ks. Mariusz Synak

O duchu cełomudrija, czyli Divide et impera

W poprzednich tekstach próbowałem przybliżyć tekst i znaczenie wielkopostnej modlitwy autorstwa św. Efrema Syryjczyka, dzieląc się na jej temat paroma refleksjami. Dziś z radością powracam do wspomnianej tematyki, wszak znajdujemy się na półmetku Wielkiego Postu. Zanim zaproszę do zapoznania się z kolejnymi, ostatnimi już w naszym efremowskim cyklu rozważaniami, przypomnę tekst modlitwy świętego Syryjczyka w jej roboczym tłumaczeniu: 
„Panie i władco życia mego, zabierz ode mnie ducha duchowego lenistwa, duchowej beznadziei, pożądania władzy i pustych słów. Daruj zaś słudze Twemu ducha czystości, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości. Tak, Panie, pozwól mi widzieć moje grzechy i nie osądzać brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków, amen.”
 
Dla porządku przypomnijmy – po pierwsze modlitwa, a więc prośba, proszenie, dotyczy wyłącznie sfery niematerialnej. Nie ma tu próśb o zdrowie, o chleb, o urodzaj plonów ziemi. Oczywiście, o wspomniane dobra również trzeba się modlić, ale czas postu jest czasem szczególnym – to swojego rodzaju pielgrzymowanie, wędrówka ku celom wyższym, trudniejszym, wymagającym większego wysiłku i skupienia. To czas, by zebrać się w sobie i wszystkie swoje siły i zdolności skierować na poznanie samego siebie. Zająć się tym, co jest – jak pisze św. Łukasz: „jedynym, czego potrzeba” (Łk 10,42). Ale nie mylmy tego z egoizmem – nie oznacza to zamknięcia się w sobie czy też skoncentrowania się na sobie i zamknięcia na innych, wręcz przeciwnie – inni dają nam szczególną możliwość poświęcenia części siebie, swoich środków, uwagi, czasu, możliwości po to, by obnażyć i zwalczyć nasze słabości, porzucić nasz, jakże egocentryczny, punkt widzenia na świat i bliźnich.

Aby zachęcić nas do tego działania, Cerkiew już w pierwszym tygodniu postu w Wielkim Kanonie Pokutnym autorstwa św. Andrzeja z Krety podsuwa raz za razem kolejne biblijne obrazy – przykłady ludzkiego upadku, odejścia od Boga, zbłądzenia, ale też i pokuty, i nawrócenia, zwłaszcza na przykładzie św. Marii Egipcjanki. Podczas kolejnych niedziel przypomina postaci nauczycieli duchowych – tytanów ducha, wielkich antropologów chrześcijańskich: św. Grzegorza Palamasa, św. Jana Klimaka. Ukazuje również triumf Ortodoksji i siłę świętego Krzyża. Wszystkie te wskazówki przeplecione są pewną nicią – to nasza modlitwa pokutna świętego Syryjczyka.
 
Kolejnym spostrzeżeniem, jakie wypływa z uważnej lektury tekstu, jest fakt podziału jej na dwie części. Nazwijmy je negatywną i pozytywną. „Zabierz ode mnie” i „daj mi”. W dużym uproszczeniu można powiedzieć: Panie, „zabierz ode mnie” to, co nie pochodzi od Ciebie, co jest produktem naszej, jakże (niestety) wytrwałej pracy nad niszczeniem, rozbijaniem na kawałki samego siebie, nad marnowaniem Bożych darów, talentów i bliskości ze Stwórcą – ducha duchowego lenistwa, duchowej beznadziei, pożądania władzy i pustych słów. To przychodzi nam bardzo łatwo. Na tyle łatwo, że żyjąc z takimi wadami przestajemy je w sobie dostrzegać i uważamy za stan właściwy naszej naturze. Przecież, jak lubimy podkreślać: „jesteśmy tylko ludźmi”. Owe grzeszki po jakimś czasie wrastają w nas tak głęboko, że bez Bożej pomocy trudno nam się z nimi rozstać. Oczywiście, możemy stanąć przed Bogiem i powiedzieć: „Oto mnie masz takim, jakim mnie stworzyłeś” lub też „Widzisz, jestem tylko człowiekiem”. Tak najłatwiej, ale czy najlepiej? Albo czy w ogóle tak się godzi? Prosimy więc Boga, by nam w tym pomógł, gdy otwarcie przyznamy, że dostrzegamy je w sobie i rzucamy im wyzwanie. 

„Daruj zaś mi ducha czystości, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości”.
 
Zmieniając lub przynajmniej starając się zmienić swoje postrzeganie świata zaczynamy boleśnie dostrzegać, że nasze wysiłki porzucenia, uwolnienia się od słabości przerastają nasze możliwości. Chcemy, ale się nie udaje. Staramy się, ale nie wychodzi to nam. Nawet jeśli wychodzi, to na krótko. Dlaczego tak? Starożytni mawiali: „Widzę to, co lepsze, ale idę za tym, co gorsze”. Święty Paweł powie to jeszcze dobitniej i bez cienia znieczulenia: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. […] Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę [...]. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! (Rz 7,15 i nn). Czy pod tymi słowami nie podpisałaby się większość z nas? Oto dlaczego potrzebujemy tu szczególnie Bożej pomocy. Wiemy że to, co dobre, od Boga pochodzi: „wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca światłości”, jak czytamy w Liście św. Jakuba (1,17). I to jest powód, dla którego prosimy: „Daruj zaś nam ducha czystości, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości”. 

Tym sposobem doszliśmy do tematu dzisiejszego spotkania – ducha, jak go nazwali Grecy, sofrosine-cełomudrija, czyli czystości, cnotliwości, roztropności. Ale to zaledwie robocze tłumaczenie. Natomiast rozbicie na kawałki, wewnętrzny człowiek, wewnętrzna sprzeczność, rozdarcie – to słowa - klucze, pojęcia, które powinny pomóc nam zrozumieć istotę owego „ducha”. 

Ducha cełomudrija daruj mi, Panie! Humanistyczne ubóstwo języków nowożytnych  wymusza tu spłycenie zagadnienia. Bardzo żałuję, że nie posiadając odpowiedniego przygotowania zawiłe kwestie lingwistyczne i filozoficzne zmuszony będę potraktować dość powierzchownie i amatorsko, ale sądzę, że warto choć spróbować. Zwłaszcza, że jest to ostatnie spotkanie z tego cyklu. Prosząc o jeszcze trochę uwagi proponuję potraktować ten materiał, ten ostatni wysiłek jak rzut na taśmę.
 
Rozpatrując tekst modlitwy św. Efrema wkraczamy w trzy, a nawet cztery obszary kulturowe. Grecki (tu trzeba wyróżnić dwie tradycje: klasyczną i potoczną – koine, czyli nowotestamentową), syryjski (właściwy dla autora omawianego tekstu), cerkiewnosłowiański (na którym bazuje używana w kręgach słowiańskich modlitwa Syryjczyka) i polski. Proponuję za punkt wyjściowy wybrać termin biblijny jako najlepiej znany wszystkim wspomnianym kulturom. W Nowym Testamencie spotykamy ten termin nad wyraz rzadko. W „Dokonaniach Wysłanników”, czyli w Dziejach Apostolskich wszystkiego raz jeden (Dz 26,25), następnie autor Listu do Tytusa używa go czterokrotnie (Tyt 1,8; 2,2.5.6.12), widzimy go (również czterokrotnie) w Listach do Tymoteusza (I Tym 3,2; 2,9.15; II Tym 1,7). Wszędzie (w przekładzie interlinearnym) oddane jest polskim słowem: „rozsądek”. Słowniki biblijnej greki proponują jeszcze inne możliwe warianty tłumaczenia – cnotliwość, czystość, powściągliwość, rozwaga, niewinność, wstrzemięźliwość. Jak widzimy, wszystkie one krążą wokół pewnej sfery samokontroli człowieka, bazującej czy lepiej wypływającej z rozumu. Ale to nie rozwiązuje naszego problemu. Mamy podstawy sądzić, że oryginał tekstu powstał w języku syryjskim, po czym prawie jednocześnie został przetłumaczony na grekę. 

Postawmy pytanie – w jakim sensie użył tego pojęcia autor omawianej przez nas wielkopostnej modlitwy, czyli co sam autor miał na myśli? Z pewnością zastosował dobrze znany sobie termin biblijny. Użyty w najstarszym greckim tłumaczeniu z syryjskiego grecki termin sofrosine oznacza (prócz podanych przed chwilą znaczeń) również mądrość, roztropność. Więc może lepiej byłoby użyć tu słowa „mądrość”? Daruj mi ducha mądrości! Mądrość to zdolność, dar postrzegania rzeczy takimi, jakimi są. Nie okrojonymi, zmienionymi, poszatkowanymi i skrzywionymi przez nasz egocentryzm, lecz jakby z lotu ptaka – ponad emocjami, oczekiwaniami, pretensjami. Jeśli dodamy do tego jeszcze pokorne przyjmowanie takiego obrazu świata – mamy objaśnienie kolejnego ducha, o który prosimy w modlitwie – smiriennomudrija, czyli pokornej mądrości bądź też mądrej, pobożnej pokory.

Powróćmy jednak do naszej sofrosine. Po uważnej analizie dostępnych materiałów mogę zaryzykować stwierdzenie, że istniała pewna różnica między rozumieniem sofrosine przez Greka i człowieka tylko z kręgu potocznej (handlowej, bytowej, religijnej, czyli nowotestamentowej) kultury greckiej. Rodowity Grek był dziedzicem spuścizny filozoficznej Grecji antycznej. Nie można tak po prostu zapomnieć o tysiącach lat funkcjonowania wysoce rozwiniętej kultury własnego narodu, czy też narodów. Grek znał i bez większego wysiłku rozumiał smaczki znaczeniowe, subtelności, pojęcia trudne do wyrażenia za pomocą jednego słowa. Zresztą, świetnie wykształceni teologowie (np. św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz Teolog) nie będący rdzennymi Grekami, ale posiadający doskonałe przygotowanie w dziedzinie filozofii klasycznej pełnymi garściami również owocnie czerpali z jej dorobku.

Przytoczę fragment jednego krótkiego tekstu. Jego autorem jest Władysław Witwicki, błyskotliwy tłumacz Platona. We wstępie do platonowskiego Charmidesa czyni jakże ważną dla naszych rozważań uwagę: „Przedmiotem rozmowy jest określenie [przez Sokratesa – przyp. mój, ks. M.S.] zalety duchowej, którą Hellenowie nazywali sofrozyne, a której polski język nie umie nazwać jednym wyrazem. Nie tylko polski, zresztą. Kłopot z tym wyrazem mają i Francuzi, i Niemcy, i Anglicy, toteż oddają go wieloma różnymi wyrazami w różnych miejscach. Etymologicznie wywodzi się ten wyraz z homeryckiego saofrozyne, a to oznacza taką odporność intelektu, że on zostaje cały, nie uszkodzony w swej funkcji kierowania człowiekiem, chociażby w nas szalały nawet burze afektów. Zatem jest to, mówiąc po polsku, zdolność do kierowania się zawsze rozumem, a więc roztropne zrównoważenie, jest to i panowanie nad sobą, i umiarkowanie, opanowanie wewnętrzne, wstrzemięźliwość, i takt, i równowaga wewnętrzna, roztropność, rozsądek, rozwaga. Przy tym ostatnim wyrazie wypadało przeważnie pozostać w przekładzie polskim, bo on się wydawał najbliższy terminowi greckiemu.” 

Ponowię pytanie: co więc autor modlitwy pokutnej miał na myśli? Najprościej byłoby samego go o to zapytać - używając języka biblijnego: „niech sam o sobie powie” (por. J 9,21), ale jest to już z oczywistych względów fizycznie niemożliwe.
 
Biorę więc do rąk pierwsze dwa tomy „Dzieł” św. Efrema Syryjczyka. Wydanie rosyjskojęzyczne, 1993 rok, reprint, czyli powtórka wydania z przełomu wieku XIX i XX. To owoc wymagającej ogromnego wysiłku pionierskiej pracy nad usystematyzowaniem dorobku tego autora. Dla naszych rozważań przydatne będą dwie informacje. Po pierwsze - bazując na bibliografii, zawartej we wstępie do całego wydania „Dzieł” można stwierdzić, iż duża część twórczości Efrema powstała lub dotrwała do nas mimo wszystko w języku syryjskim. Po wtóre – autor poświęca w II tomie cały rozdział (Pouczenie 35) dziewictwu i cełomudriju, czyli z pewnością sofrosine. Z treści Pouczenia wynika, iż autor miał na myśli wyłącznie walkę z pokusą nieczystości, z duchem rozwiązłości i nieczystości cielesnej. Tu więc sofrosine oznacza najpewniej czystość, cnotliwość, wstrzemięźliwość. Grek rozumiał tu dużo więcej. Dlaczego? W niektórych wersjach mitologii greckiej Sophrosyne to imię bogini, którą Pandora wraz z innymi cnotami i niecnotami wypuściła ze swej beczki (w kulturze współczesnej nie wiedzieć czemu gliniana beczka ulega krzywdzącemu zmniejszeniu do rozmiarów puszki). Sophrozyne, uciekając od ludzi, schroniła się u Zeusa, stając się trudno osiągalna dla ludzi. Bogini umiaru, spokoju, równowagi, harmonii, rozwagi, opanowania, spójności, czyli szeregu cech, które łączą się, by stworzyć postać idealną. Na wszystkich płaszczyznach ludzkiego bytowania. Więc to nie konkretna cecha, a raczej stan, czy też lepiej pewna koncepcja równowagi i pokoju. I tak rozumiał (i nadal rozumie) ją Grek, natomiast Ojcom obeznanym tylko z kulturą greki biblijnej niuans ten mógł być po prostu nieznany. Nie tylko zresztą im. 

W prawosławnej kulturze słowiańskiej do połowy XX wieku odpowiednik sofrosine, użyty w tekście modlitwy św. Syryjczyka -  cełomudrije, funkcjonuje (mówiąc to polegam na dostępnych mi źródłach) wyłącznie jako czystość cielesna, wstrzemięźliwość. Rosyjski klasyk duchowości, świetny znawca twórczości świętych Ojców - ascetów, św. Ignacy (Branczaninow) w swym fundamentalnym dziele „Doświadczenia ascetyczne” utożsamia ją z czystością, rozumiejąc pod nią cnotliwość, czystość, skromność, wstrzemięźliwość, powściągliwość przede wszystkim w sferze seksualności. To więc może oznaczać kolejne spłycenie zagadnienia. Trudno mi wytłumaczyć przyczyny tej zmiany, ale mniej więcej od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku zaczynamy spotykać u wielu znanych rosyjskojęzycznych teologów głębsze, klasyczne znaczenie tego terminu, oznaczające wysiłki na drodze ku integralności człowieka. Mówią o tym jednym głosem wybitni teologowie i asceci: metropolita Antoni (Bloom), o. Cyryl (Pawłow), o. Aleksander Schmemann...To ogromnie cieszy. Warto o tym pamiętać, ponieważ każdy popełniany przez nas grzech oznacza rozmienianie na drobne, wybór części, fragmentu, wyrzeczenie się całości, negację i rozbicie czegoś większego. Cełomudrije w swym głębokim znaczeniu jest więc jego zaprzeczeniem.

Ponówmy wcześniejsze pytanie: o co tak gorliwie mógł prosić Boga autor tekstu modlitwy? Popuśćmy wodze naszym rozważaniom... Z przyjemnością sięgnę po tekst otworu z repertuaru Kazika Staszewskiego i formacji o nazwie jakże odpowiedniej do klimatu rozważań o charakterze religijnym - „Kult”. Utwór pod tytułem „Arahja” (wersja unplugged).
Mój dom murem podzielony 
Podzielone murem schody 
Po lewej stronie łazienka 
Po prawej stronie kuchenka [...] 
Moje ciało murem podzielone 
Dziesięć palców na lewą stronę 
Drugie dziesięć na prawą stronę 
Głowy równa część na każdą stronę [...]
Moja ulica murem podzielona 
Świeci neonami prawa strona 
Lewa strona cała wygaszona 
Zza zasłony obserwuję obie strony [...] 
Lewa! strona nigdy się nie budzi 
Prawa! strona nigdy nie zasypia [...] 

Mój dom murem podzielony… Podzielone jest też moje ciało, moja ulica, moja dzielnica, moje miasto, mój kraj... Odwróćmy perspektywę. Podzielony jest mój kraj, moje miasto, moja dzielnica, moja ulica, moje ciało, mój dom, ponieważ podział nastąpił wewnątrz mnie samego. Podział, o którym pisze z taką goryczą św. Paweł, wewnętrzne rozbicie, wewnętrzna sprzeczność. Reszta jest tylko skutkiem tej tragedii. A co jest jej przyczyną? Zanim na to pytanie odpowiem, spróbujmy zadać jeszcze jedno: czy (zakładając, że w każdym z nas działa to wewnętrzne prawo rozdarcia) znany jest ludzkości czas, gdy owego rozdarcia nie było? Jeśli taki stan człowieka nie jest ludzkości znany, musiałoby to oznaczać, że w gruncie rzeczy problem cełomudrija, a raczej jego braku nie istnieje, a św. Paweł musiał być nadwrażliwy i tylko. Ale co w przypadku, gdy odpowiedź byłaby twierdząca, natomiast bolesne odczucie owego rozbicia byłoby jego głębokim, egzystencjalnym i jednocześnie niezaprzeczalnym, bo jakże realnym, tego wspomnieniem? Nie tylko człowieka jako jednostki, ale jako przedstawiciela rodzaju ludzkiego? Jakiż musiałby to być złoty czas w historii ludzkości! Czas przed rozbiciem to czas harmonii, jedności, całości i bliskości. Z Bogiem, oczywiście, ze światem i z samym sobą. 

Upadek człowieka spowodował naruszenie harmonii. To z kolei ułatwiło działanie złych sił, występujących pod sztandarem: Divide et impera! Dziel i rządź! Ciało zaczęło przysparzać człowiekowi trosk, bólu, cierpienia, pokus, występując przeciw duszy i duchowi. Nagle to, co moje, zaczęło występować przeciwko mnie: Adam niespodziewanie dla siebie zauważy, że krępuje go jego własna nagość, ktoś inny powie: „boli mnie mój kręgosłup”. Jakie to dziwne, on, mój, przeciwko mnie… Wszystkie trzy sfery ludzkiej natury, dotychczas ze sobą współpracujące i uzupełniające się wzajemnie, zaczęły występować przeciw sobie, walcząc o władzę nad sobą, nad całym człowiekiem, bliźnim i całym Kosmosem. Jakże bolesne musi to być odczucie! 

Lekarstwem na ten ból jest cełomudrije – pragnienie powrotu do utraconej całości, do pierwotnej doskonałości. Dlaczego więc w niektórych tłumaczeniach używa się słowa: „czystość”? Ponieważ człowiek cełomudriennyj to taki, który osiąga czystość ciała, duszy i ducha. Tak też definiuje ten termin żyjący w VII wieku św. Jan Klimak, autor ascetycznego traktatu pt. „Drabina do raju”: „Cełomudrije (pozostańmy na razie przy tym słowie) to czystość duszy i ciała” (św. Jan Klimak, Drabina, Słowo 15,5). Taki człowiek to ten, którego ciało, rozum i serce walczą z grzechem, odrzucają go jako coś obcego prawdziwej ludzkiej naturze, powołaniu człowieka. To tytaniczny wysiłek – człowiek rzuca wyzwanie samemu sobie, pragnąc się wznieść ponad samego siebie. Święty Jan pisze o tym z całą stanowczością: „Nikt z tych, którzy nauczyli się strzec czystości, niech nie przypisuje sobie jej osiągnięcia, ponieważ niemożliwym jest, by ktokolwiek zwyciężył własną naturę; więc gdzie natura została zwyciężona, tam widać przyjście Tego, kto sam jest ponad naturą” (św. Jan Klimak, Drabina, Słowo 15, 8).
  
Cełomudrije oznacza więc w swym szerokim znaczeniu dążenie do jedności, całości, integralności sprzed upadku. Mądrość w całości, mądrość poprzez całość, z całości, ku całości, mądrość rozumowania, pobożna mądrość, mądrość w Bogu, roztropne dążenie do integralności - wersji może być tu wiele… Przy której z nich zostaniemy? Który z terminów lepiej pasuje do naszych oczekiwań, starań, wysiłków i próśb? Co współczesny człowiek miałby rozumieć pod tym pojęciem? No ale tu tekst, zamiast udzielić odpowiedzi na pytania, zaczyna je mnożyć…
 
Powrócę do kwestii tłumaczenia omawianego terminu. Osobiście odmawiając słowa tej modlitwy w języku polskim, idąc za radami Ewangelii zawartymi u św. Mateusza będę rozumiał pod cełomudrijem „czystość serca”: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8) oraz „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mt 7,22 i nn.).
 
Moi Drodzy, na tym proponuję zakończyć piątą i ostatnią część rozważań na temat modlitwy św. Efrema Syryjczyka. Dziękując za uwagę i poświęcony czas na owe pięć spotkań pozwolę sobie przytoczyć już chyba ostateczną wersję roboczego tłumaczenia omawianej modlitwy: 

„Panie i władco życia mego, zabierz ode mnie ducha duchowego lenistwa, duchowej beznadziei, pożądania władzy i pustych słów. Daruj zaś słudze Twemu ducha czystości serca, mądrej, głębokiej pokory, cierpliwości i miłości. Tak, Panie, pozwól mi widzieć moje grzechy i nie osądzać brata mego, albowiem błogosławiony jesteś na wieki wieków, amen.” 

zdj: www.slideplayer.pl