Kijowski locum tenens metropolita Onufry (Berezowskij)

Cerkiew powinna podążać za Chrystusem, a nie za politykami

Strażnik tronu katedry kijowskiej, metropolita Onufry: „Cerkiew powinna podążać za Chrystusem, a nie za politykami”.


24 lutego 2014 roku w Kijowie odbyła się sesja Synodu Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. W związku z potwierdzoną medycznie niemożnością wypełniania obowiązków zwierzchnika UCP przez Wielce Błogosławionego Metropolitę Kijowskiego i całej Ukrainy Włodzimierza – o czym członkowie Synodu przekonali się osobiście, składając wizytę metropolicie w szpitalu – Synod zdecydował o konieczności wyboru strażnika kijowskiej katedry metropolitalnej. Jako locum tenens został wybrany w tajnym głosowaniu, zgodnie z normami Statutu UPC, Metropolita Czernowicki i Bukowiński Onufry. Publikujemy fragmenty wywiadów udzielonych przez metropolitę Onufrego kilku portalom.


Pan posłał mnie tu po to, bym uczył się od ludzi pobożności

(Fragment wywiadu z 6 września 2007 roku, źródło: http://www.pravoslavie.ru/guest/4761.htm).


W tym roku minęło piętnaście lat od Soboru Charkowskiego. Wasza Ekscelencja był jednym z tych, którzy zajęli zdecydowane stanowisko wobec Filareta i wobec tych, którzy wówczas z nim przybyli. Jak z perspektywy czasu ocenia Władyka tamte wydarzenia i swoje działania? Co dawało Wam wówczas siłę?

Czasy były skomplikowane, próbowano usilnie wciągnąć Cerkiew w labirynty sieci politycznych; oczywiście rozumiałem, że Cerkiew nie może iść w jednym szeregu z politykami. Widziałem jasno i wyraźnie, że jest to próba zniszczenia Cerkwi, choć nikt jej zniszczyć nie może. Ale ci ludzie, którzy walczyli z Cerkwią w taki sposób, sądzili, że przekształcą ją w klub polityczny, który będzie im klaskał i tańczył tak, jak mu zagrają. I gdy nadszedł taki krytyczny moment – „być” albo „nie być” kanonicznej Cerkwi na Ukrainie – nie tylko ja wystąpiłem zdecydowanie, uczyniło to wielu biskupów, prawie wszyscy. Wtedy był taki czas, kiedy nie wolno było milczeć, być pasywnym. Bóg zadziałał poprzez nas. Wtedy również ziściły się prorocze słowa Zbawiciela, o tym, że „Cerkwi nie przemogą bramy piekieł”. Jeśli nie zrobilibyśmy tego, zrobiliby to inni. W każdym razie, mimo wszystko Cerkiew kanoniczna się ostała. Było to zgodne z wolą Bożą i Bóg dał nam taką mądrość, taką gorliwość, że zebraliśmy się w Charkowie i potępiliśmy Filareta. Uczyniliśmy to, co trzeba było uczynić według kanonów i zasad cerkiewnych: wybraliśmy nowego zwierzchnika.

Ile cerkwi w eparchii czernowickiej jest obecnie zajętych przez Filareta?

W naszej diecezji Filaret ma dwie „diecezje”, jest dwóch „biskupów”. Na ile mi wiadomo, mniej więcej po czterdzieści pięć parafii w każdej z nich. Kilka wiosek zupełnie przeszło do Filareta, ale jest ich bardzo mało. W niektórych wioskach istnieje podział: są świątynie nasze i filaretowskie. Są również takie wioski, w których znajduje się wyłącznie świątynia filaretowska, ale ludzie jeżdżą do innych miejscowości, do miasta, aby przyjść do spowiedzi i do Komunii Świętej do cerkwi kanonicznej.

Na ile agresywnie zachowuje się Filaret w porównaniu z innymi diecezjami, np. czernihowską i rowieńską, w których stale dochodzi do spięć?

Filaret zachowuje się jednakowo we wszystkich diecezjach. Chciałby wszystko podporządkować sobie, lecz utracił kanoniczność, utracił duchowe godności. Stara się od czasu do czasu za pomocą różnych nastrojów politycznych przywrócić sam siebie do życia, ale pomaga to tak, jak umarłemu inhalacje.

Czy z powodu tego, że władze ukraińskie próbują z góry narzucić nienaturalne zjednoczenie z Filaretem, istnieje dziś niebezpieczeństwo powtórki sytuacji sprzed piętnastu lat?

Takie niebezpieczeństwo stwarza prezydent. Obstaje on przy tym, aby wszystkie Cerkwie ukraińskie się zjednoczyły, odrywając się od Moskwy. Ale jest to polityka. Nie możemy się oderwać, mamy z Moskwą oraz z całym prawosławnym światem wspólne kanony, wspólne zasady. W Cerkwi mogą być podziały, lecz ich przyczyny powinny być nie polityczne, a duchowe. Jeśli część Cerkwi popada w herezję, błądzi, to – chociaż mi się to nie podoba, i nie chciałbym się od niej oddzielać – powinienem to zrobić, powinienem odejść.

Jak to się stało, że Cerkiew ruska odeszła od Konstantynopola? Ruś nigdy nie była politycznie zależna od Konstantynopola, zawsze była niezależna, ale sześćset lat znajdowała się pod opieką patriarchy konstantynopolitańskiego. Patriarchowie konstantynopolitańscy zaczęli jednak zawierać unie – Lyońską, Florencką, Brzeska już dojrzewała. Długo się to ciągnęło. I kiedy okazało się, że Konstantynopol ugrzązł w herezjach, że nawiązuje stosunki z katolikami, wtedy dopiero Cerkiew ruska odeszła od Konstantynopola, wybrała dla siebie zwierzchnika. I to jedyna przyczyna. W istocie to politycy powinni podążać za Cerkwią, a nie Cerkiew za politykami. A co się dzieje teraz? Tak jak w świecie wszystko jest wywrócone do góry nogami: w ekonomice, w polityce – tak samo w życiu cerkiewnym również starają się postawić rzeczy drugoplanowe na pierwszy plan, a to, co najważniejsze, przesunąć na plan drugi.

Czy Cerkiew jest zadowolona z relacji, które panują na Ukrainie między nią a państwem?

Chciałoby się, aby wszyscy wsłuchiwali się w prawo Boże: my, duchowni, i wszyscy chrześcijanie, i władza wszystkich szczebli. Nie chcę, żeby władza mnie słuchała; pragnę słuchać prawa Bożego i podporządkowywać się mu, i chcę, by władza robiła to samo. Gdy mówią, że Cerkiew była kiedyś liderem, to przede wszystkim mają na myśli Cerkiew jako święte prawo, które określa Cerkiew, które napełnia Cerkiew łaską Bożą. I to święte prawo powinno być punktem orientacyjnym dla nas wszystkich, żyjących na ziemi; aby wszyscy, którzy posiadają godność duchową: prości ludzie i liderzy polityczni, kierowali się tym świętym prawem.


Władyko, proszę powiedzieć, jak ludzie w diecezji odebrali zjednoczenie Cerkwi rosyjskiej?

Ludzie, którzy zawsze chodzili do cerkwi, powitali to wydarzenie z wielką radością. Dziś, kiedy wszystko jest rozdzielane, rozrywane, jest to wyzwanie dla tych wszystkich, którzy parają się separatyzmem. Ludzie, a zwłaszcza ci, którzy mieszkają za granicą, są bardzo zadowoleni z tego zjednoczenia. Wcześniej, jako mieszkańcy Niemiec, Ameryki, Australii, nie wiedzieli, do jakich cerkwi mają chodzić. Przychodzili więc do nas i pisali listy, pytając, do jakiej cerkwi chodzić można, a do jakiej nie wolno. Przybywając do obcego kraju, nie byli w stanie od razu się zorientować, a my – cóż tu ukrywać – udzielaliśmy błogosławieństwa na chodzenie również do świątyń Cerkwi za Granicami, i ja sam, grzeszny, udzielałem takiego błogosławieństwa, aby nasi ludzie chodzili tam, gdzie funkcjonuje Rosyjska Cerkiew za Granicami, i aby nie chodzili ani do unitów, ani do katolików. I ludzie tak czynili. Wszystko było zbyt sztuczne, przecież Cerkiew za Granicami nie modliła się za patriarchę. No a po zjednoczeniu jest tak, jakbyśmy uleczyli jakąś ranę.



Cerkiew powinna podążać za Chrystusem, a nie za politykami
(Fragment wywiadu z 2008 roku, udzielonego ihumenowi Nektariuszowi (Morozowowi), źródło: http://www.eparhia-saratov.ru/Articles/Get/2008-cerkov-doljna-idti-za-hristom).


Metropolita Onufry – stały członek św. Synodu Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, przewodniczący synodalnej Komisji Kanonicznej, dziś jeden z cieszących się największym autorytetem hierarchów UCP. Znany jest również jako zdecydowany przeciwnik podziału: jego wystąpienie na tzw. Soborze Charkowskim w 1992 roku stało się decydujące w ochronie kanonicznej Cerkwi na Ukrainie. Bogate doświadczenie w życiu cerkiewnym, monastycznym i w pełnieniu posługi arcypasterskiej uczyniło z metropolity Onufrego jednego z najbardziej szanowanych i kochanych hierarchów na ziemi ukraińskiej.


Władyko, Wasza posługa arcypasterska odbywa się na ziemi, na której Władyka się urodził i wyrósł. Jest to region złożony, wielonarodowościowy, przygraniczny. Jakie zmiany zaszły w nim na przestrzeni ostatnich – być może nie najlepszych z punktu widzenia stosunków narodowościowych – lat?

Obwód, w którym niosę posługę biskupa, to obwód czernowicki. Rzeczywiście, jest to obwód wielonarodowościowy, w którym mieszka wielu Rumunów, Mołdawian, Rosjan, mamy tu też Gruzinów i Polaków, a teraz doszli do tego również emigranci z Azji Środkowej. Ale tradycją jest to, że wszystkie narodowości zamieszkujące nasz region potrafiły żyć ze sobą w zgodzie. Rzeczywiście teraz jest taki czas, kiedy hołduje się nacjonalizmowi, ale dzięki Bogu, nie rozkołysali tym nacjonalizmem obwodu czernowickiego i ludzie w dalszym ciągu, tak jak niegdyś, żyją w zgodzie, pokoju i tolerancji.

Jeśli porównywać go z innymi obwodami Ukrainy czy Rosji – jest to region cerkiewny?

Oczywiście, jest to region, w którym mieszka wielu ludzi wierzących.

Czy było tak również w czasach Związku Radzieckiego?

Nawet w czasach radzieckich, gdy wierzący musieli się „ukrywać” przed władzami, tu, mimo wszystko, było wiele świątyń w porównaniu z innymi obwodami. Jeszcze za sowietów niosło posługę jednocześnie do 150 duchownych, a obecnie w naszej diecezji mamy 400 parafii, przy czym liczba mieszkańców obwodu wynosi 960 tysięcy.

W jakim stopniu Cerkiew prawosławna jest w stanie stać na straży samodzielności swojego stanowiska i swoich opinii w tej bardzo nieprostej sytuacji politycznej, jaka zaistniała dziś na Ukrainie?

Jest to zadanie niełatwe... Zasadniczo ci ludzie, którzy chodzili do cerkwi za czasów reżimu ateistycznego, dziś są oddanymi dziećmi Cerkwi, przeciwnikami wtrącania się polityków do życia cerkiewnego; opowiadają się za jednością świętej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Również wielu spośród tych, którzy przyszli do Cerkwi znacznie później, kiedy nastał czas wolności, stało się wiernymi dziećmi Cerkwi, lecz niektórzy jeszcze nie posiedli wystarczającego zrozumienia misji cerkiewnej, tego, czym rzeczywiście jest Cerkiew...

To znaczy, można powiedzieć, że problemy życia cerkiewnego na Ukrainie związane są z tymi, kogo można nazwać neofitami...

Można tak powiedzieć, dlatego że ci ludzie w mniejszym stopniu rozumieją i kochają Cerkiew. Ludzie ci myślą, że jest to organizacja ludzka, którą można manipulować. Nie mają jasnej świadomości tego, że Cerkiew ma swoje prawa, swoje zasady i swoją Głowę. Głową Cerkwi jest Chrystus i Cerkiew powinna iść za Chrystusem, a nie za politykami.

Władyko, nie jest, niestety, dla nikogo tajemnicą, że prowadzi się w tej chwili bardzo wiele rozmów o potencjalnej możliwości oddzielenia się Cerkwi Ukraińskiej od Patriarchatu Moskiewskiego. Z Waszego punktu widzenia na ile jest to realne? I jeśli – nie daj Boże – odłączenie mimo wszystko nastąpi, to jakie będą jego następstwa?

Jestem przekonany, że nie mamy żadnych duchowych argumentów przemawiających za tym, by odłączyć się od Patriarchatu Moskiewskiego. Najważniejsza misja Cerkwi to zbawienie ludzkich dusz. W naszej Cerkwi – w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej – ta łaska zbawienia istnieje po dziś dzień. Czegóż więcej można w Cerkwi szukać? Ci ludzie, którzy szukają w Cerkwi czegoś swojego, a nie Bożego, chcą odłączenia. Jeśli się ono dokona, nastąpi to wbrew woli Bożej. Jeśli się to stanie, to sądzę, że prawosławie na Ukrainie znajdzie się w bardzo dużym niebezpieczeństwie, a nawet jestem pewien, że zostanie zniszczone.

Zniszczone czy zreformowane?

Można to różnie nazwać. Były już przecież próby tworzenia samodzielnej Cerkwi na Ukrainie – i to nawet nie jedna, a kilka. I nie doprowadziło to do niczego dobrego. Dlaczego? Nie wiem. Albo mamy za mało ducha, a może jest jakiś plan Boży w stosunku do nas, przeciw któremu nie można iść. A plan ten, sądzę, jest taki, abyśmy byli dziećmi jednego księcia Włodzimierza, abyśmy byli razem. A gdzie te dzieci mieszkają – na Ukrainie czy w Rosji, czy na Białorusi – to już nie jest ważne.

A na ile silni są dziś na Ukrainie ci, którzy poszukują w Cerkwi swego, a nie Bożego?

Głównie są to ludzie, znajdujący się u władzy, posiadający w swych rękach administracyjne instrumenty nacisku i wykorzystujący te sposoby po to, by Cerkiew zniszczyć, przy czym niszczą Cerkiew poprzez podziały: jeden podział, drugi, trzeci... Nie wszyscy, rzecz jasna, politycy na Ukrainie działają dokładnie tak, ale takich jest wystarczająco wielu.

I jak przezwyciężyć to nowe zagrożenie podziałem na Ukrainie?

Przezwyciężyć? Takie rzeczy nie są do przezwyciężania, trzeba po prostu mocno trwać w swojej wierze i wyznawać prawdę. Oni mają swoje cele, zadania – rozdzielić, a naszym zadaniem jest upilnować, by Cerkiew była jedna i kanoniczna.

Dziś na Ukrainie człowiek, który niezbyt dobrze rozumie wszystkie niuanse dzisiejszych stosunków cerkiewnych, może bardzo łatwo pomylić cerkiew prawosławną z unicką: świątynię, należącą do Ukraińskiej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego ze świątynią schizmatyków. Jak „zwykły” człowiek mieszkający na Ukrainie, dopiero co przychodzący do cerkwi, lub też taki, który przyjechał na Ukrainę, może uniknąć pomyłki?

Trzeba spytać ludzi, kto jest zwierzchnikiem Cerkwi. A jeśli nie ma kogo spytać, jeśli ktoś wszedł przez pomyłkę, to trzeba posłuchać, za kogo wznoszą modlitwy. Jeśli modlą się za Filareta bądź Metodego Kudriakowa, lub też za rzymskiego papieża, trzeba z niej wyjść. A jeśli za patriarchę i metropolitę Włodzimierza, to pozostać.

Czy z Waszego punktu widzenia istnieją jakieś specyficzne różnice w życiu cerkiewnym w Rosji i na Ukrainie?

Istnieją różnice, być może w jakichś nieznacznych kwestiach administracyjnych, w rozwiązywaniu zagadnień gospodarczych czy ekonomicznych, ale nie w wierze i nauczaniu. Liturgicznie, z punktu widzenia liturgii Bożej wszystko jest takie samo.

Władyko, był czas, gdy Cerkiew została praktycznie w pełni wykluczona z życia społecznego, a tym bardziej z życia politycznego państwa. Cerkiew wówczas znajdowała się w warunkach nadzwyczaj trudnych. Dziś, na odwrót, następuje (czasem świadome, a czasem nieświadome) włączenie do polityki, ale wydaje się, że ono również skrywa w sobie jakieś zagrożenia. Czy Władyka też tak uważa?

Również tak uważam. Jest taka rada, pochodząca od przewodników duchowych, mówiąca o tym, że w monasterze nie powinny panować zbyt bliskie, przyjacielskie stosunki, nie powinno być nadmiernej szczerości między braćmi. Dlatego że z racji ludzkiej niedoskonałości czasem te bliskie, szczere stosunki, to, że oni tam jeden drugiemu powierzają jakieś serdeczne tajemnice, wróg może później wykorzystać i odwrócić w taki sposób, że ci sami ludzie staną się dla siebie nieprzejednanymi wrogami. Tak się zdarzało, i tak może się stać zarówno w Cerkwi, jak i w państwie: ponieważ i tam, i tam ludzie są niedoskonali. Takie nadmiernie bliskie połączenie może w rezultacie przekształcić się we wzajemną nienawiść. Daj Boże, żeby nic takiego nie nastąpiło.

Powiedział Władyka, że liczba ludności w Waszej diecezji sięga około miliona, przy liczbie 400 parafii i około 500 mnichów. To bardzo wiele...

Wynika to w dużym stopniu stąd, że władza radziecka w Rosji nastała w roku 1917, a u nas, na Bukowinie, w 1946. I takich prześladowań, takich okrutnych zniszczeń, jakie przeżyła Rosja, u nas nie było. Myślę, że to jeden z podstawowych czynników.

Czy to znaczy, że tradycje życia cerkiewnego i monastycznego przetrwały na Bukowinie w większym stopniu niż w Rosji, a ściślej rzecz ujmując zostały w mniejszym stopniu zniszczone?

Tak. Przecież nie było tu takiego zdziesiątkowania mnichów, duchowieństwa i wiernych jak w Rosji. Przynajmniej w obwodzie czernowickim, natomiast inne obwody, które znajdowały się pod władzą Związku Radzieckiego od samego początku, przeżywały to samo co w Rosji.

A jeśli mówimy o sytuacji z monasterami, to niestety często w Rosji dzieje się tak, że gdy zakładana jest nowa wspólnota lub też odradza się istniejąca wcześniej, to po prostu nie ma doświadczonego namiestnika i doświadczonego przewodnika duchowego, którzy mogliby w sposób właściwy organizować życie w tym monasterze, i dlatego też często powstawanie nowej wspólnoty bywa bardzo trudne, odbywa się w bólach.

Jest to wspólny problem. U nas również istnieją takie same problemy, takie same monastery. Wszyscy nasi mnisi również są młodzi [stażem – przyp. tłum.]; tradycja życia monastycznego została przerwana i kierowanie monasterami powierza się młodym mnichom. Oni uczą się, jak żyć, i starają się uczyć życia swych braci. Człowiek uczy się chodzić w sensie duchowym sam, i innego również uczy takiego chodzenia... Ale rzecz jasna, sprawą bardzo ważną dla monasteru jest to, jakiego ma przełożonego. On jest jak rdzeń – jeśli będzie zdrowy, to wokół niego utworzy się zdrowy organizm, a jeśli chory – organizm może powstać, ale wewnątrz będzie się rozkładał, będzie słaby, wątły.


Ojciec duchowy powinien prowadzić człowieka do Chrystusa, nie do siebie samego

(Fragment wywiadu udzielonego ks. G. Kowalenko, źródło: http://archiv.orthodox.org.ua/page-351.html).


Władyko, czy istnieją jakieś zajęcia, rodzaje działalności miłe i niemiłe Bogu? W jaki sposób chrześcijanie powinni odnosić się do aktywności społecznej lub politycznej?

Ludzką działalność można sklasyfikować według stopnia jej wymiaru moralnego. Nie jest dla nikogo tajemnicą, jakiego rodzaju prace są amoralne. Jeśli chodzi o działalność polityczną, to jest to praca złożona, przy której niełatwo jest połączyć siebie z Bogiem. W sferze politycznej bowiem obecne są liczne elementy konkurencji, wysiłki skierowane na zdobycie wpływów, fałsz, który w taki czy inny sposób, ale jednak oddziałuje na człowieka, wywołuje zmącenie i nie daje możliwości ujrzenia Bożego światła. Zajęcia, w których mniej jest kłamstwa, a więcej prawdy, bardziej pomagają człowiekowi w jego życiu duchowym.

To znaczy, nie warto, by chrześcijanie zajmowali się polityką?

Ogólnie rzecz biorąc, polityka nie jest zajęciem chrześcijańskim, ale Bóg powołuje do tej służby również i chrześcijan. Przecież gdyby w naszym prawosławnym państwie wśród polityków byli sami niechrześcijanie, to stopniowo powrócilibyśmy do niedawnej ateistycznej przeszłości, gdy Cerkiew była prześladowana. Tak więc, jeśli Bóg powołuje ludzi do takiej służby, to daje im również siłę, aby mogli oprzeć się pokusom.

A jeśli ukształtowany już polityk, lub też człowiek zajmujący określoną pozycję w społeczeństwie, w jakiejś określonej strukturze politycznej lub ekonomicznej staje się gorliwym chrześcijaninem, to czy powinien porzucać swoje stanowisko?

Sądzę, że trzeba postępować według własnego sumienia. Być może powinien porzucić, a być może Bóg powie, że mam tam pozostać po to, by świadczyć. Tak, czasem politycy żarliwie nawracają się na wiarę w Chrystusa. Proszę sobie przypomnieć choćby świętego, równego apostołom księcia Włodzimierza. Ważne jest, aby człowiek posiadał prawidłowe kryteria moralne, prawidłowe miary, za pomocą których mógłby określać, gdzie prawda a gdzie nieprawda. Jeśli odróżniacie prawdę od nieprawdy, to możecie tej nieprawdy uniknąć. Być może nie w pełni, ale w jakiś sposób możecie jej uniknąć. Jeśli człowiek nie może tego rozróżnić, jest to dla niego tragedia.

I to akurat jest pytanie, z którym ludzie powinni się zwracać do kierownika duchowego?

Absolutnie tak. Człowiekowi bardzo trudno jest pozostawać obiektywnym w stosunku do samego siebie. Zazwyczaj ludzie odnoszą się do siebie samych nieobiektywnie, starają się udowodnić własną rację lub usprawiedliwić samego siebie. Ludzie powinni radzić się ojca duchowego po to, by być przekonanym o prawidłowości własnych poglądów, i jeśli kierownik duchowy uzna je za słuszne, to można się nimi kierować.

Istnieją u nas bractwa prawosławne, ruchy społeczne. Czy prawosławni powinni zrzeszać się w różne organizacje, czy jest to korzystne?

Bractwa były potrzebne wówczas, kiedy Cerkiew doświadczała silnych prześladowań. Byli to świeccy, którzy w sposób gorliwy odnosili się do kwestii czystości wiary, jednoczyli się, ponieważ Cerkiew nie była w stanie ich zjednoczyć. Jednoczyli się więc i walczyli. Kiedy natomiast Cerkiew znajduje się w stanie pokoju, to wojujące bractwa nie powinny istnieć. Ludzie powinni chodzić do Cerkwi i robić swoją robotę, wykonywać zadania w ramach pracy w Cerkwi, pod kierownictwem duchowym. A najważniejsze jest to, by ludzie nie odeszli gdzieś daleko bez opieki duchowej i aby, sądząc, że występują w obronie Cerkwi, nie zaczęli z Cerkwią walczyć. Jeśli to ludzie prawosławni, powinni być w Cerkwi. Jeśli są prawosławni, lecz niecerkiewni, to trzeba ich włączać do ruchów społecznych. Jeśli człowiek uważa się za prawosławnego, cerkiewnego człowieka, żadne ruchy i bractwa nie są mu potrzebne. Trzeba trwać w Cerkwi, trzeba być posłusznym Cerkwi, wypełniać swoją służbę społeczną i wtedy Bóg sam pokieruje, dokąd trzeba.

A kogo można nazwać prawosławnym?

Człowiek prawosławny to taki, który jest ochrzczony i choć w jakimś stopniu czyni wysiłki, by żyć jak prawosławny. Nie tylko wyznawać prawosławne dogmaty, lecz również żyć według tych zasad. Jeśli rozumem wierzy tak jak prawosławny, ale żyje zupełnie według innych praw, takiego człowieka nie można nazwać prawosławnym. On jest sympatykiem prawosławia. Jest bliski prawosławiu, ale nie jest w pełni prawosławny.

Jeśli natomiast mówimy o kanonach Cerkwi, to człowiek, który w ciągu trzech tygodni nie jest obecny na liturgii bez usprawiedliwiających go przyczyn, może zostać odłączony od Cerkwi. Nie znaczy to, że Cerkiew nie powinna pamiętać o swoich dzieciach, które błądzą. Ona modli się za wszystkich. Przy czym w czasie proskomidii [czynność liturgiczna, podczas której celebrans przygotowuje na ofiarniku chleb i wino do św. Eucharystii – przyp. tłum.] w ołtarzu, według reguł cerkiewnych, powinni być wspominani ci, którzy są rzeczywistymi członkami Cerkwi, natomiast na molebnach, na ekteniach, wspominani są wszyscy, którzy zostali ochrzczeni. W modlitwie osobistej w ogóle można modlić się za wszystkich, w tym również i za bezbożników. Podczas proskomidii cząsteczki, które są wyciągane za członków Cerkwi, są kładzione na diskosie [patena – przyp. tłum.] obok Agnca [ta część chleba ofiarnego, która staje się Ciałem Chrystusa – przyp. tłum.] jako symbol tego, że ludzie ci niosą swój krzyż i wchodzą z Chrystusem na Golgotę. I konieczne jest, aby ten symboliczny moment nie mijał się z rzeczywistością.



Tłum. z ros. ks. Mariusz Synak, Słupsk
Oprac. red. Katarzyna Tynkiewicz

zdj. www.podrobnosti.ua