ks. Aleksander Schemann

Oto błogosławiona Sobota

„Wielka i Święta Sobota” to dzień, który łączy Wielki Piątek, uobecniające wspomnienie Ukrzyżowania, z dniem Chrystusowego Zmartwychwstania. Prawdziwa natura i znaczenie tego „połączenia”, niezbędność tego „dnia pośredniego” dla wielu pozostaje nieznane. Dla znacznej większości uczestniczących w cerkiewnych nabożeństwach „ważnymi” dniami Wielkiego Tygodnia są Piątek i Niedziela, Krzyż i Zmartwychwstanie. Te dwa dni pozostają jednak w swego rodzaju „bezładzie”. Mamy dzień smutku, a później następuje dzień radości. W takim łańcuchu wydarzeń radość zajmuje po prostu miejsce smutku... ale zgodnie z nauczaniem Kościoła prawosławnego, wyrażonego w jego tradycji liturgicznej, istotą tej kolejności nie jest zwykła zamiana. Kościół głosi, że Chrystus „śmiercią podeptał śmierć”. Oznacza to, że jeszcze przed Zmartwychwstaniem następuje wydarzenie, w którym smutek nie jest zwyczajnie zastępowany przez radość, ale jest w radość przeobrażany. Wielka Sobota jest właśnie tym dniem przemienienia, dniem, w którym zwycięstwo wyrasta z klęski, kiedy to jeszcze przed Zmartwychwstaniem możemy rozmyślać o śmierci samej śmierci. Wszystko to wyrażane jest, a nawet więcej, wszystko to naprawdę dzieje się co roku podczas tego cudownego nabożeństwa, tego liturgicznego wspomnienia, które staje się dla nas zbawienną i przeobrażającą teraźniejszością. 



Psalm 119 – Miłość i Prawo Boże


Wejście do cerkwi na Jutrznię Wielkiej Soboty to liturgiczne zakończenie Piątku. Smutek Wielkiego Piątku jest przez to tematem wprowadzającym, początkiem Jutrzni Wielkiej Soboty. Rozpoczyna się ona jako nabożeństwo pogrzebowe, jako opłakiwanie złożonego do grobu zmarłego. Gdy chór śpiewa pogrzebowe tropariony, diakon powoli okadza świątynię, po czym kapłan prowadzący nabożeństwo podchodzi do Całunu (gr. epitafion, cs. płaszczanica). Stoimy przy grobie naszego Pana, rozważamy o Jego śmierci, Jego porażce. Śpiewany jest wówczas Psalm 119, a do każdego wersetu dodawane są specjalne pieśni pochwalne (gr. enkomia, cs. pochwały), które wyrażają przerażenie ludzi i całego stworzenia w obliczu śmierci Jezusa: 

„O góry i pagórki, 
i tłumy ludzi, i całe stworzenie, 
wszyscy zapłaczcie i szlochajcie 
ze Mną, Matką waszego Boga” (Ps 119, 69).
Niemniej jednak już od samego początku wraz z tym wstępnym tematem żalu i opłakiwania pojawia się i staje się coraz bardziej widoczny nowy motyw. Stykamy się z nim przede wszystkim w Psalmie 119 – „Błogosławieni nieskalani w drodze, którzy chodzą w prawie Pańskim”. W naszej obecnej praktyce liturgicznej ten Psalm używany jest jedynie podczas nabożeństw pogrzebowych i stąd wynikają jego „pogrzebowe” skojarzenia u przeciętnego wiernego. Jednak we wczesnej tradycji liturgicznej Psalm ten był jedną z istotnych części niedzielnego [sprawowanego w sobotę wieczorem – przyp. tłum.] nabożeństwa Powieczerza (cs. Powieczerije), cotygodniowego uobecniającego wspomnienia Zmartwychwstania Chrystusa Pana. Jego treścią wcale nie jest pogrzeb. Psalm ten jest najczystszym i najbardziej pełnym wyrażeniem miłości do prawa Bożego, tj. do Bożego zamysłu w odniesieniu do człowieka i jego życia. Prawdziwe życie  to, które człowiek utracił poprzez grzech – polega na zachowywaniu i wypełnianiu prawa Bożego, to życie z Bogiem, w Bogu i dla Boga, to  życie, dla którego człowiek został stworzony. 

„Na drodze świadectw Twoich raduję się jak największym skarbem [...]” (w. 14).

„Mam upodobanie w przykazaniach Twoich [...]” (w. 16).
A skoro Chrystus jest obrazem doskonałego wypełnienia prawa, skoro całe Jego życie nie miało żadnej innej „treści” oprócz wypełnienia woli Jego Ojca, Kościół interpretuje ten Psalm jako słowa samego Chrystusa, wypowiadane do Jego Ojca z grobu.

„Zważ, że kocham ustawy Twoje, Panie! Ożywiaj mnie wedle miłosierdzia Twego” (w. 159). 

Śmierć Chrystusa jest ostatecznym dowodem Jego miłości wobec woli Bożej, Jego posłuszeństwa Swemu Ojcu. To akt czystego posłuszeństwa, pełnego zaufania Ojcowskiej woli. Dla Kościoła to właśnie to posłuszeństwo do samego końca, ta doskonała pokora Syna stanowi podstawę, początek Jego zwycięstwa. Ojciec pragnie tej śmierci, Syn przyjmuje ją, okazując bezwarunkową wiarę w doskonałość woli Ojca, w niezbędność przyniesienia ofiary z Syna przez Ojca. Psalm 119 jest pieśnią o posłuszeństwie i dlatego jest obwieszczeniem, że od posłuszeństwa rozpoczyna się zwycięstwo. 


Spotkanie ze śmiercią


Ale dlaczego Ojciec pragnie śmierci? Dlaczego to konieczne? Odpowiedź na to pytanie stanowi trzeci wątek naszego nabożeństwa i pojawia się na początku pieśni pochwalnych, które następują po każdym wersecie Psalmu 119. Opisują one śmierć Chrystusa jako Jego zejście do otchłani. „Otchłań” w terminologii biblijnej oznacza sferę śmierci, której Bóg nie stworzył i której nie chciał; oznacza również, że Książę tego świata jest w tym świecie wszechmocny. Szatan, grzech, śmierć – to „wymiary” otchłani, jej zawartość. Grzech wywodzi się bowiem od szatana, a śmierć jest konsekwencją grzechu – „pojawił się w świecie grzech, wskutek zaś grzechu śmierć” (Rz 5, 12). „Śmierć panowała od Adama aż do Mojżesza” (Rz 5, 14), cały wszechświat stał się kosmicznym cmentarzem, był skazany na zagładę i rozpacz. To właśnie dlatego śmierć jest „ostatnim wrogiem” (1 Kor 15, 26) i jej zniszczenie stanowi ostateczny cel Wcielenia. To spotkanie ze śmiercią jest „godziną” Chrystusa, o której sam powiedział: „Przyszedłem dla tej właśnie godziny” (J 12, 27). Teraz godzina ta nadeszła i Syn Boży wstępuje w śmierć. Ojcowie Kościoła moment ten opisują zwykle jako pojedynek pomiędzy Chrystusem i śmiercią, Chrystusem i szatanem, ta śmierć bowiem miała być albo ostatecznym tryumfem szatana, albo jego decydującą porażką. Pojedynek ten przebiega w kilku stadiach. Początkowo moce zła zdają się tryumfować. Sprawiedliwy zostaje ukrzyżowany, jest przez wszystkich opuszczony i doświadcza haniebnej śmierci. Staje się również uczestnikiem „otchłani”, tego miejsca ciemności i rozpaczy, ale w tym właśnie momencie ujawniane jest prawdziwe znaczenie tej śmierci. Ten, który umiera na Krzyżu, ma Życie w sobie, tj. posiada życie nie jako dar z zewnątrz, dar, który może Mu być odebrany, ale stanowi ono Jego istotę. On jest Życiem i źródłem wszelkiego życia. „W Nim było Życie i Życie było światłością świata”. Człowiek Jezus umiera, ale ten Człowiek jest Synem Bożym. Jako człowiek może rzeczywiście umrzeć, ale jednocześnie w Jego śmierci uczestniczy, do królestwa śmierci zstępuje w Nim sam Bóg. To wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju, niezrównane znaczenie śmierci Chrystusa. W niej bowiem człowiekiem, który umiera, jest Bóg, albo raczej, wyrażając się dokładniej, Bogoczłowiek. Bóg jest Święty Nieśmiertelny (cs. Swiatyj Biezsmiertnyj) i jedynie w następującym „bez zmieszania, bez zmiany, bez podzielenia i bez rozłączania” zjednoczeniu Boga i człowieka w Chrystusie, śmierć człowieka mogła być „przyjęta” przez Boga i została zwyciężona, i zniszczona od wewnątrz, „śmierć została śmiercią podeptana”. 


Śmierć zostaje przezwyciężona przez życie


Teraz rozumiemy, dlaczego Bóg pragnie tej śmierci, dlaczego Ojciec oddaje jej Swego Jednorodzonego Syna. Pragnie On zbawienia człowieka, tj. tego, aby zniszczenie śmierci nie było jedynie aktem Jego mocy („Czy myślisz, że nie mógłbym wezwać na pomoc mego Ojca, a dałby Mi zaraz więcej niż dwanaście legionów anielskich?” – Mt 25, 53), ani też, nawet jeśli miałaby mieć zbawienne działanie, nie następowało przemocą, lecz było aktem tej miłości, wolności i dobrowolnego oddania Bogu, dla których stworzył człowieka. Każde inne zbawienie byłoby w sprzeczności wobec natury człowieka, a przez to nie byłoby prawdziwym zbawieniem. Stąd potrzeba Wcielenia i konieczność Bożej śmierci. W Chrystusie człowiekowi przywracane są posłuszeństwo i miłość. W Nim człowiek zwycięża grzech i zło. Istotne było to, aby śmierć została nie tylko zniszczona przez Boga, ale zwyciężona i podeptana w samej ludzkiej naturze, przez człowieka i poprzez człowieka. „Skoro bowiem człowiek sprowadził śmierć, to również dzięki Człowiekowi nastąpi zmartwychwstanie umarłych” (1 Kor 15, 21).
 
Chrystus dobrowolnie przyjmuje śmierć – o swoim życiu mówi: „Nikt Mi go nie odbiera, lecz Ja sam oddaję je z własnej woli” (J 10, 18). Czyni to nie bez trwogi: „zaczął się smucić i niepokoić” (Mt 26, 37). Tak oto wypełnia się miara Jego posłuszeństwa i dlatego dochodzi do zniszczenia moralnych korzeni śmierci, śmierci jako okupu za grzech. Całe życie Jezusa spoczywa w Bogu, tak jak powinno pozostawać każde ludzkie życie, i to właśnie ta pełnia Życia, to życie pełne znaczenia i treści, pełne Boga, zwycięża śmierć, niszczy jej moc. Śmierć bowiem jest nade wszystko brakiem życia, zniszczeniem życia, które odcięło się od swego jedynego źródła. A ponieważ śmierć Chrystusa jest dążeniem miłości ku Bogu, aktem posłuszeństwa i zaufania, wiary i doskonałości – jest ona aktem życia („Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego” – Łk 23, 46), które niszczy śmierć. To śmierć samej śmierci.

Takie właśnie jest znaczenie zstąpienia Chrystusa do otchłani, Jego śmierci, która stała się Jego zwycięstwem. Światło tego zwycięstwa oświeca teraz nasze czuwanie przy Grobie. W pieśniach pochwalnych wypowiadamy następujące słowa:

„O Życie, jakże to umierasz, 
jakże to zamieszkujesz w grobie, 
a jednak śmierci władzę kruszysz 
i umarłych podnosisz z otchłani” (w. 2).

„O Chryste Życie! 
W grobie złożony zostałeś,
śmiercią Swą moc śmierci zgasiłeś
i stałeś się źródłem życia dla całego świata” (w. 7).

„O jakże wielka to radość,
jakże obfita słodycz,
którą przyniosłeś będącym w otchłani,
jak światłość jaśniejącą w jej mrocznych głębinach” (w. 49).

Życie zstępuje do królestwa śmierci. Boska Światłość jaśnieje w jego straszliwych ciemnościach. Świeci dla wszystkich, którzy tam pozostają, Chrystus bowiem jest życiem wszystkich, jest jedynym źródłem wszelkiego życia. Dlatego Chrystus umiera również za wszystkich, wszystko bowiem, co dzieje się z Jego życiem – dzieje się samemu Życiu. To zstąpienie do otchłani jest spotkaniem Życia wszystkich ze śmiercią wszystkich: 

„Chcąc zbawić Adama,
zstąpiłeś na ziemię, o Panie.
A nie znalazłszy go na ziemi,
szukając go zstąpiłeś aż do otchłani” (w. 25).

Smutek i radość walczą ze sobą i oto radość ma teraz zwyciężyć. „Pochwały” kończą się. Dialog, pojedynek pomiędzy Życiem i śmiercią dobiega końca i po raz pierwszy rozbrzmiewa pieśń radości, pieśń zwycięstwa i tryumfu. Rozlega się ona w troparionach na Psalm 119 (gr. eulogitaria), śpiewanych podczas każdego niedzielnego nabożeństwa całonocnego czuwania, gdy nadchodzi dzień Zmartwychwstania:

„Chóry aniołów zadziwiły się, 
widząc Ciebie pośród zmarłych! 
Niszcząc moc śmierci, Zbawco, 
podniosłeś ze Sobą Adama 
i wszystkich uwolniłeś z otchłani.

Anioł promieniujący jasnością zawołał w grobie 
do niewiast niosących wonności:
«Dlaczego mieszacie mirrę ze łzami?
Spójrzcie na grób i zrozumcie, 
że Zbawiciel powstał z grobu»”.


Życiodajny Grób


Dalej następuje cudowny Kanon Wielkiej Soboty, w którym wszystkie tematy tego nabożeństwa – od płaczu nad grobem, po zwycięstwo nad śmiercią – są jeszcze raz podejmowane i rozważane. Kończy się następującym wezwaniem:

„Niech raduje się stworzenie! 
Niech weselą się wszyscy mieszkańcy ziemi!
Nienawistna otchłań została bowiem zniewolona.
Niewiasty z wonnościami niech wybiegną Mi na spotkanie,
bowiem Adamowi i Ewie z całym ich rodem przynoszę wybawienie
i trzeciego dnia Zmartwychwstanę!”

„Trzeciego dnia Zmartwychwstanę!” Od tej chwili paschalna radość napełnia całe nabożeństwo. Ciągle stoimy przed Grobem, ale został nam właśnie ukazany jako Grób dający życie. Życie spoczywa w nim, rodzi się z niego nowe stworzenie i jeszcze raz w siódmy dzień, w dzień spoczynku Stwórca odpoczywa od całego swego dzieła. „Życie śpi, a otchłań drży”, a my rozważamy ten błogosławiony Szabat, ten uroczysty spokój Tego, który z powrotem przynosi nam życie: „Pójdźmy, zobaczmy nasze życie, leżące w grobie...”. Pełne znaczenie, mistyczna głębia Siódmego Dnia, jako dnia wypełnienia i dnia dostąpienia, są teraz objawiane, bowiem:

„Dzisiejszy dzień tajemniczo przepowiedział wielki Mojżesz, mówiąc:
«I pobłogosławił Bóg siódmy dzień». 
To bowiem jest Błogosławiona Sobota,
to jest dzień odpocznienia,
w którym od wszystkich dzieł Swoich
spoczął Jednorodzony Boży Syn,
który przyjmując śmierć dla wypełnienia Bożego planu zbawienia, 
cieleśnie w sobotę odpoczywa;
i przez Swe Zmartwychwstanie powracając znów do tego Kim był,
darował nam życie wieczne,
albowiem On jest Tym jedynym dobrym i miłującym człowieka”. 

Dalej idziemy wokół cerkwi w uroczystej procesji z Całunem, ale nie jest to procesja pogrzebowa. To Syn Boży, Święty Nieśmiertelny, przechodzi teraz przez ciemność otchłani, zwiastując „Adamowi i wszystkim pokoleniom” radość nadchodzącego zmartwychwstania. „Powstając wcześnie z nocy”, ogłasza, iż „umarli powstaną z martwych, ci, którzy pozostają w grobach, przebudzą się, a wszyscy na ziemi wielce się uradują”. 


Oczekiwanie Życia


Powracamy do cerkwi. Poznaliśmy już misterium dającej życie śmierci Chrystusa. Otchłań zostaje zniszczona. Otchłań drży w posadach. Tutaj pojawia się ostatni motyw naszego nabożeństwa – temat Zmartwychwstania.
 
Szabat, siódmy dzień jest zwieńczeniem i dopełnieniem historii zbawienia – jego ostatnim aktem jest zwycięstwo nad śmiercią. Jednak po Szabacie następuje pierwszy dzień nowego stworzenia, nowego życia, zrodzonego z Grobu.

Wątek Zmartwychwstania wprowadzany jest przez Prokimenon:

„Powstań, Panie, pomóż nam, i wybaw nas dla imienia Twego. Boże, uszyma naszymi słyszeliśmy...

Kontynuowany jest w pierwszym czytaniu biblijnym – w proroctwie Ezechiela o suchych kościach (r. 37, 1–14). „[...] A było ich bardzo dużo w tej dolinie i były zupełnie wyschłe”. To śmierć tryumfująca w świecie, to ciemność, bezradność w obliczu powszechnego wyroku śmierci. Lecz Bóg mówi do proroka. Oznajmia mu, że ten wyrok nie jest ostatecznym przeznaczeniem człowieka. Ci, którzy umarli, będą znowu żyć. „Oto Ja otworzę wasze groby i wyprowadzę was z waszych grobów, ludu mój, i wprowadzę was do ziemi izraelskiej” (Ez 37, 12). Po tym proroctwie następuje drugi Prokimenon z tym samym wezwaniem, z tą samą modlitwą:

„Powstań, Panie Boże mój, wznieś Twą rękę! [...]”.

Jak do tego dojdzie, co umożliwi to powszechne zmartwychwstanie? Odpowiedzi na te pytania udziela drugie czytanie z Pisma Świętego (1 Kor 5, 6–8, Gal 3, 13–14): „Odrobina kwasu zakwasza całe ciasto”. Chrystus, nasza Pascha, jest kwasem zmartwychwstania nas wszystkich. Skoro Jego śmierć niszczy samą zasadę śmierci, Jego Zmartwychwstanie jest zalążkiem zmartwychwstania wszystkich, albowiem Jego życie jest źródłem wszelkiego życia. Wersety Alleluja to te same wersety, które zapoczątkują nabożeństwo Paschalne – potwierdzają tę ostateczną odpowiedź i przeświadczenie, że nadszedł czas nowego stworzenia, rozpoczął się dzień bez wieczora: 

„Alleluja! Niech powstanie Bóg, i rozproszą się Jego wrogowie, i niech pierzchają sprzed Jego oblicza ci, którzy Go nienawidzą.

Jak dym się rozwiewa, tak niech się rozwiewają, jak wosk się rozpływa przy ogniu”. 

Czytanie proroctw dobiegło końca. Ale były to jedynie proroctwa. Ciągle pozostajemy w czasie Wielkiej Soboty przed grobem Chrystusa i musimy przeżyć cały długi dzień, aby o północy, zanim zaczniemy świętować Jego Zmartwychwstanie, usłyszeć: „Chrystus powstał z martwych!”. Trzecie czytanie z Pisma Świętego, fragment z Ewangelii Mateusza 27, 62–66, który zamyka to nabożeństwo, jeszcze raz mówi nam o Grobie, który arcykapłani i faryzeusze „zabezpieczyli, pieczętując kamień i ustawiając straże”. 

Ale to chyba tutaj, przy samym końcu Jutrzni, oczywiste jawi się ostateczne znaczenie tego „dnia pośredniego”. Chrystus powstał z martwych, Jego Zmartwychwstanie będziemy świętować w dzień Zmartwychwstania. Jednakże to świętowanie jest zarówno uobecniającym wspomnieniem wyjątkowego wydarzenia przeszłości, jak i antycypacją misterium przyszłości. Następuje Jego Zmartwychwstanie, ale jeszcze nie nasze. Będziemy musieli umrzeć, doznać umierania, rozłąki, zniszczenia. Nasza rzeczywistość w tym świecie, w tym „eonie”, jest rzeczywistością Wielkiej Soboty – ten dzień jest prawdziwym obrazem naszego ludzkiego stanu. Wierzymy w zmartwychwstanie, ponieważ Chrystus powstał z martwych. Oczekujemy zmartwychwstania. Wiemy już, że śmierć Chrystusa nie jest beznadziejnym, ostatecznym końcem wszystkiego. Zostaliśmy ochrzczeni w Jego śmierć i uczestniczymy w Jego życiu, które wyszło z grobu. Otrzymujemy Jego Ciało i Krew, które są pokarmem nieśmiertelności. Nosimy w sobie zalążek, antycypację życia wiecznego. Całe nasze chrześcijańskie istnienie wiąże się z tymi aktami łączności z życiem „nowego eonu” Królestwa, a jednak ciągle jesteśmy tutaj i śmierć pozostaje naszym nieuniknionym udziałem.
 
Ale czyż to życie pomiędzy Zmartwychwstaniem Chrystusa i dniem naszego zmartwychwstania nie jest właśnie życiem w czas Wielkiej Soboty? Czyż oczekiwanie nie jest podstawową i istotną kategorią chrześcijańskiego doświadczenia? Oczekujemy w miłości, nadziei i wierze. A to oczekiwanie na „zmartwychwstanie zmarłych i życie przyszłego wieku”, na życie, które „ukryte jest z Chrystusem w Bogu” (Kol 3, 3–4), to narastanie oczekiwania w miłości, w przeświadczeniu – wszystko to jest naszą własną „Wielką Sobotą”. Z czasem wszystko w tym świecie staje się przezroczyste dla światła, które stamtąd przychodzi, „obraz tego świata” przemija, a to niezniszczalne życie z Chrystusem staje się naszą najwyższą i ostateczną wartością.
 
Co roku, po tym porannym nabożeństwie Wielkiej Soboty, oczekujemy na noc Paschalną i pełnię Wielkanocnej Paschalnej radości. Wiemy, że nadchodzą – a mimo to jakże powolne jest ich zbliżanie się, jakże długi wydaje się ten dzień! Ale czy ten cudowny spokój Wielkiej Soboty nie jest symbolem naszego własnego życia w tym świecie? Czyż nie pozostajemy zawsze w tym „dniu pośrednim”, oczekując na Paschę Chrystusa, przygotowując się na dzień bez wieczora w Jego Królestwie?



Tłum. ks. Włodzimierz Misijuk

Fot. rusfront.ru