Piotr Makal
Cuda św. Spirydona
Święty Spirydon, biskup Tremithus, jest jednym z ulubionych w Grecji i Rosji świętych. Według wielu świadectw zanoszona do niego modlitwa o podstawowe życiowe sprawy – znalezienie pracy, zdanie egzaminów, rozwiązanie problemów z mieszkaniem – zawsze przynosi jego cudowną pomoc. Na wyspie Korfu mówi się, że kiedy zmieniane są szaty na relikwiach świętego, jego buty okazują się zdeptane – to oczywisty znak tego, że św. Spirydon także po śmierci chodzi po ziemi i nam pomaga.
Spirydon urodził się w III w. na Cyprze, był pastuchem, a po śmierci żony został wybrany biskupem Tremithus (obecnie wioska Tremithousa). Brał udział w I soborze powszechnym (325 r.) w Nicei, gdzie potwierdził prawdziwość jedności Trójcy Świętej. Według tradycji na potwierdzenie prawosławnej wiary święty wziął cegłę i ją ścisnął: w mgnieniu oka pojawił się ogień, pociekła woda, a w jego ręku została glina. „Oto trzy żywioły, a cegła jedna – powiedział biskup Spirydon – tak w Przenajświętszej Trójcy – Trzy Osoby, a Jedno Bóstwo”. Święty odszedł do Pana ok. 348 r., ale do dzisiaj nie zostawia bez wsparcia proszących o jego pomoc.
Problemy mieszkaniowe1
Pewnego razu, archimandryta Jan (Krestiankin) długo rozmawiał z ludźmi.
– Ojczulku [batiuszka – P. M.] – skarży się staruszka – już pół życia czekamy w kolejce na mieszkanie, a do tej pory mieszkamy w siódemkę w pokoiku. Jest tak ciasno, że wnuki śpią na jednym łóżku naprzeciwko siebie i nogami podpierają sobie podbródki.
W ślad za staruszką skarży się mężczyzna i prawie krzyczy, opowiadając, jak dziesięć lat odpracował w hucie ze względu na obiecane mieszkanie, ale po pierestrojce fabryka przestała istnieć. I co teraz robić?
– Modlilibyście się do św. Spirydona – mówi batiuszka – i już dawno mielibyście mieszkanie.
Na wszelki wypadek zapisuję imię świętego, choć nie zamierzam się do niego modlić. Nie mam problemów z mieszkaniem. Choć, mówiąc szczerze, mam. Jednak po tym jak nasza rodzina odczekała w kolejce po dwupokojowe mieszkanie ćwiartkę wieku, a w końcu uzyskaliśmy jednopokojowe – niczego więcej nie oczekuję od władzy. Oczywiście, nie wypisano nas z kolejki, obiecując dać odpowiadające nam mieszkanie, ale sądząc po terminach – chyba nastąpi to pośmiertnie. Nasza rodzina ma teraz inne plany – kupimy dom niedaleko monasteru w Pieczorach (ok. Pskowa). Mamy odłożone na ten cel pieniądze. Nie ma z tym problemu, jeśli masz pieniądze. Co jest jednak dziwnego – później, będąc praktycznie bez pieniędzy, kupiłam dom niedaleko pustelni optyńskiej (Optinoj pustyni), a tutaj (w Pieczorach), mimo że miałam pieniądze, nijak kupić się nie udawało. Co więcej, za każdym razem, jak wyruszałam, żeby obejrzeć dom z ogłoszenia, to tak zaczynały mnie boleć nogi, jakby w pięty wbijano igły. A jak już dojechałam na miejsce, to okazywało się, że dom albo już został sprzedany, albo właściciele rozmyślili się i nie chcą go sprzedawać. Przemęczyłam się pół roku, szukając domu, a następnie spytałam archimandryty Jana:
– Ojczulku, dlaczego nie udaje mi się kupić dom w Pieczorach?
– Ponieważ Twoje miejsce nie jest tutaj, ale w pustelni optyńskiej.
Przebacz Boże moją ignorancję, ale w tamtym czasie o żadnej pustelni optyńskiej nie słyszałam, a ze słów starca pojęłam tylko to, że chcą mnie wygnać z moich ulubionych Pieczor. I z tą urazą przyszłam do mojego duchowego ojca, archimandryty Adriana. Jednak on także pobłogosławił mój wyjazd do Optiny. Pojechałam. Nie spodobało mi się. Ruiny cerkwi, a wokół stosy śmieci. Monaster dopiero zaczęto odbudowywać. I ta „ohyda spustoszenia” w miejscu świętym na tyle mnie przeraziła, że natychmiast udałam się do archimandryty Cyryla (Pawłowa) ze skargą na starców, którzy chcą mnie wysiedlić niewiadomo dokąd.
Pamiętam, jak o. Cyryl uśmiechał się, słysząc moje zawodzenia, a potem, błogosławiąc moją przeprowadzkę, powiedział:
– Błogosławiona Optina, święta ziemia.
O jakże jestem wdzięczna Bogu, który mnie osiedlił na tej świętej ziemi! Ale jakże ciężka była do niej droga!
– Dla Boga jesteśmy jak ciężko chorzy – mówiła mi później jedna mniszka. – Każdy z nas ma swoją dumę i swoją koronę na głowie. A Bóg żałuje nas, nierozsądnych, i leczy operacyjnie.
Mówiąc w skrócie, przyjazd do Optiny poprzedzony był taką „operacją”, podczas której odcinano wszystko, czym się szczyciłam. Oszczędności zjadła inflacja. A to, co uprzednio wydawało się znaczące: sukces literacki, publikacje, życie w kręgu sław – wszystko stało się zbędne i niemiłe, gdy syn zachorował, a mama była umierająca. W mieszkaniu było czuć silną woń lekarstw, za oknami było słychać ryk silników aut pędzących po moskiewskiej autostradzie, a w szarym smogu wielkomiejskich dymów czasami nie było nawet jak oddychać. Jakże marzyliśmy wtedy o jakiejś wioseczce i o łyczku, choćby łyczku świeżego powietrza! Dopóki jednak wydziwiałam, nie chcąc przenosić się do Optiny, ceny miejscowych domów, które wcześniej kosztowały mniej, wzrosły tak, że nie było już mnie na nie stać.
I stało się tak, jak ostrzegał o. Jan (Krestiankin): nad głową zawisły czarne chmury i ogarnęła mnie taka rozpaczliwa beznadziejność, że nawet nie tyle, co pomodliłam się, ale wręcz zawołałam do św. Spirydona, błagając o pomoc. Pomoc przyszła natychmiast. Oczywiście wmawiałam sobie, że tak się w życiu nie dzieje. Ale tak było. Wkrótce kupiliśmy dom w pobliżu pustelni optyńskiej. Tam zaczęli wracać do życia moi bliscy. Pamiętam, jak syn, po czteromiesięcznym pobycie w szpitalu, początkowo niepewnie poszedł do ogrodu, a potem wyrwał się do kąpieli w rzece. Teraz znów, jak za dawnych lat, pływam z nim na wyścigi. A moja mama – dobra, stara mama. Niesie właśnie z ogrodu rzodkiewki i cieszy się, że wzeszła marchewka.
Coraz częściej wspominam stareńkiego batiuszkę Jana, który upominał nas, nierozsądnych: „Opatrzność Boża rządzi światem i losami każdego z nas”. Dokładnie tak. Ale zrozumiałam to dopiero tutaj.
Pomoc dzieciom2
Wydarzyło się to w ubiegłym roku [2007 – P. M.]. Do tej pory mieszkali z mężem i trójką dzieci w małym, dwupokojowym mieszkanku. Kiedy na świat przyszło czwarte, jasne się stało, że w szóstkę się tam się nie pomieszczą, i trzeba szukać większej kwatery. Sprawa była pilna, czas płynął, a odpowiedniego mieszkania nie było. I wtedy Olga zaczęła zamawiać w najbliższej cerkwi molebny do św. Spirydona, pamiętając, że pomaga on właśnie w problemach mieszkaniowych. Po pierwszym nabożeństwie – nie było żadnych rezultatów. Po drugim – tak samo. I zdarzyło się wtedy, że znajomy, bardzo dobry człowiek, ni z tego, ni z owego podarował dla dzieci Olgi ikonkę św. Spirydona: „Słyszałem, że św. Spirydon pomaga dzieciom”. Tak jakby święty chciał poprzez znajomego przekazać wiadomość: nie zniechęcajcie się, sprawa idzie naprzód, choć tego jeszcze nie widzicie. Wkrótce znalazło się mieszkanie – czteropokojowe, z przestronną kuchnią i przedpokojem. Do tego było tanie, bo na parterze. To też był plus, bo teraz czterech „tupaczy” mogło sobie tupać, nie przeszkadzając sąsiadom. A z okien było widać cerkiew, w której Olga zamówiła molebny św. Spirydonowi. Co jeszcze było niesamowite – dwadzieścia lat temu to mieszkanie służyło okolicznym dzieciom, które przychodziły pograć w warcaby i ping ponga. Taki to „dziecięcy apartament” wypatrzył święty, który dzieciom pomaga. Przeprowadzili się przed samym Nowym Rokiem. Nie trzeba dodawać, ile było radości. A św. Spirydon spogląda z ikony i jakby mówi: „Nigdy nie traćcie ducha, radujcie się, Bóg jest blisko!”.
Troparion, ton 1
Pierwszego Soboru byłeś obrońcą i cudotwórcą, mający Boga w sercu Spirydonie, ojcze nasz. Przeto zmarłą w grobie przywołałeś i żmiję w złoto zamieniłeś, i kiedy śpiewałeś święte modlitwy, aniołów współsłużących tobie miałeś, o świętobliwy. Chwała Temu, który daje tobie moc, chwała Koronującemu Ciebie, chwała Temu, który poprzez Ciebie uzdrawia wszystkich.
_____________________
1 Źródło: http://www.pravmir.ru/chudesa-po-molitve-svyatomu-spiridonu-trimifuntskomu (dostęp: 23.12.2012), tłum. P. Makal.
2 Źródło: http://www.pravoslavie.ru/smi/36426.htm (dostęp: 23.12.2012), tłum. P. Makal.