Prezentujemy tłumaczenie wspomnień abp. Atanazego (Martosa, 1904 – 1984) pt. „Na niwie Chrystusowej”[1]. Poniższy fragment dotyczy pobytu ówczesnego hieromnicha Atanazego w Turkowicach w latach 30. XX w.
Swoje wspomnienia władyka Atanazy spisał z perspektywy kilkudziesięciu lat. Prezentowany fragment to opis wydarzeń, związanych z reaktywacją życia monastycznego w Turkowicach, znajdujących się wówczas w obrębie diecezji chełmsko-warszawskiej.
Autor wspomnień – abp Atanazy (Martos) [2] – był związany m. in. z Polskim Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym. Po otrzymaniu z rąk bpa krzemienieckiego Szymona (Iwanowskiego, 1888-1966) święceń kapłańskich w 1928 r. młodego hieromnicha Atanazego skierowano do posługi duszpasterskiej w Kodniu, Błagodatnoje, Wołominie, Jabłonce Niżnej, Turkowicach, Kułakowicach i Kielcach. Wspomnienia władyki, zawarte w tomie „Na niwie Chrystusowej” dają odbiorcy możliwość poznania specyfiki posługi pasterskiej we wspomnianych miejscach oraz poszerzają wiedzę na temat realiów funkcjonowania Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w opisywanym okresie.
[…] V. 8. Turkowice [3]
Na moje miejsce do monasteru jabłeczyńskiego delegowano mojego współbrata – hieromnicha Ignacego (Ozierowa) [4]. Przekazałem mu mu swoje monasterskie obowiązki, a sam pojechałem do Poczajowskiej Ławry. W tym czasie przebywał tam metropolita Dionizy z Warszawy (Waledyński – przyp. S. D.) [5]. W domu biskupim w ławrze władyka przyjął mnie serdecznie, wysłuchał o mojej niepewności odnośnie misji związanej z budową w Turkowicach filii monasteru i udzielił mi wskazówek [6]. Polecił mi zajechać do Bielewa, gdzie u miejscowej kobiety, biednej wdowy, znajdowała się ikona Bogurodzicy, która to ikona niedawno sama się odnowiła. Proboszczem bielewskiej parafii był mój kolega – hieromnich Meliton [7]. Metropolita (Dionizy – przyp. S. D.) posłał mnie do niego, abym zapoznał się z organizacją filii monasteru.
W drodze powrotnej z Poczajowa zajechałem do Bielewa i pobyłem kilka dni u swojego przyjaciela – o. Melitona. Tam, w niedawno wybudowanej cerkwi, zbierało się wielu pielgrzymów, którzy przychodzili z różnych miejsc, aby pokłonić się cudotwórczej ikonie Bogurodzicy „Poszukiwanie zaginionych”[8], która cudownie się odnowiła. Cerkiew i gospodarstwo prowadziły mniszki. Wszędzie był porządek i było czysto.
Do Turkowic przyjechałem w końcu października, kiedy pogoda była ponura, dżdżysta, wszędzie zalegało błoto. Turkowice były dużą wsią. Nieopodal przebiegała linia kolejowa, a w Turkowicach była stacja. Zamieszkałem w domku parafianina, Romana Kazimierczuka, którego rodzina troskliwie się mną opiekowała. Zajmowałem oddzielny pokój, a jego rodzina tłoczyła się w drugim. Wiejska atmosfera, do której nie byłem przyzwyczajony, mocno mi ciążyła. Znajdowałem radość w przechadzkach po parku, należącym do właściciela ziemskiego dokąd udawałem się codziennie, w każdą pogodę – w deszcz i śnieg. Chodziłem w tę i z powrotem, długo, ponad godzinę. Ulica ze względu na błoto była nie do przejścia, w związku z czym byłem zmuszony do przywiązania sznurkiem kaloszy do butów, aby ich nie stracić w błocie. Po takim błocie chodziłem do cerkwi, która stała na cmentarzu w drugim końcu wsi. Zimą musiałem czasem brnąć po kolana w śniegu.
Posłano mnie tutaj nie tylko, aby nieść posługę religijną dla prawosławnych Turkowiczan, ale również w celu utworzenia filii monasteru. Było o tym powiedziane w ukazie konsystorskim. Na to zadanie udzielił mi błogosławieństwa metropolita Dionizy. Spoczęła na mnie wielka odpowiedzialność, a ze względu na młody wiek wydawało mi się to ponad siły. Był to dla mnie powód do zmartwień i trosk.
W turkowickiej cerkwi znajdowała się kopia Turkowickiej Cudotwórczej Ikony Bogurodzicy [9]. Prawosławni wierni Chełmszczyzny oddawali jej cześć i zbierali się na święto w wielkiej ilości, w dziesiątkach tysięcy, aby pomodlić się przed świętą ikoną. Święto ku czci ikony od zarania wypadało latem - 2/15 lipca. Turkowice dla Chełmszczyzny były świętym miejscem. Jeden z duchownych ułożył wiersz na pamiątkę Turkowickiej Ikony Bogurodzicy, a wierni wykonywali go w Turkowicach na święcie (odpuście) i w domu lub lub podczas procesji. Oto słowa tego utwotu:
Wołyń Poczajewom sływe
Jabłoczynom Pidljaszsze
A Turkowyczamy żywe
Wsia Zemla Chołmśka nasza itd. [10]
Od 1902 r. do I wojny światowej w Turkowicach funkcjonował duży monaster żeński. Polacy zabrali go w 1919 r. i osadzili w nim swoje zakonnice, które prowadziły przytułek dla polskich dzieci. W Turkowicach nasze mniszki nie miały gdzie mieszkać. Dwie mniszki - rodzone siostry - mieszkały we wsi. Moim zadaniem była budowa domu dla mniszek i duchownego.
Podczas wojny mniszki wyjechały do Moskwy, zabierając ze sobą cudotwórczą (oryginalną) ikonę Turkowickiej Matki Bożej. Tam zaginęła. Turkowiczanie złożyli zamówienie w Hrubieszowie u miejscowego malarza Zina (Piotra – przyp. S. D.), który napisał kopię ikony. Była przechowywana w turkowickiej cerkwi na cmentarzu, przyciągała wielu pielgrzymów. Przy niej miały miejsce cuda. W tej cerkwi zacząłem celebrować nabożeństwa i modliłem się przed świętą ikoną o pomoc w budowie placówki.
Aby zrealizować mój cel w Turkowicach, potrzebne były pieniądze i miejsce do budowy domu, ale nie miałem ani jednego, ani drugiego. Od czego zacząć i co robić – nie mogłem tego ogarnąć umysłem. Cerkiewna kasa nie dawała nadziei na moją działalność – opłacano z niej dług za dzwony. Pozostawała tylko jedna nadzieja – oczekiwanie na pomoc Królowej Niebios. Do Niej codziennie wznosiłem modlitwy.
Nastąpiła wiosna 1932 roku. Martwiłem się tym, że nic mi się nie udawało. Nieoczekiwanie pojawiła się ofiarodawczyni i przekazała pieniądze na budowę domu. Przyjąłem to jako cud Matki Bożej za który złożyłem Jej dzięki. Później pewien pobożny turkowicki wierny przekazał niewielki kawałek ziemi naprzeciwko cerkwi cmentarnej. Sytuacja została uratowana, a ja natychmiast przystąpiłem do pracy. Naszkicowałem plan domu, przedstawiłem go Żydowi Chudesowi– handlarzowi drewnem w miasteczku Tyszowce, który obiecał wybudować dom, zgodnie z moim planem, w ciągu miesiąca. Handlarz zgodził się zbudować dom na kredyt.
Z ufnością przygotowywałem się do święta w dniu 2/15 lipca. W umówionym czasie Chudes postawił już dom w Czermnie i go wykańczał na miejscu. W przesłanym raporcie poinformowałem konsystorz duchowny w Warszawie o tym, że wybudowałem dom i wypełniłem zadanie. Metropolita warszawski Dionizy nadał temu wydarzeniu wielkie znaczenie. Wydał polecenie duchowieństwu, aby przybyło na święto do Turkowic. Sam ofiarował do cerkwi turkowickiej wykonany artystycznie zaołtarzowy krzyż z cząstką Krzyża Pańskiego i dużą ikonę Świętego Zmartwychwstania Pańskiego w metalowym kiocie, którą zrobiono w pracowni Ławry Poczajowskiej. Te świętości przyniosły z 30-kilometrową pielgrzymką mniszki z monasteru żeńskiego w Zimnem [11]. Oprócz tego postanowił przyjechać do Turkowic ze swoim wikariuszem, biskupem Sawą (Sowietowem – przyp. S. D.) [12], i świtą dla przewodniczenia świątecznym uroczystościom.
W przeddzień święta metropolita przyjechał pociągiem z Warszawy do Turkowic. Zgodnie z ustaleniami spotkano go z procesją na stacji kolejowej i przyprowadzono go do cerkwi. Na moją prośbę posiadacz ziemski z Turkowic przysłał samochód, ale metropolita zapragnął iść z procesją duchowieństwa i wiernych. Przybyło ponad stu duchownych i tysiące wiernych. Mówiono, że zebrało się około 30 000 pielgrzymów. Wyszedłem na spotkanie metropolity, idącego z procesją wiernych i duchowieństwa na próg swojej świątyni. Tutaj, na wzniesieniu, zobaczyłem majestatyczny obrazek: do naszej cerkwi ciągnął w ustalonym porządku las chorągwi, niesiono jeden za drugim dziesiątki krzyży, szły zastępy duchownych na czele z metropolitą Dionizym i biskupem Sawą oraz tysiące wiernych. Widząc ten obrazek, zapłakałem z wielkiej radości i nie mogłem powstrzymać łez, płynących z mych oczu. To był niezapomniany obraz: zwycięstwo wiary i prawosławia.
Całonocne czuwanie celebrowano przy cerkwi pod otwartym niebem. Była piękna pogoda. Silny chór cerkiewny dyrygowany przez ks. W.(Witalisa – przyp. S. D.) Sahajdakowskiego śpiewał na dzwonnicy i swoim śpiewem wypełniał ogromną przestrzeń. Wydawało się, że wszyscy wierni zebrani na święto śpiewali razem z nim. Nabożeństwu przewodniczył biskup Sawa, a metropolita stał na wysokim podwyższeniu obok duchowieństwa. Kiedy zakończyło się całonocne czuwanie, całą noc celebrowano molebny i akatysty do Bogurodzicy, a wierni z pietyzmem podchodzili, aby ucałować cudotwórczą ikonę. Ikona jaśniała w wysokim kiocie, okrążona tysiącem świec, wydawało się, że była wypełniona niebiańskim światłem. Całą noc duchowni spowiadali wiernych, którzy podczas porannej i późniejszej Liturgii Świętej przyjmowali Sakrament Ciała i Krwi Chrystusa. Świąteczne nabożeństwo zakończyło się procesją nad rzekę Huczwę celem poświęcenia wody, a po niej obiadem w nowym, monasterskim, domu cerkiewnym z udziałem metropolity, duchowieństwa i gości honorowych. Metropolita docenił moje wysiłki i nagrodził mnie złotym krzyżem napierstnym.
W dzień święta, po zakończeniu nabożeństwa całonocnego czuwania wierni rozeszli się, w domu zostało duchowieństwo i metropolita. Nieoczekiwanie na czystym błękitnym niebie pojawiła się chmura, która szybko się powiększyła i zaciągnęła całe niebo. Padał deszcz i uderzył silny piorun, który trafił w wozy z karuzelami, zabijając konie, a iskra elektryczna przeleciała dookoła naszego domu z duchowieństwem, nikomu nie czyniąc krzywdy.
Polacy obsługujący karuzele, stacjonujący niedaleko od cmentarza, zostali ukarani za to, że podczas Liturgii zabawiali publiczność. Prosiłem, aby nie przeszkadzali w nabożeństwie, ale oni śmiali się tylko i bluźnili. Matka Boża ukarała ich za to. Po tym już nigdy nie przyjeżdżali na turkowickie święto. Zrozumieli swój grzech.
Podczas mojej posługi w Turkowicach dzięki świętej Turkowickiej Ikonie Bogurodzicy było kilka cudownych uzdrowień chorych. Jak mi opowiadały starsze osoby z Turkowic, w przeszłości, było ich wiele. Pod starą 500-letnią cerkwią zachowały się kości kulawych osób, które uzdrowiła święta Turkowicka Ikona.
Okolice Turkowic miały swą historyczną przeszłość. Ich nazwa brała się z „tu Turcy”. Podczas wojen z Polską czasami podchodzili tutaj Turcy i obozowali na brzegu rzeki Huczwy nad którą leżały Turkowice [13]. Rzeka była głęboka z błotnistymi i bagiennymi brzegami. Turcy nie mogli jej przekroczyć. Na przeciwnym brzegu leżało miasto i twierdza Czerwień o którym w starym latopisie powiedziano:
"Kijowski książę Włodzimierz szedł na Lachów i zajął ich grody Przemyśl, Czerwień i inne".
Turcy nie mogli dotrzeć i zająć grodu Czerwień. Obecnie na miejscu Czerwienia znajduje się wieś Czermno (Czerno), są pozostałości po grodzie - wysokie wały. Przedmieściami Czerwienia była osada, która obecnie nazywa się Tyszowce co oznacza: tam mieszkali szewce [14].
Turkowicka Ikona Matki Bożej jest podobizną Częstochowskiej Ikony Matki Bożej, która znajduje się w Częstochowie, w Polsce. Owa ikona była niegdyś rodzinną ikoną książąt halickich. Król polski Kazimierz (Wielki – przyp S. D.) podbił Księstwo Halickie i włączył je do Korony Polskiej (w latach 1341 – 1366 – przyp. S. D.) [15]. Ród książęcy został zniszczony. Dziedziczka tego rodu mieszkała na zamku w Bełżcu, przy granicy z Księstwem Chełmskim. Polski książę Mazowiecki (Władysław Opolczyk [ur. 1326/1330 – zm. 1401] – przyp. S. D.) [16] ożenił się z tą księżną i wywiózł ją do Mazowsza. Obóz książęcy zatrzymał się na odpoczynek w lesie, na brzegu Huczwy, gdzie obecnie znajduje się turkowicki monaster. W obozie znajdowała się święta Ikona Matki Bożej należąca do książąt halickich, którą wywieziono do Polski. Kiedy orszak odjechał, na miejscu, gdzie stała święta ikona pojawił się blask i w tej poświacie pastuszkowie ujrzeli świętą ikonę. Powiedzieli o tym swoim rodzicom, a ci duchownemu. Odnalezioną ikonę przyniesiono z procesją do cerkwi, w której dochodziło do cudownych uzdrowień wielu chorych. Świętą ikonę nazwano Turkowicką. Jej historia sięga XV w.
Według zachowanych informacji historycznych na miejscu odnalezienia świętej ikony w Turkowicach powstał prawosławny monaster, ale w XVII w. zamknęli go unici (błąd w datacji : zamknięty w 1749 r. – przyp. S. D.). Na początku XX w. został reaktywowany. O tym już mówiłem na początku opisu Turkowic.
XX-wieczny żeński monaster w Turkowicach prowadził szeroką pracę religijno-oświatową i misyjną. Za własne środki utrzymywał przytułek dla dziewcząt, lecznicę dla biednych, aptekę, w której rozdawano biednym bezpłatnie lekarstwa, leczono też w nim chorych. Miejscowa ludność wspominała go z wdzięcznością. W 1943 – 1944 r. polskie bandy zabijały prawosławnych mieszkańców Turkowic, a ci którzy ocaleli, wyjechali ze swojej wsi. Tak jak cała Chełmszczyzna Turkowice już nie istnieją. Polacy zawładnęli wszystkim.
Przypisy tłumacza:
[2] Abp argentyński Atanazy (Martos) – Przyszły hierarcha urodził się we wsi Zawitaja k. Nowogródka 8 września 1904 r. Antoni Martos wychował się w chłopskiej rodzinie Wincentego i Ewy Martos. Po odbyciu służby wojskowej ukończył Gimnazjum w Nieświeżu oraz Wydziału Teologii Prawosławnej Uniwersytetu Warszawskiego. Obrona rozprawy magisterskiej Antoniego Martosa miała miejsce w 1933 r. Podczas studiów - 4 stycznia 1927 r. - otrzymał postrzyżyny małej schimy z imieniem Atanazy. Rok później miały miejsce święcenia diakońskie i kapłańskie. W latach 1934 – 1939 pełnił funkcję wychowawcy i kapłana w Państwowym Internacie dla Prawosławnych Studentów w Warszawie, a następnie był namiestnikiem monasteru pw. św. Onufrego Wielkiego w Jabłecznej. W 1938 r. podniesiony do godności archimandryty. Przed wybuchem oraz w trakcie wojny niósł posługę na m. in. Chełmszczyźnie. 8 marca 1942 r., w Mińsku, odbyła się chirotonia biskupia archimandryty Atanazego. Nowy władyka został biskupem witebsko-połockim. Ponieważ nie było możliwości objęcia docelowej katedry metropolita Pantelejmon (Rożnowski) wyznaczył go administratorem eparchii nowogródzko-baranowickiej. Na przełomie sierpnia i września 1942 r. bp Atanazy obradował w soborze, który podjął decyzję o nadaniu autokefalii Cerkwi Prawosławnej Białorusi. W 1944 r. hierarcha z całym episkopatem udał się na emigrację do Niemiec. W maju 1946 r. władyka Atanazy wszedł w skład Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej poza Granicami Rosji (RCPR). Przez trzy lata niósł posługę wśród białoruskich emigrantów w Niemczech. W 1950 r. wyjechał do Australii, a następnie osiadł w Argentynie. Tam niósł posługę w parafiach RCPR. W Argentynie został podniesiony do godności arcybiskupa. Władyka Atanazy w 1970 r. wydał książkę, której tematem stały się dzieje Białorusi widziane z pozycji Cerkwi. Wywołało to protesty wśród wiernych rosyjskich. W 1971 r. Synod Biskupów RCPR zakazał kolportażu tej pozycji, zaś hierarchę przeniesiono w stan spoczynku. Abp Atanazy zmarł w Buenos Aires 3 listopada 1984 r. Został pochowany na cmentarzu przy monasterze pw. Św. Trójcy w Jordanville (stan Nowy Jork). Do najbardziej znanych dzieł bp Atanazego należą: „Stary Testament. Podręcznik do religii dla białoruskiej rodziny i szkoły” (Watendstad 1947), „Bóg – wszechmogąca siła” (Tiersheim 1946), „Materiały do historii Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej” (Niemcy 1948) i „Białoruś w historycznym, państwowym i cerkiewnym życiu” (Buenos Aires 1966). Biografia na podst.:
J. Turonek, Martos Antoni, [w:] J. Grabiński, J. Turonek, Białoruski ruch chrześcijański. Słownik biograficzno-bibliograficzny, Warszawa 2003, s. 244 – 246;
www.vitebsk.orthodoxy.ru [3] Na temat dziejów monasteru w Turkowicach zob.: A Turkowyczamy żywe wsia zemla Chołmśka nasza…Prawosławna tradycja Turkowic, red. G. Kuprianowicz, Turkowice 2007; K. Latawiec, W służbie imperium…Struktura społeczno-zawodowa ludności rosyjskiej na terenie guberni lubelskiej w latach 1864 – 1915, Lublin 2007, s. 224 – 225; S. Dmitruk, Żeńskie monastery na terenie Królestwa Polskiego na przełomie XIX i XX w., „Teka Komisji Historycznej. Oddział Lubelski PAN”, 2/2008, s. 82 – 83; U. Pawluczuk, Życie monastyczne w II Rzeczypospolitej, Białystok 2007, s. 41 – 42, s. 161 – 163. Historia monastycyzmu w Turkowicach, pomimo wydania powyższych publikacji, wymaga dalszych badań naukowych.
[4] W późniejszym okresie archimandryta Ignacy (Ozierow) wchodził w skład braci Ławry Poczajowskiej (U. Pawluczuk, Życie monastyczne…, s. 344).
[5] Biografia metropolity Dionizego (Waledyńskiego; 1867 – 1960) zob.: S. Dudra, Metropolita Dionizy (Waledyński). 1876 – 1960, Warszawa 2010.
[6] W późniejszym okresie archimandryta Meliton (Jarmuś) wchodził w skład braci Ławry Poczajowskiej (U. Pawluczuk, Życie monastyczne…, s. 344).
[7] Hieromnich Atanazy został skierowany do Turkowic 25 września 1931 r. przez metropolitę Dionizego (na podst.: U. Pawluczuk, Życie monastyczne…, s. 163).
[9] Szerzej o ikonie zob.: A Turkowyczamy żywe…, s. 13 – 15.
[10] Pełny tekst pieśni paraliturgicznej autorstwa ks. Dmytro Pawełko: A Turkowyczamy żywe…, s. 76 – 77.
[11] O funkcjonowaniu monasterów w Zimnem i Poczajowie w dwudziestoleciu międzywojennym zob.: U. Pawluczuk, Życie monastyczne…, s. 86 – 104, s. 112 – 120.
[14] Czermno jest położone ok. 6, 5 km od liczącego obecnie ok. 2100 mieszkańców miasta Tyszowce.
[15] Więcej na temat podboju Rusi przez króla Kazimierza Wielkiego zobacz: J. Wyrozumski, Kazimierz Wielki, Wrocław 1986, s. 71 – 101.
[16] Biografia Władysława Opolczyka zob.: J. Sperka, Władysław książę opolski, wieluński, kujawski, dobrzyński, pan Rusi, palatyn Węgier i namiestnik Polski (1326/1330 - 8 lub 18 maja 1401), Kraków 2012.
z języka rosyjskiego tłum. oraz opatrzył przypisami: dr Stefan Dmitruk
korekta tłum.: ks. Mariusz Synak
Na zdj.:
kaplica cmentarna w Turkowicach /ze zbiorów Aleksandra Sosny -
www.chram.com.pl /
Hieromnich Atanazy (Martos) – lata 30. XX w. /za: http://
www.pravenc.ru /