wobec małej liczby wiernych, odpływu młodzieży poza granice, wymierania starych ludzi [...] nie ulega wątpliwości, że ludność prawosławna na naszym terenie powoli zmniejsza się"[71]. W kolejnym dokumencie, w podaniu z dn. 27 marca 1973 roku skierowanym do ordynariusza diecezji wrocławsko - szczecińskiej, Aleksego czytamy: "Niech mi wolno będzie - pisze ks. Doroszkiewicz - na podstawie smutnych, ale niezaprzeczalnych obserwacji i faktów nagromadzonych przez okres ostatnich 15-tu lat mojej pracy kapłańskiej na Ziemiach Zachodnich wypowiedzieć przekonanie, że liczba wiernych, aktywnych prawosławnych na naszych terenach powoli, ale nieubłaganie zmniejsza się, co jest b. zauważalne i odczuwalne w mniejszych liczbowo parafiach, do których niestety należy i parafia w Słupsku. [...] Otóż zapisy Księgi Metrykalnej świadczą, że za omawiany okres [1968-1972 oraz 3 miesiące 1973 roku - przyp. aut.] w kościele parafialnym w Słupsku ochrzczono troje dzieci, udzielono 3 śluby, zaś pochowano 25 osób, ludzi starych, inwalidów i rencistów, z których w 90% składa się ogólna liczba parafian. [...] Aktualna liczbę parafian z lekką "dla przyzwoitości" przesadą można oszacować na 50 osób wraz z periodycznie dojeżdżającymi z okolicznych wsi, a nawet z Lęborka"[72].
Być może ciężka sytuacja parafii spowodowała przyznanie kilku subwencji - w lutym 1967 roku w wysokości 12.000 (z kasy Funduszu Kościelnego) oraz w lipcu 1971 roku (z kasy metropolii) w wysokości 10.000 złotych[73]. Nie były to wystarczające kwoty, ponieważ dla przeprowadzenia kapitalnego remontu dachu potrzebne było (zgodnie z załączonym kosztorysem) ponad 49.000 zł., dlatego kwota przyznana przez metropolię zużyta została na: "doraźne zlikwidowanie największych zacieków dachu, co w żadnym wypadku nie można nazwać stałym lub kapitalnym remontem"[74]. Remont był niezbędny, ponieważ dach świątyni znajdował się w opłakanym stanie: "dachówka jest niezmieniona od czasu wybudowania świątyni [...] jest zmurszała i łatwo przepuszcza wodę deszczową [...] która powoduje gnicie podszycia sufitu, przecieki wewnętrzne a nawet absolutne zmurszenie i gnicie jednej z nowo wstawionych w 1965 roku belek stropowych. Według opinii fachowców w jednej z narożnych części świątyni zagnieździła się pleśń grzybowa". Ale na remont kapitalny trzeba było poczekać jeszcze kilkanaście lat...
Lata 70-te to również okres zabiegów o realizację ustawy z dn. 23 czerwca 1971 roku "O przejściu na osoby prawne Kościoła rzymskokatolickiego oraz innych Kościołów i związków wyznaniowych własności niektórych nieruchomości położonych na ziemiach Zachodnich i Północnych". Zawiadomienie o wszczęciu postępowania przez Prezydium WRN w Koszalinie nosi datę 21 grudnia 1971 roku. Z pisma skierowanego do ADM No 4 dowiadujemy się, iż z dniem 19 marca 1974 roku "budynek położony przy ul. Świerczewskiego 5 w Słupsku został przekazany na własność Parafii PAKP". Dla wspomnianej nieruchomości o numerze działek 451/1 i 451/2 w jednym ze słupskich biur notarialnych w dniu 10 czerwca 1974 roku została założona księga wieczysta. Postanowienie notarialne powołuje się na decyzję koszalińskiego Urzędu Wojewódzkiego w tej sprawie, podjętą 28 lutego 1974 roku[75].
Oba budynki - cerkiew i dom parafialny - przeszły na własność parafii, ale z każdym rokiem konieczność remontu stawała się coraz bardziej paląca. W lipcu 1977 ks. Doroszkiewicz otrzymał pismo stwierdzające, iż: "prośba W-go Księdza [dot. przyznania subwencji na remont świątyni - przyp. aut.] została przez metropolię potraktowana odmownie z powodu braku funduszy na bieżący rok". Jednocześnie w kolejnym piśmie metropolia przyznała 20.000 złotych zapomogi na remont budynku parafialnego, czyniąc jedną ciekawą uwagę. Proszący kolejny raz o pomoc słupski proboszcz musiał być niezwykle zdesperowany, ponieważ Dyrektor kancelarii odpowiada mu następująco: "Zaznaczamy także, iż w odpowiedzi na zakończenie listu Wnego Ks.: 'Konkludując wszystko wyżej opisane przyjmuję smutny, lecz konieczny obowiązek zwrócić się [...] z najpokorniejszą prośbą o znalezienie sposobu przyjścia nam z pomocą przez przyznanie dotacji wg załączonego kosztorysu, a jeżeli to okaże się niemożliwe - o wyrażenie zgody na anulowanie księgi wieczystej i przekazanie domu z powrotem do dyspozycji ZBM, który we własnym zakresie dokona koniecznych remontów domu' - Jego Eminencja, Wielce Błogosławiony Ks. Metropolita napominając o możliwości odebrania prawa noszenia mitry, napisał: 'Za taką grzeczną groźbę W - ny Ks. Mitrat może być pozbawiony odznaczeń kościelnych i ściągnąć na swoją głowę na starość suspensę' [76]. Proboszcz ponowił prośbę o pomoc w roku kolejnym, ale i tym razem kancelaria metropolity udzieliła odpowiedzi odmownej. Biskup ordynariusz również nie dysponował funduszami mimo rozpaczliwego listu, w którym 1 września 1978 roku ks. Doroszkiewicz nakreślił groźbę zamknięcia placówki: "Nieremontowany od 15 lat kościół prawosławny w Słupsku wymaga kapitalnego remontu, a przede wszystkim dachu, którego katastrofalny stan daje podstawy do obaw zawalenia się i co za tym idzie zamknięcia świątyni przez władze Urzędu Miejskiego oraz zaprzestania odprawiania nabożeństw. [...] Nie może być mowy o tym aby garstka 25 - 30 parafian - rencistów, nawet przy najlepszych chęciach, złożyła kwotę do 50 tysięcy złotych, wykazaną w kosztorysie [...]". Parafianie na apel proboszcza uzbierali 4.800 złotych, natomiast ks. Doroszkiewicz poprosił swego ordynariusza o pozwolenie na zorganizowanie zbiórki diecezjalnej na remont słupskiej świątyni. Kolekty nie przeprowadzono, nad czym ubolewał słupski proboszcz w liście z dn. 20 czerwca 1979 roku, w którym ponowił swą prośbę. Tym razem zbiórka została przeprowadzona w dzień święta Zaśnięcia Bogurodzicy, tj. 28 sierpnia 1979 roku. Rok później nie bez ogromnej satysfakcji wspomniany duchowny pisze: "Dzięki wielkiemu miłosierdziu Bożemu, zawdzięczając ofiarności prawosławnych i innych dzieci Bożych, w m-cu październiku br. został dokonany kapitalny remont wnętrza naszej świątyni. Na niezbędne środki finansowe złożyły się przede wszystkim ofiary naszej szczupłej rodziny parafialnej, ponadto na duszpasterskie wezwanie do duchowieństwa naszej diecezji, w niektórych świątyniach parafialnych została dokonana i przekazana mi kwota na ten cel. Z pomocą przyszli nam także: Dyrektor Wydziału do Spraw Wyznań i Przewodniczący Wojew. Stowarzyszenia PAX. W rezultacie złożyła się suma niezbędna dla pomalowania ścian, sufitu i podłogi, zlikwidowania zacieków dachu i usprawnienia instalacji elektrycznej"[77].
Parafię wielokrotnie nękali amatorzy łatwego zysku. Pierwsza kradzież to strata nieokreślonych bliżej artykułów spożywczych z piwnicy, stwierdzona 3 czerwca 1972 roku. Sprawców nie odnaleziono, dochodzenie zamknięto i umorzono z powodu braku sprawców 3 lipca. Kolejna kradzież to już włamanie do cerkwi. Sprawcy w nocy z 15/16 listopada 1978 roku wyłamali drzwi wejściowe i skradli ikony o łącznej wartości około 500.000 zł. Sprawców nie wykryto[78]. Kolejne włamanie nastąpiło w nocy z 20/21 czerwca 1980 roku. Według protokołu MO sprawca/y dostali się do świątyni przez okno i skradli utensylia liturgiczne: "jeden srebrny kielich, jeden kielich z metalu, jedną puszkę wykonaną z pozłacanego srebra, oraz tacę z metalu koloru białego o łącznej wartości co najmniej 20.000 zł"[79]. Z powodu niewykrycia sprawcy postępowanie umorzono. Proboszcz w liście do metropolity (brak daty) opisując to zdarzenie precyzował: "sprawcy skradli największe świętości z ołtarza, tj. Hostię wraz z Przenajświętszymi Darami z ofiarnika, święty Kielich srebrny, pożyczony mi po pierwszej grabieży w roku 1978[80] [...] tacę zabytkową i kowszyk srebrny [...]. Po zabezpieczeniu okna ostatkiem sił wróciłem do domu i poddałem się opiece wezwanego lekarza, który stwierdził ogólny wstrząs nerwowy i atak serca"[81].
Niecały rok później, w pierwszych dniach września 1981 roku, ks. Dymitr Doroszkiewicz umarł w słupskim szpitalu z powodu niewydolności krążenia. Pochowano go na cmentarzu w Hajnówce 12 września.
III. Lata 1981 - 1995
Trzecim z kolei proboszczem został przybyły do Słupska 16 grudnia 1981 roku ks. Jerzy Charytoniuk, dla którego placówka w Słupsku była pierwszą parafią. Trafił na ciężki czas - dotarcie do miasta było utrudnione z powodu wprowadzonego kilka dni wcześniej stanu wojennego i ciężkich warunków pogodowych. Stąd też - według relacji ks. Charytoniuka i wielu wiernych - pierwsze święta Bożego Narodzenia, przypadające według tzw. starego, juliańskiego stylu na dzień 7 i 8 stycznia, przeniesiono na termin wcześniejszy - 25 i 26 grudnia. Nowego proboszcza, jak się później okazało, czekały poważne wyzwania - remont kapitalny świątyni, wykwaterowanie rodziny lokatorskiej, zajmującej mieszkanie na parterze domu parafialnego, zmaganie się z kolejnymi włamaniami do cerkwi, kierowanie akcją pomocy humanitarnej, napływającej z zagranicy oraz pilotowanie kupna działki budowlanej i dokończenie budowy znajdującego się na jej terenie domku letniskowego w pobliskich Rowach[82].
Już 23 sierpnia 1982 roku na adres parafii nadeszło pismo z kancelarii metropolitalnej z odpowiedzią na wcześniejszą prośbę młodego (wówczas 23 - letniego) proboszcza: "Brak środków. Pomoc nastąpi w przyszłym roku"[83]. Nie udało się potwierdzić, czy do udzielenia owej pomocy doszło, ale w dokumentach parafii zachowały się rachunki z wiosny - jesieni 1982 roku, z których wynika, że dokonano w tym czasie remontu kapitalnego dachu cerkwi, renowacji murów a także wymieniono instalację wodno - kanalizacyjną w budynku plebani[84].
Nabrzmiewał długoletni problem z lokatorami. W chwili przejęcia na własność posesji na ul. Świerczewskiego 5 (taką wówczas nazwę nosiła dawna Poetensteig) mieszkanie na parterze zajmowali lokatorzy. Prawo lokalowe gwarantowało im zachowanie praw lokatorskich mimo zmiany właściciela obiektu. Niestety, od wielu lat narastał konflikt, a w związku z poszerzeniem działalności parafii konieczne było szukanie kolejnych lokali (m.in. na salkę katechetyczną, mieszkanie dla psalmisty, kancelarię). Zaktywizowano rozpoczęte już w latach 60-tych zabiegi mające na celu wykwaterowanie lokatorów. Bogata korespondencja, ciągnąca się latami, kontynuowana przez kolejnego proboszcza nie dawała rezultatów. Niezależnie od podawanych powodów (sięgano po różne argumenty, w tym również po ostry konflikt na tle wyznaniowym) władze miejskie wskazywały na zorganizowanie przez parafię lokalu zastępczego jako jedyne wyjście z sytuacji. Do ugody doszło 7 maja 1989 roku. Występujący z ramienia diecezji ks. Jerzy Charytoniuk dzięki przychylności ówczesnych władz zdołał zabezpieczyć mieszkanie typu M-2 z zasobów mieszkaniowych w jednej ze słupskich spółdzielni, dodatkowo diecezja zobowiązała się do przekazania wkładu mieszkaniowego M-2 w wysokości 399.000 w ciągu najbliższych dni. Lokatorzy natomiast zobowiązali się do opuszczenia dotychczas zajmowanego lokalu wraz z członkami rodziny, pozostawiając lokal w stanie nie wymagającym remontu, w pełnej używalności[85].
Dane z lat 1984/1985/1986 mówią o około 100 osobach, przynależących do parafii[86]. Kolejny spis, z roku 1988-1990 podaje już 130 osób[87]. Co ciekawe, dopiero w tych latach (a więc po prawie 50 latach funkcjonowania placówki) sporządzono imienny i adresowy spis parafian - wcześniejszy jego brak był spowodowany zapewne obawą większości wiernych przed ewentualnymi represjami. Potwierdzają to rozmowy ze starszymi parafianami i cytowana wcześniej opinia ks. Doroszkiewicza[88]. Rok 1986 to jednocześnie plany na rozbudowę obiektu parafialnego - planowano połączyć cerkiew ze stojącym obok budynkiem plebani, urządzając w łączniku m.in. salkę katechetyczną. Mimo zatwierdzenia projektu i wydania pozwolenia na budowę najpierw w marcu 1984 roku[89], następnie w styczniu 1986 roku[90] brak funduszy okazał się skuteczną przeszkodą w pełnej realizacji zamierzeń - zdołano wybudować nowe, murowane wejście do budynku z jednym pomieszczeniem gospodarczym.
Rok 1986 (5 lutego) to również czas nabycia przez diecezję działki budowlanej w Rowach, z rozpoczętą budową domku letniskowego, który od chwili oficjalnego oddania do użytku w czerwcu 1990 roku[91] jako Diecezjalny Dom Opieki i Wypoczynku znajduje się pod opieką proboszcza słupskiej parafii.
Wydarzenia z lat 1989 - 1992 to dla cerkwi prawdziwa czarna seria. Kolejno następują po sobie trzy włamania do świątyni. W noc 28/29 stycznia 1989 roku "sprawca poprzez wybicie szyb w oknie bocznym dostał się do budynku kościoła a następnie dokonał kradzieży pieniędzy w kwocie 300 złotych, półlitra [pisownia oryg. - przyp. aut.] denaturatu oraz uszkodził pokrycie ołtarza głównego". Mimo (jak się dowiadujemy z protokołu MO) energicznych zabiegów śledztwo nie przyniosło rezultatów i sprawę po miesiącu umorzono[92]. Kolejne włamanie za niecały rok - w nocy z 5/6 lutego. Sprawcy ponownie dostali się do cerkwi przez okno i "po wejściu do środka zabrali z ołtarza ewangelię oprawioną w drewniane okładki pokryte materiałem koloru bordowego [...] której wartość proboszcz określił na 500.000 złotych". Mimo intensywnych poszukiwań sprawców nie odnaleziono, sprawę po miesiącu umorzono[93]. Nie minął nawet rok i w noc z 12/13 stycznia 1992 proboszcz po raz kolejny zmuszony jest zgłosić policji fakt włamania i kradzieży mienia cerkiewnego. Tym razem: "nieustaleni sprawcy włamali się poprzez wyłamanie zasuwy i zamków w drzwiach do kościoła [...] skąd dokonali kradzieży krzyża mosiężnego z wizerunkiem Chrystusa, krzyża w formie płaskorzeźby, krzyża z blachy kwasoodpornej, kielicha w kształcie tulipana, kielicha w kształcie trójkąta, puszki do przechowywania sakramentu, szkatułki grawerowanej ze srebra, szkatułki drewnianej, łyżeczki posrebrzanej, 12 talerzy porcelanowych oraz dwóch ewangelii o łącznej wartości 2.060.000". Jednocześnie ponad miesiąc później, 24 lutego patrol policji zatrzymał w Słupsku dwóch mężczyzn, pośredniczących w sprzedaży skradzionych Ewangelii, ale z powodu braku dowodów na ich bezpośredni udział w przestępstwie sprawę przeciwko nim umorzono[94].
Częste włamania do cerkwi były przyczyną inspekcji komisji składającej się z funkcjonariuszy policji, straży pożarnej i inspektora państwowej służby ochrony zabytków. Po stwierdzeniu dużych niedociągnięć w zabezpieczeniu komisja stwierdziła, iż: "parafia jest uboga i we własnym zakresie nie podoła stąd wynikającym obciążeniom finansowym, które są niezbędne do zapewnienia konserwacji i zabezpieczenia budynku kościoła"[95]. Ten wniosek stał się podstawą do ubiegania się o kolejne dotacje. Pierwsza z nich, tzw. "specjalną" w wysokości 75 mln złotych parafia otrzymała staraniem metropolitalnej Komisji Opieki nad Zabytkami na początku 1993 roku. Mimo tej kwoty parafia w październiku 1992 roku rozpoczęła starania o przydzielenie subwencji z Funduszu Kościelnego w wysok