o. Konstantin Ostrowski

Gdy nie czujesz pokajania...

Polecamy Państwa uwadze krótki tekst opublikowany na stronie www.pravmir.ru.


Co zrobić, jeśli na spowiedzi nie czujesz skruchy (pokajania)?

W czym trzeba się kajać – to można wytłumaczyć w artykułach i książkach, ale pokajania nie można w taki sposób nauczyć. Prawdopodobnie wielu wiernych doświadcza takiego stanu, gdy czuje się, że spowiada się prawidłowo – tak, jak należy, ale pokajania, serdecznej skruchy (żalu) za swoje grzeszne uczynki, mocnego postanowienia, żeby ich więcej nie powtarzać – nie ma. I popełniając te same grzechy, wyliczamy je po raz kolejny na kolejnej spowiedzi. Nałoży kapłan epitrachilion na głowę, przyjmiemy św. Komunię i znów grzeszymy w ten sam sposób. Cóż robić? Odpowiada o. Konstantin Ostrowski, proboszcz parafii Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Krasnogorsku, dziekan okręgu krasnogorskiego.

Serdeczna skrucha z powodu swoich grzechów, mocne postanowienie, żeby ich znów nie popełniać – to już wydatne owoce, a nie pierwsze kroki pokajania. Ideałem jest, żeby całe nasze życie było pokajaniem. Pamiętamy apostolskie przykazanie: „Módlcie się nieustanie” (Tes 5, 17). Odnosi się to właśnie do pokajania. Modlitwa Jezusowa: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznym” jest modlitwą pokajania.

Grzeszymy, z powodu naszej słabości, nieustannie – jeśli nie uczynkiem to myślami. Zatem i kajać się powinniśmy nieustannie. Z tego powodu nie sądzę, aby trzeba było zmuszać wiernych, by na spowiedzi stale wyliczali swoje codzienne grzechy. Jeśli człowiek czuje, że potrzebuje modlitewnego wsparcia kapłana, to może wyliczać grzechy – spowiedź w naszej cerkwi odbywa się codziennie rano i wieczorem.

Natomiast, jeśli ująć rzecz ściśle, spowiedź to sakrament ponownego zjednoczenia człowieka z Cerkwią. Popełniając ciężki grzech, człowiek odłącza się od Cerkwi, a w sakramencie spowiedzi powraca do Cerkwi, przyjmowany jest ponownie do wspólnoty eucharystycznej. Dlatego nie upieram się przy tym, żeby ludzie, którzy regularnie przyjmują św. Komunię, przed każdym jej przyjęciem podchodzili do spowiedzi i wymieniali swoje codzienne grzechy.

Zadanie chrześcijanina nie polega na przestrzeganiu  przepisów, ale na nieustannym przebywaniu w modlitewnej jedności z Bogiem. Ze względu na naszą niemoc oznacza to przebywanie w stanie samooskarżenia [cs. – samoukorienija]. Nie w beznadziejnej rozpaczy i czynieniu sobie wyrzutów, ale w samooskarżeniu, czyli uświadomieniu sobie i uznaniu własnej grzeszności, a jednocześnie w wierze w Boże miłosierdzie. To znaczy w takim stanie, który jest wyrażony w modlitwie Jezusowej i w modlitwie celnika.

Ale w wielu modlitwach jest napisane, że "to ja jestem największym/najgorszym z grzeszników", a są i bardziej rygorystyczne sformułowania. Prawdopodobnie święci, którzy ułożyli te modlitwy tak to odczuwali, gdyż oceniali siebie w świetle łaski Bożej. Ale jest mało prawdopodobne, że tak czuje się zwykły laik, który jest w Cerkwi od niedawna.

Święci też nie od razu tak to odczuwali. Abba Doroteusz przyznał się swoim nauczycielom św. Warsonufiuszowi Wielkiemu i św. Janowi Prorokowi: spoglądam na swoje życie i widzę, że zasługuję na wieczną mękę, wiem, że jestem najgorszy z ludzi, ale sercem tego nie czuję. A starcy odpowiedzieli, że jest na właściwej drodze. Do zrozumienia sercem, jacy jesteśmy naprawdę, dorastamy całe życie – i to jest właśnie duchowa droga.

Myślę, że niedobrze jest mówić o sobie, że: „jestem największym grzesznikiem” jeśli tego się nie czuje. Niestety sam tego nie czuję, choć rozumiem, że powinienem. Ale mimo wszystko my, wierzący jesteśmy świadomi swoich grzechów. Czy trzeba czekać, aż stanie się cud i poczujemy się tak, jak czuli się święci? Można się nie doczekać. Dlatego powinniśmy już teraz modlić się tak, jak potrafimy.

Wypowiadam: „Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się”, a w sercu nie ma skruchy. I cóż… będę korzyć się z wiarą, że jeśli będę trudzić się nad swoją duszą, trzymać się cerkiewnej wspólnoty, to Bóg mnie nie pozostawi. Będę się modlił z uwagą, podążając za radą św. Jana Klimaka, utrzymując rozum w słowach modlitwy. Jeśli to także nie będzie mi dane, będę modlił się oczami i ustami, niechby z chłodnym sercem, bez uwagi, ale z nadzieją, że i taki mały trud pomoże mi zbliżyć się do Boga.

Jak mówili święci Ojcowie: lepiej jeść chleb z popiołem, niż nic nie jeść.



Rozmawiał: Leonid Winogradow
Tłum. Piotr Makal
Korekta: o. Mariusz Synak