patr. Paweł

Jeśli jesteśmy Chrystusowi, wytrzymamy do końca

                             Jeśli jesteśmy Chrystusowi - wytrzymamy do końca!


patr. Paweł

Wywiad, którego Jego Świątobliwość patriarcha Paweł udzielił 4 czerwca 1999 r. podczas swej wizyty w Czarnogórze z okazji chirotonii [święceń biskupich - przyp. tłum.] nowo wybranego biskupa Serbskiego Kościoła Prawosławnego, najprzewielebniejszego biskupa budimlańskiego Joannikija, gazecie "Svetigora", radiu "Svetigora" i ponownie otwartemu dziennikowi "Glas Crnogorca".


Pojęcie "Kosowo" wrosło w nasze dusze. Najważniejsze w nim jest to, że święty książę Lazar[1] ze swoim wojskiem pospieszył nie po to, by zdławić czyjąś wolność, lecz aby bronić swojej, nie po to, by zagarniać cudzą ziemię, lecz wyzwalać swoją, nie po to, by narzucać swą wiarę, lecz wytrwać w prawosławiu. Walcząc za swoje świętości, walczył też za całą chrześcijańską Europę. Takie wojny dla nas chrześcijan są nie tylko dopuszczalne, są one naszym obowiązkiem.


"Svetigora" - Wasza Świątobliwość, nasze pierwsze pytanie w tych ciężkich czasach: czy Kosowo jest dla naszego narodu stracone? Od Was jako duchowego przywódcy serbskiego narodu, który wiele lat swej arcypasterskiej posługi spędził w Kosowie i Metochii, oczekuje się prawdziwej odpowiedzi na to pytanie - pytanie, z którym zetknęliśmy się teraz w tak tragiczny sposób

J.Ś. patriarcha Paweł: Spędziłem w Kosowie 34 lata i nie trzeba było specjalnych wysiłków, aby zrozumieć i dostrzec, że określona część Albańczyków systematycznie podejmuje działania skierowane na stworzenie etnicznie czystego Kosowa. Nie chcę uogólniać, nie powiem, że wszyscy, ale określona cześć tak czyniła. Wskazywałem na ten fakt władzom i w Prisztinie, i w Belgradzie, aby o tym wiedziały i miały świadomość, że prócz innych, mniej bolesnych przyczyn, Serbowie opuszczali Kosowo również z tego powodu. Pragnę podkreślić, że w tamtych czasach ludzie przeprowadzali się z wiosek do miast z różnych pobudek, nie tylko z tego powodu. I mimo wszystko powód ten, istniejący po dziś dzień, jest najbardziej bolesny.

Kwestia liczby narodzin, która uwypukliła się zwłaszcza w związku z ogromnym przyrostem Albańczyków i niewysokim przyrostem Serbów, stała się dziś jednym z argumentów przemawiających na korzyść twierdzenia, że Kosowo należy do tych, którzy występują tam jako liczebna większość; argument ten był narzucany nam jeszcze wcześniej, czterdzieści lat temu.

W byłej Jugosławii opublikowałem statystykę [prawdopodobnie chodzi o statystykę urodzin - przyp. tłum.], którą dysponowała Cerkiew. Już w tamtych czasach spośród czterech naszych diecezji diecezja kosowska, w której największą liczbę urodzeń odnotowano wśród ludności albańskiej, nie była w niej przodująca. Ten stan utrzymuje się również dziś. Mniej więcej dwadzieścia lat temu opublikowałem również taką informację: w czasie gdy bardzo wielu ludzi odchodziło od Cerkwi, w paru naszych diecezjach śmiertelność zaczęła przewyższać liczbę urodzeń. Były to diecezje kosowska, rasko-prizrenska, timoczka, górnokarlowacka. W diecezji szumadijskiej śmiertelność i liczba urodzeń były równe.

Jak Wasza Świątobliwość widzi przyszłość Kosowa i Metochii?

Jeśli chodzi o przyszłość Kosowa i Metochii, uważam, że powinno być tak, jak było wcześniej - aby wrócili uciekinierzy - i Albańczycy, i Serbowie - aby nadal trwało życie w pokoju, aby żyli oni tak, jak powinni żyć ludzie. Kiedyś, gdy byłem w Kosowie, napisał do mnie jeden hodża - Albańczyk, i zadał mi m.in. takie pytanie: "Zasada 'Dopóki u jednych się nie ściemni, u innych nie zajaśnieje' dla nas, muzułmanów, jest nie do przyjęcia. A co Wy na to powiecie?". Odpowiedziałem: "Ta zasada jest nie do przyjęcia zarówno dla chrześcijaństwa jako całości, jak i dla prawosławia. Boża ziemia jest na tyle szeroka i wielka, aby wystarczyło miejsca dla wszystkich - jeśli pozostaniemy ludźmi. Natomiast gdy nie będziemy ludźmi, ziemia będzie ciasna nawet dla dwóch osób - i w Biblii, i w Koranie napisano o Adamie i Ewie oraz ich synach, Kainie i Ablu; ogarnięty gniewem Kain zabił brata, a było ich wówczas na ziemi tylko czworo. Gniewnym zawsze kieruje pycha, on nigdy sam siebie nie oskarży, zawsze winą będzie obarczać innych. Natomiast chrześcijanin - nawet gdy nie spoczywa na nim żadna wina - boi się, że być może, choć nieświadomie, popełnił grzech".

Święty Petra Cetinjski przed kruską bitwą zwrócił się do swego nieprzyjaciela: "Mahmudzie Paszo, czym zawiniłem wobec Ciebie, ja i mój naród? Jeśli ja jestem grzeszny, daj Bóg, abym nie przeżył tego dnia, abym zginął pierwszy. Jeśli zaś winien jesteś Ty, zgorzejesz w żywym ogniu". I rozpoczęła się bitwa. Czarnogórcy atakują, wypierają Turków. Aby podnieść bojowego ducha swego wojska, Kara Mahmud Pasza poderwał się na rumaku do przodu, lecz koń potknął się i czarnogórski wojownik ściął paszy głowę. "Ej - mówił - Kara Mahmudzie, czegóż ci w Skadarze było mało, że przyszedłeś nam to odebrać?".

Oto co chcę wam powiedzieć: człowiek święty, nawet nie będąc winny, dopuszcza taką możliwość - może jestem grzeszny i nie wiem o tym, jednak jeśli jestem grzeszny, niech bym zginął pierwszy. Przestępca nie jest zdolny do czegoś takiego, zawsze według niego kto inny będzie winowajcą. Z tego wynika, że nasza przyszłość zależy od tego, czy będziemy w stanie żyć tak, jak żyliśmy wcześniej, przez wszystkie tamte lata, razem, wspólnie - Serbowie, Albańczycy, Turcy, Goranie i Cyganie.

Wasza Świątobliwość ostatni raz odwiedzał Czarnogórę rok temu. Czasem rok może pomieścić w sobie więcej wydarzeń aniżeli cała dekada. Można to powiedzieć również o roku ubiegłym. Jak Wasza Świątobliwość ocenia wszystko to, co się wydarzyło, czy widzicie Czarnogórę jako członka federacji, i jak w ogóle widzicie przyszłość Czarnogóry?

Tak, zgadza się, przez cały ten czas, od chwili rozpadu byłej Jugosławii, człowiek nie miał kiedy westchnąć, odpocząć duszą. Wystarczy wspomnieć o tym, co działo się w Słowenii, Chorwacji, w Bośni i Hercegowinie i co dzieje się teraz w Kosowie, i to w taki straszny sposób! Ale najważniejsze dla nas jest to, co czujemy, a czujemy, że jest w tym oczywiście nasza wina i nasze grzechy, ale są też grzechy i wina innych, nie tylko Albańczyków, lecz również Europy i Ameryki. Wina i grzechy ludzi będących u władzy, którym wystarczyło "odwagi" na takie rozwiązanie problemu - na bombardowania, przez które cierpią i Albańczycy, i całe Kosowo, i które przyczyniły się w największym stopniu do tego strasznego wspólnego nieszczęścia. Przypomnijmy słowa apostoła Pawła: "żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi" [Rz, 12,18 - przyp. tłum.]. Ważne jest, aby nie czekać, aż ktoś inny zapragnie pokoju, lecz przede wszystkim samemu zrobić krok ku pokojowi. Jeśli uczynimy go szczerze, połowa będzie już zrobiona. Jeśli zechcieliby tego również tamci ludzie, wszystko wyszłoby na dobre i dla nas, i dla nich. A czy oni tego chcą czy nie, to już zależy od nich.

W roku 1993 pewna niemiecka korespondentka postawiła mi pytanie, czy istnieje wojna sprawiedliwa i czy w ogóle wojna może być sprawiedliwa. Odpowiadam: jeśli w Niebie istnieje wojna sprawiedliwa, dlaczego nie może być prowadzona również na ziemi? Mam na myśli to, jak szatan i jego wojsko powstali przeciw Bogu i odeszli od Niego z powodu grzechu pychy. Święci archaniołowie, Michał i Gabriel, z innymi aniołami pozostali jednak wierni Bogu. Szatan uderzył na nich, lecz święty archanioł Michał wraz z aniołami wstąpił w bój z szatanem i strącił go na ziemię. Z drugiej strony, wojna zaborcza, agresywna, jest dla chrześcijan nie tylko niedopuszczalna, lecz podlega osądowi. Natomiast wojna obronna, wyzwoleńcza jest błogosławiona, ponieważ Chrystus powiada: "Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" [J 15,13 - przyp. tłum]. Ten, kto broni swego domu, swojej rodziny, mogił swych przodków, własnej wolności, ten rzeczywiście ofiaruje się w pełni. O tym samym mowa również wtedy, gdy rozmawiamy konkretnie o naszym narodzie.

Powinność Abla polegała na tym, aby obronić się przed swoim bratem, który podniósł nań rękę. Nasza powinność wypływająca z Bożego prawa - walczyć o swoje istnienie. Tak było zawsze, także wtedy, gdy nasz naród w ciągu pięciuset lat wzniecał powstania przeciw tureckiemu jarzmu, przeciw życiu w niewoli. Tak było również w roku 1941 podczas agresji Hitlera - państwo i Cerkiew, cały naród - jak jeden mąż - był wtedy gotów do walki z najeźdźcą, który również był wówczas znacznie silniejszy od nas. Oto o jakiej wojnie mówię.

W trakcie naszej rozmowy, cytując słowa św. Petra Cetijnskiego, nakreślił Władyka pewien obraz Czarnogóry tamtej epoki, a być może również i naszych czasów. Jeśli można, pomówmy nieco konkretniej: jaka jest opinia Waszej Świątobliwości o federacji Serbii i Czarnogóry?

Oczywiście, trudno przebywać stale w jednomyślności. Różnica zdań, sama w sobie, nie jest złem koniecznym. Pewien Grek, jeszcze w siódmym wieku, pozostawił notatkę o tym, że "u Serbów niczego nie załatwisz przez łapówkę", nie dlatego, że są nieprzekupni, lecz z powodu "wielu sprzecznych opinii". Cóż to oznacza? Jeśli namówić, przekupić jednego, wtedy trzeba przekupić i drugiego, i trzeciego, po kolei. Taka metoda, nawet jeśli ma rację bytu, to tylko do czasu, póki nie przekroczy granicy zła, aby nie powiedzieć - przestępstwa.

W Kosowie, w czasie gdy byłem tam biskupem, z dużymi trudnościami odbudowywaliśmy jedną dawno zniszczoną cerkiew. Zbieramy się: przychodzę ja, przychodzi kapłan, przychodzi starosta, radzimy, jaką cerkiew możemy zbudować, z jakiego materiału, ile mamy na to środków, jakiego kształtu, zastanawiamy się tak, jak to zwykle bywa. Jeden powiada - trzeba budować z betonowych bloków. Inny - nie, nie wolno budować z betonu, abyśmy za kilka lat nie musieli niszczyć i budować z bardziej wytrzymałego materiału. No dobrze, mówimy, zróbmy z kamienia. Wtedy trzeci powiada, że jeśli budować z kamienia, a za kilka lat trzeba będzie poddać ją zabiegom konserwatorskim, nie można będzie pisać na pierwotnym tynku i kamieniu. No dobrze, niech więc będzie z zewnątrz z kamienia, a wewnątrz z cegły. Ile różnych opinii i każda z nich ma swą dobrą stronę! I teraz z tego wszystkiego trzeba tylko wybrać grupę, która będzie za wszystko odpowiadać. I wszystko byłoby dobrze, ale wtedy właśnie wśród Serbów dochodzi do głosu to, co wiedzie ku nieszczęściu. Ci, których zdanie nie zostało ujęte, staną się nie tylko naszymi wrogami, lecz do walki z nami wykorzystają nawet swoich wrogów, aby tylko nie pozwolić na zrobienie czegoś. Ech, widzicie, takie nieszczęście.

Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, jednakże zawsze powinniśmy być gotowi do wysłuchania drugiej strony, nie powinniśmy odpychać jej stanowiska od siebie, narzucając za wszelką cenę własne zdanie i własne cele. Kiedy byłem w Kosowie, w jednej wiosce między Uroszewcem i Gnilanem, to tam ludzie, gdy była mowa o czymś wspólnym - o budowaniu drogi, szkoły, cerkwi albo jeszcze czegoś - zbierają się i podczas dyskusji każdy obstaje przy swoim. Ale następnego dnia, gdy zgoda zostanie już osiągnięta, wszyscy przystępują do pracy i pracują tak, jak gdyby każdy z nich opowiadał się właśnie za tym. Ręczę, że są takie miejsca i są tacy Serbowie. Proszę zobaczyć - można wytrwać na dobrej drodze do samego końca, niosąc brzemiona innych, a nie tylko własne.

A w jaki sposób Wasza Świątobliwość - arcypasterz, zwierzchnik naszej Cerkwi, widzi przyszłość prawosławia w tzw. Nowej Erze?

Według słów Zbawiciela im dalej idziemy, tym droga będzie wciąż trudniejsza. "Usłyszycie o wojnach i trzęsieniach ziemi, nastąpi głód i zaraza, z powodu wzmożenia nieprawości ostygnie miłość i powstanie brat na brata" [por. Mt 24,7 i n. - przyp. tłum.]. Ale dalej Chrystus mówi, abyśmy się przygotowali i wytrzymali do końca. Prawosławie - teraz i zawsze - powinno być gotowe na czas próby. Zbawiciel powiedział do nas: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Mnie prześladują i was prześladować będą za imię Moje" [por. Mt 16,24 i J 15,20 - przyp. tłum.]. My wszyscy powinniśmy być przygotowani na te trudności, przejść przez nie i przetrzymać je. "Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" [Mt 10,22 - przyp. tłum.]. A nasze nieszczęścia, jak sami widzicie, pochodzą nie tylko od wrogów, innowierców lub bezbożników, ale też od tych, którzy nazywają siebie chrześcijanami. Również teraz widzimy nieludzkie zachowanie takich chrześcijan. Jeśli postępowalibyśmy w taki sposób, jeszcze gorzej bylibyśmy osądzeni: komu wiele dano, od tego wiele będzie wymagane. Cały problem w tym, czy wytrzymamy do końca.

Gdy cztery lata temu byłem w Austrii, świętowano stulecie cerkwi pw. św. Sawy w Wiedniu. Rano w gazecie zobaczyłem artykuł o tym, że przybyłem, aby zamydlić oczy opinii światowej, i że w rzeczywistości winni wszystkim nieszczęściom i wojnie są Serbowie i serbska Cerkiew, ponieważ miała ponoć nawoływać do wojny, by uchronić Wielką Serbię. Na posiedzeniu z udziałem Serbów i Austriaków byłem zmuszony wygłosić następujące oświadczenie: "Cerkiew serbską i mnie osobiście obwinia się o rozpętanie wojny po to, aby uchronić Wielką Serbię. Oświadczam - jeśliby w celu uchronienia Wielkiej Serbii konieczne było przestępstwo, nigdy nie dałbym na to pozwolenia. Niech raczej zginie Wielka Serbia. Jeśli w ten sposób trzeba by było uchronić małą Serbię, nie pozwoliłbym również i na to. Niech zginie i mała Serbia, tylko aby nie lała się krew. Nie, nie za taką cenę! Jeśliby za taką cenę trzeba było uchronić ostatniego Serba i gdybym to ja sam nim był, mojej zgody na to by nie było. Możemy zginąć, ale w tej śmierci pozostaniemy ludźmi Chrystusa. Nie zgadzamy się na to, by żyć inaczej. I w tym tkwi sedno, ponieważ wiemy, że nasi przodkowie wiele wieków i lat przeżywali nieszczęścia i wojny, wytrwali w prawdzie i nas wszystkich ustrzegł Najwyższy Pan, który zawsze stoi po stronie dobra. I jeśli konieczne będzie, abyśmy cierpieli, to lepiej dla nas jest zginąć niż przestać być człowiekiem".

Aktualnie u nas w Czarnogórze jeden kapłan patriarchatu konstantynopolitańskiego - pozbawiony godności, odłączony od Kościoła Prawosławnego, z pochodzenia Czarnogórzec, chrzczony w Serbskim Kościele Prawosławnym, który go wykarmił i przygotował do kapłaństwa - występuje jako metropolita samozwańczego "Czarnogórskiego Kościoła Prawosławnego", tworząc wokół siebie z nieszczęsnymi, podobnymi sobie ludźmi osobliwą sektę "Czarnogórskich bezpopowców". Co Wasza Świątobliwość sądzi o tym zjawisku?

Schizmy były zawsze, a rozdarcia - to herezja. Istnieją herezje, istnieją schizmy. Herezja - to grzech przeciwko prawdzie Ewangelii, a schizma to grzech przeciwko jedności Cerkwi. "Zbuduję Kościół mój a bramy piekielne go nie przemogą" [Mt 16,18 - przyp. tłum] - powiada Chrystus. Apostoł Paweł mówi, że Cerkiew to "filar i podpora Prawdy" [1 Tm 3,15 - przyp. tłum.].
Jeśli człowiek najpierw żyje prawdą ewangeliczną, a potem przechodzi do czegoś innego, do tego, co pochodzi od "świata tego", to wtedy, rzecz jasna, pojawiają się herezje, schizmy, odejścia. Nawiasem mówiąc, jeden święty ojciec powiada: "W schizmie można wierzyć w Trójcę Świętą, można czcić Ewangelię, można sprawować sakramenty, tylko zbawić się nie można!". A święty Cyprian z Kartaginy powiedział: "Dla kogo Cerkiew nie jest matką, dla tego Bóg nie jest ojcem". W ten sposób i Kościół rzymski w 1054 roku odłączył się od Kościoła wschodniego - zasada "świata tego" stała się ważniejsza niż ewangeliczna prawda i Królestwo Niebieskie. Ten, kto nie myśli o własnym zbawieniu, nie może myśleć o zbawieniu innych. Jeśli nie troszczy się o własne zbawienie, w jaki sposób może zachować własny wzorzec? Od człowieka, który nie pamięta własnych przodków, który nie wie, kim jest, do jakiego narodu i do jakiej Cerkwi należy, trzeba uciekać. Ale wszyscy staniemy przed Obliczem Bożym na Jego sądzie i każdy zda sprawę ze swoich uczynków. O tym zawsze musimy pamiętać - wówczas będziemy w stanie rozwiązać wszystkie nasze problemy. Na razie jasne jest, że to schizma, i jeśli schizmatycy nie przejawią skruchy - znajdą się tam, gdzie znajduje się wielu ich poprzedników.


Rozmowę zapisał Sławko Żiwkowicz, tłum. Swietłana Ługanska.

Źródło: http://www.pravoslavie.ru/press/print32697.htm

[1] Serbski książę Lazar (Łazarz Hrebeljanović) był dowódcą wojsk serbskich w bitwie na Kosowym Polu (1389 r.). Został kanonizowany przez Serbski Kościół Prawosławny. 


red. Katarzyna Tynkiewicz


tłum. ks. Mariusz Synak