ks. Włodzimierz Misijuk

Kazanie na jutrznię Wielkiej Soboty

Słowo na jutrznię Wielkiej Soboty 
(celebrowanej w Wielki Piątek wieczorem)


Aby zrozumieć znaczenie, jakie ma dla nas zbawcza ofiara Chrystusa na Krzyżu, Jego cierpienie, śmierć i złożenie do grobu, które w tym nabożeństwie uobecniająco wspominamy, musimy dokładniej przyjrzeć się samym sobie. Potrzebna nam wiedza o tym, jacy powinniśmy być, dlaczego Bóg nas stworzył, do czego nas powołał, i „głębokie zrozumienie” tego, jak realizujemy to powołanie, świadomość tego, że upadliśmy. Choć dotyczy to każdego z nas, łatwiej będzie nam to zrozumieć na przykładzie Adama, pierwszego człowieka, bo „adam” po hebrajsku to właśnie człowiek. To dlatego na samym początku Wielkiego Postu wspominamy Adama, który płacze po wygnaniu z Raju. Jego płacz to „głębokie zrozumienie” tego, jakim się stał przez to, że zgrzeszył, świadomość tego, co utracił i pragnienie powrotu.

Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, aby w miłości żyć wiecznie z Bogiem i w Bogu. Obraz Boży nosimy w sobie  to nasz rozum, miłość i wolna wola. Do podobieństwa natomiast powinniśmy dążyć przez całe nasze życie, starając się wypełnić je całkowicie obecnością Boga, dążyć do jego przebóstwienia. Całe nasze życie powinno być nieustannym dążeniem do jak największego upodobnienia się do Boga albo do stanu Adama przed upadkiem, kiedy żył w bezpośredniej relacji z Bogiem. To właśnie dlatego świętych mnichów i mniszki nazywamy prepodobnii – najbardziej podobni, ci, którzy osiągnęli największe podobieństwo. 
Grzech Adama, grzech każdego z nas to nadużywanie naszej wolnej woli, działanie wbrew woli Boga, który pragnie naszego dobra. Grzesząc, postępujemy jak syn marnotrawny, który odchodzi z domu Ojca. Gdy grzeszymy, odwracamy się od Boga, oddalamy się od źródła życia. Stajemy się jak gałązka, która oderwała się od pnia drzewa – przez jakiś czas liście tej gałązki będą zielone, gałązka będzie żyć „swoim życiem” – ale co to za życie? Jeżeli nie będzie ponownie wszczepiona w pień drzewa, na pewno umrze. Jeżeli nie wrócimy do domu Ojca, na pewno umrzemy. 

Ale czy wracamy? Czy samodzielnie jesteśmy w stanie wrócić do domu Ojca, do stanu, w jakim żył Adam przed upadkiem, do żywej, niczym niezakłóconej, bezpośredniej relacji człowieka z Bogiem w ziemskim Raju? Wszczepić oderwaną gałązkę może tylko ogrodnik; syn marnotrawny dostąpił pokajania, głębokiego zrozumienia przez wspomnienie o błogosławionym życiu w domu Ojca, ale to Ojciec wybiegł mu na spotkanie, kazał sługom umyć go, obuć, ubrać i nałożył mu na palec synowski pierścień i przyjął go jak syna. My też potrzebujemy pomocy.

Przez to, że Adam zgrzeszył, przez to, że my zgrzeszyliśmy i dalej grzeszymy, popadliśmy w niewolę grzechu. Grzech skaził nie tylko naszą ludzką naturę, ale i cały stworzony przez Boga świat. Wody występują z brzegów, ziemia jęczy i drży pod brzemieniem naszych ludzkich grzechów; Prorok Dawid podsumował to słowami Psalmu: „Oto w nieprawości zostałem zrodzony i w grzechu poczęła mnie matka moja” (cs. sie bo w bezzakoniich zaczat jes’m i wo hresie rodi mia matimoja) (Ps 51 [50], 7). Aby człowiek nie żył w tej niewoli grzechu wiecznie, Bóg dopuścił śmierć. Ale w konsekwencji grzechu dusze zmarłych zstępowały po śmierci do otchłani ciemności. Ten stan można porównać do wielkiego pomieszczenia, do którego można wejść, ale nie można już stamtąd wyjść. Wrota, które tam prowadzą, mają klamkę tylko od zewnątrz.

Tylko Bóg mógł wyzwolić nas z tej niewoli grzechu. Postanowił, że to uczyni już przy stworzeniu człowieka, wiedząc, że niewłaściwie użyje swej wolnej woli i zgrzeszy. Bóg Ojciec „Syna Swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto wierzy w Niego, nie zginął, ale miał żywot wieczny”. Syn Boży stał się Synem Człowieczym, narodził się z Marii Panny i stał się Nowym Adamem, aby nas i całe stworzenie wyzwolić, oczyścić i uczynić nowym. 

Dlaczego jednak to wyzwolenie z niewoli grzechu i odnowienie musiało nastąpić przez cierpienie, ukrzyżowanie i śmierć? Stało się tak dlatego, że Nowy Adam, nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus w przeciwieństwie do Starego Adama, do każdego z nas, zawsze i we wszystkim spełnia wolę Boga Ojca, zawsze i we wszystkim okazuje miłość. 

Grzeszymy prawie na każdym kroku nie tylko wówczas, kiedy się bronimy i złością odpowiadamy na złość, obelgą na obelgę czy krzywdą na zadawaną nam krzywdę. Reagujemy gniewem, gdy ktoś w domu czy w pracy zaledwie urazi nas jakimś słowem czy zachowaniem. Chrystus natomiast nie okazywał złości nawet wówczas, gdy Jego ręce i nogi były przybijane do Krzyża. Grzeszymy również pychą  przesadną wiarą w siebie i swe własne możliwości, egoizmem – dostrzeganiem tylko i wyłącznie swoich potrzeb i dążeniem do ich zaspokajania, bo tak ciężko nam zrezygnować z czegoś, co uważamy za swą własność  czasu, pieniędzy, przekonania. Grzeszymy również wywyższaniem się ponad innych ludzi i ich poniżaniem. Chrystus, Syn Boży, będąc Stwórcą wszystkiego, uniżył się, stał się częścią swojego stworzenia, jednym z nas, mając wszystko i będąc wszystkim, ze wszystkiego zrezygnował, nie użył swej Boskiej mocy. Nowy Adam wszystkim i we wszystkim okazywał miłość, do której każdy z nas został powołany. To z miłości dał się osądzić, poniżyć, opluć, ukrzyżować. To w tym skrajnym osamotnieniu, zdradzie, poniżeniu, niezawinionym cierpieniu ciągle okazywał miłość. Padając pod brzemieniem Krzyża, prosił Boga, by wybaczył tym, którzy zadają Mu cierpienie, bo nie wiedzą, co czynią. Nawet w obliczu śmierci był posłuszny Bogu, wołając „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”. Choć niczym nie zgrzeszył i przez to nie powinien był umrzeć, Chrystus, Pan dobrowolnie oddał swe życie, przyjął niemożliwą śmierć, aby dzielić z nami tragedię naszego ludzkiego istnienia.

Nabożeństwo jutrzni Wielkiej Soboty, podczas którego uobecniająco wspominamy i na nowo przeżywamy wielkie misterium śmierci Zbawiciela, przygotowuje nas do jutrzejszej porannej paschalnej Boskiej Liturgii Wielkiej Soboty, do uobecniającego wspomnienia zstąpienia bezgrzesznej duszy Jezusa Chrystusa do otchłani. To dzisiejsze nabożeństwo powinno pomóc nam zrozumieć, że Nowy Adam był tym pierwszym człowiekiem, który przez całe swoje życie żył na ziemi w pełnej zgodzie z wolą Bożą, w pełnej jedności z Bogiem. Gdy umarł i Jego dusza, tak jak dusze wszystkich innych ludzi, zstąpiła do otchłani, światłość jej bezgrzesznej czystości rozświetliła panujący tam nieprzenikniony mrok i w ten sposób dokonało się zwycięstwo życia nad śmiercią. To dlatego na ikonach Zmartwychwstania Chrystusa pod Jego stopami widzimy zniszczone wrota otchłani. Chrystus, Nowy Adam, swą śmiercią zwyciężył śmierć.

W oczekiwaniu na cud zmartwychwstania nie pozostawajmy obojętni na zaproszenie Chrystusa, który wezwał nas wszystkich, abyśmy poszli za Nim. „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie”.