Walentyna Makal
Amal. Sztuka dla dzieci.
Amal
Walentyna Makal
Sztuka "Amal" pokazuje, że Bóg czeka na każdy, nawet najmniejszy dobry uczynek i wynagradza nas stokrotnie.
Osoby:
Matka
Amal
Trzech magów (królów)
Służba
Scena:
Wnętrze ubogiej chaty.
Matka: Amal! Amal!
Amal: Idę!
Matka: Chodź szybko!
Amal: Zaraz… zaraz…
Matka: Amal!
Amal: Chwileczkę!
Matka (podchodzi do okna): A cóż to na koniec! Masz, jaki nieposłuszny chłopiec!
Amal: Idę, już idę… (wchodzi, opierając się na kiju) Wybacz mi, mamo.
Matka: Spać pora.
Amal: Mamo, mogę jeszcze trochę zostać?
Matka: Nie, już pora.
Amal: Mamo! Jeszcze zupełnie widno. Ja tylko trochę pogram.
Matka: Jeżeli natychmiast nie pójdziesz spać, dostaniesz karę. Przesiedzisz w domu cały dzień…
Amal: No dobrze, idę…
Matka: A co ty tam znalazłeś, że nie można się ciebie dowołać!
Amal: Och, mamo, taki wieczór! Niebo jak ze szkła. A wiatr opowiada mi bajki. Na niebie gwiazda, ogromna – przeogromna! A od niej po całym niebie idzie złota droga!
Matka: Znowu coś zmyślasz! Co ty za chłopiec. Jedno nieszczęście!
Amal: Ależ ty sama popatrz. Od gwiazdy długa, złota droga – po całym niebie.
Matka: Akurat będę patrzeć! Każdego dnia coś zmyślasz. A to lew na ciebie wyskoczył z krzaków, to pożar widzisz na niebie, to złoty pojazd, a teraz – złota droga na niebie.
Amal: Tam, naprawdę, gwiazda – taaka… (rozkłada szeroko ręce)
Matka: Amal…
Amal: No może taka. (pokazuje dłońmi)
Matka: Ach, Amal, cały czas oszukujesz, cały czas jesteś w obłokach… A u nas w domu bieda za biedą. (siada na ławce) Pracy nie ma, pieniędzy nie ma, w domu pusto. Czym ja ciebie jutro nakarmię? Nie ma nawet kromki chleba! Biedacy my, biedacy. (płacze) Zostało tylko iść i na drogach prosić jałmużny! (milczy)
Amal: Ależ, mamo, chodź pójdziemy. Wesoło będzie. Będziemy iść drogami przez pola, cały czas dalej i dalej. Jak zobaczymy ludzi, zacznę grać, a ty będziesz śpiewać. Ludzie będą słuchać, chwalić, pieniądze nam rzucą. Kupimy sobie chleba, sera, ognisko rozpalimy, upieczemy kurę...
Matka: Idź już, idź, nie wytrzymam. Kładź się spać lepiej. Daj pomogę tobie. (Kładzie go spać na podłodze) Śpij mój dobry, śpij mój marzycielu. Bóg z tobą.
(Amal i matka kładą się spać. Za ścianą słychać z daleka muzykę, hałas bębenków, słychać kroki. Słychać glosy magów.)
Magowie:
Zmęczeni my i ciemna noc
Na niebie świeci gwiazda wciąż,
Nie szybko skończy się nasza droga
Już czas, już czas odpocząć trzeba.
(stukają do drzwi)
Matka (budzi się): Amal, Amal, ktoś stuka. Popatrz w okno; kto to?
Amal: Chwileczkę mamo. (wygląda) Mama, mama chodź popatrz. Ty sama lepiej popatrz.
Matka: Kto tam?
Amal: Co ja widzę? Ty byś tylko zerknęła!
Matka: Ty nie wymyślaj, a powiedz zwyczajnie, co tam. I proszę cię, nie kłam bo cię spiorę!
Amal: Tam stoi król i na głowie ma koronę!
Matka (surowo): Amal...
Amal: Tak i myślałem, że mi nie uwierzysz.
Matka: No, a teraz bez zmyślać. Ja nie żartuję, sam wiesz, co będzie, jeśli znowu skłamiesz.
Amal (idzie do drzwi, patrzy): Mama ja powiedziałem nieprawdę.
Matka: No, w końcu. Już lepiej.
Amal (wraca): To nie prawda, ze tam jeden król stoi – tam stoi dwóch królów.
Matka: Co za nieszczęście! Sil już nie mam z takim chłopcem. Natychmiast idź i powiedz mi, kto tam stoi.
Amal (znowu idzie do drzwi): Mama, ty lepiej sama przyjdź tutaj. Jeśli tobie powiem, znowu mi nie uwierzysz!
Matka: A spróbuj ty prawdę powiedzieć!
Amal: Ale ty mi nie uwierzysz.
Matka: Uwierzę, jeśli mi prawdę powiesz.
Amal: Tam, nie dwóch królów stoi...
Matka: Jeszcze by stali...
Amal: Tam trzech królów stoi i jeden z nich jest czarny!
Matka: No, teraz ja do ciebie się dobiorę! To kłamczuch! No, patrz jak ty u mnie zarobisz.
(Idzie do drzwi i otwiera. Wchodzą trzej królowie i służący)
Magowie: Dobry wieczór.
Amal (szeptem): Co, nie mówiłem tobie?
Matka: Cicho!
I Mag: Możemy u was trochę odpocząć i ogrzać przy ogniu?
Matka: W naszej biednej chacie nie ma ognia. Nie mam nawet czym was ugościć, ale będziemy radzi jeśli u nas odpoczniecie.
Magowie: Dziękujemy, dobra kobieto.
II Mag: Pokój domu temu!
Matka: Pobiegnę po chrust i rozpalę ogień. W domu niczego nie mam!
(odchodzi, magowie siadają na ławce, służba kładzie rzeczy na stół)
Amal (podchodzi do I maga): Jesteś królem?
I Mag: Tak, jestem królem.
Amal: Skąd jesteście?
I Mag: Z dalekiego kraju na wschodzie.
Amal: Dokąd idziecie?
I Mag: Pokłonić się królowi wszystkich królów.
Amal: A… a…
I Mag: A ty, kim jesteś?
Amal: Jestem Amal. Wcześniej byłem pastuchem, a teraz nie mamy ani kóz, ani owiec. Mama cały czas płacze, ona mówi że my biedacy. A ja myślę, że to nic takiego – chodzić drogami, śpiewać pieśni, pieniądze zbierać. To nie takie złe!
I Mag: Cóż, chodzić dalekimi drogami, prosić u dobrych ludzi – to i królom i biedakom nie takie złe.
Amal (zwraca się do II maga): A co to, u pana taka rura?
II Mag: A ja przez tę rurkę na gwiazdy patrzę.
Amal: Ach, ja też lubię na gwiazdy patrzeć!
II Mag: Wiele lat, wśród nocnej ciszy na wysokiej swojej wieży, poznawałem tajemnicę niebios. Ale takiej gwiazdy, jak ta, co teraz świeci, nigdy nie widziałem. Takiej gwiazdy nigdy nie było. Teraz ona nas prowadzi.
Amal: Mówiłem o tym mamie, ale ona mi nie uwierzyła. (zwraca się do III maga) A w tym kuferku co jest?
III Mag: W tej skrzyneczce lekarstwa od wielu chorób. Wiele lat zbierałem zioła, żeby leczyć choroby ludzi. Tymi ziołami można leczyć i ból głowy i temperaturę, można też krew oczyszczać.
Amal: A czy wszystkie choroby można leczyć ziołami?
III Mag: Bardzo wiele.
Amal: A nie ma u was takiego zioła, żeby wyleczyć… żeby poprawić… sparaliżowaną nogę… u chłopca…?
III Mag (patrzy na niego smutno): Nie, takiego zioła nie mam u siebie.
Amal: Nie szkodzi, ja tylko tak spytałem.
Matka (wchodzi z niewielką ilością chrustu i staje przed piecem): Za chwilę rozpalę ogień, cieplej będzie.
I Mag: Nie kłopocz się, dobra kobieto, my i tak odpoczniemy.
(Magowie siadają na ławkach, służba na podłodze; Amal znów kładzie się na swoje miejsce; matka kończąc rozpalać ogień, patrzy na skrzyneczkę ze złotem)
Matka: Takie bogactwo! Tyle pieniędzy! Komu oni wiozą takie dary? (podchodzi dalej znów obraca się w kierunku skrzynki, ogląda się, wszyscy śpią) Na pewno sami nie wiedzą, ile tutaj jest. Komuż potrzeba tyle pieniędzy? Nawet nie ma jak tego wydać! A nam z Amalem wystarczyłoby kilka monet… Znowu byśmy pożyli. Nakarmiłabym jego, ubrałam ciepło. Kozę byśmy kupili. Amal, mój Amal, chłopczyk mój. Przecież nikogo nie skrzywdzę. (ogląda się, wyciąga rękę, bierze kilka monet)
Służba (budzą się i wyskakują): Złodziej! Złodziej! (chwytają ją i wszyscy się budzą)
Magowie: Co się stało?
I Sługa: Oto złodziejka! Złapaliśmy ją!
II Sługa: Oto w jej rękach monety!
Magowie: Ty to zrobiłaś?
Amal (podpiera się kijem i rzuca się na sługi, bije ich): Nie ważcie się ruszyć mojej mamy! Zostawcie ją! Pobiję was jeśli ją ruszycie! (zwraca się do magów) Królowie, dobrzy moi. Nie pozwólcie im krzywdzić moją mamę. Ona dobra. Ona nie może źle robić. To ja jestem zły, zawsze kłamię i kradnę. (znowu krzyczy w kierunku sług) Nie ważcie się jej ruszać!
I Mag: Zostawcie ją.
II i III Mag: Puśćcie ją.
(służący puszczają kobietę)
I Mag: Nie bój się. Weź sobie to złoto. Ono nie jest potrzebne Dzieciątku – Królowi, do którego idziemy.
II Mag: Jego królestwo utrzymuje się bez pieniędzy i siły. W Jego dziecięcych rączkach nie ma władzy, nie ma złotej korony na głowie.
III Mag: Królestwo Jego to królestwo miłości i miłosierdzia. W Jego królestwie nie ma biednych ani bogatych.
I Mag: Szczęście przyniesie on Swoim cierpieniem. Za wszystkich ludzi przeleje Świętą Swoją krew.
II Mag: Żegnajcie przyjaciele. Pora nam w drogę daleką.
(służba zbiera worki i walizki)
Matka (klęka na kolana przed królami): Nie, nie, weźcie te pieniądze. Zanieście je Waszemu Królowi – Królowi miłości i miłosierdzia, Królowi biednych i bogatych, Królowi, który dźwiga nasze gorycze i biedy. Gdybym nie była tak biedna, sama posłałabym Mu dar.
Amal: Mama, mama, może ja mogę mu zrobić prezent? Poślemy Jemu mój wyrzeźbiony kij. Sam go zrobiłem. Może Mu się przyda.
Matka: Nie, Amal, nie możesz go oddać.
Amal: Ja chcę podarować go Dzieciątku – Królowi!
(Amal wyciąga laskę i niepewnie robi krok naprzód. Wszyscy patrzą na niego. Krok za krokiem idzie on do przodu)
Amal: Ja chodzę… ja chodzę… mamo!…
Magowie: On chodzi!
Matka: On poszedł! Bez kija!
I Mag: Stał się cud! Aniołowie w niebie, ludzie na ziemi, chwalcie Króla Niebios!
Amal: Mamo, patrz – ja chodzę, ja biegam, ja skaczę!
Matka: Amal, miły mój ostrożnie, nie upadnij!
Magowie: Nie bój się dobra kobieto, jego Bóg uleczył! Żegnaj Amal! Bądź szczęśliwy!
Amal: Patrz, mamo, ja mogę chodzić ile chcę. Mamo, pozwól; mi iść z królami. Chcę sam odnieść mój prezent.
Magowie: Dobra kobieto, pozwól mu iść z nami. Zajmiemy się nim i wróci do domu żywy i zdrowy.
Matka: Ty naprawdę chcesz iść?
Amal: Tak mamo!
Matka: Jesteś pewien, zupełnie pewien?
Amal: Tak, mamo, zupełnie!
Matka: Tak, ty musisz sam podziękować Dzieciątku – Królowi. Idź mój mały!
Amal: Do widzenia mamo! Nie tęsknij, szybko wrócę!
Magowie: Chodź Amal!
Koniec
Opracowanie: mgr Walentyna Makal
na podstawie własnego tłumaczenia wybranych fragmentów
z książki pt. „JOŁKA – detskij sbornik”, Printed by EFFECT Publishing Inc. New York, 1983.