ks. Artur Aleksiejuk

Kazanie na Niedzielę o Synu Marnotrawnym


W imię Ojca, i Syna, i Świętego Ducha,

Drodzy bracia i siostry!
W jednym ze swoich listów św. Bazyli Wielki pisze: „Chrześcijanin powinien żywić myśli godne swego powołania do życia w niebie oraz wieść życie godne Ewangelii Chrystusowej”. Dzisiaj, kiedy staje przed nami obraz syna marnotrawnego i Ojca wyczekującego na jego powrót słowa św. Bazylego wydają się brzmieć ze szczególną mocą. Doskonale znamy tę przypowieść i jej zakończenie. Wiemy, jaki los spotkał zadufanego w sobie syna, który zażądał od ojca przypadającej mu części majątku i opuścił rodzinny dom. Potrafimy zrozumieć radość ojca, który wita syna, gdy ten, kajając się wraca do domu żywy i zdrowy, ale już bardzo doświadczony przez życie. Bardzo często umyka nam jednak postać drugiego syna, który został w domu ojca. Zamiast się cieszyć, jest smutny, a może raczej rozżalony. Nie chce uczestniczyć w uczcie radości przygotowanej na cześć brata. Ojciec wychodzi i rozmawia z nim. Ich dialog jednak w połowie jakby się urywa. Z napięciem oczekujemy dalszego ciągu. Oczekujemy na odpowiedź syna zbuntowanego na miłosierdzie ojca. Czy starszy syn dał się przekonać? Czy wszedł do radości ojca świętującego ocalenie swego młodszego syna, a jego brata? W tym momencie jednak przypowieść Syna Bożego kończy się. Odpowiedź nie następuje. Można by zapytać: dlaczego? I zaraz, w sposób zupełnie zaskakujący dociera do nas świadomość, że to Chrystus zaprasza nas samych do dokończenia tej przypowieści. To bowiem w obydwu synach, a nie tylko w pierwszym, tym zwanym marnotrawnym, możemy i powinniśmy ujrzeć siebie samych. Przypowieść Chrystusa zachęca do tego, aby każdy z nas przyjrzał się samemu sobie i odnalazł siebie w obydwu synach.

Oto widzimy dwóch synów ojca. Jeden z nich, ten młodszy, odszedł, ale wrócił. Drugi zaś, ten starszy, tak oddalił się od domu i od ojca, że chociaż oficjalnie nie zadeklarował, że odchodzi, to jednak „w sercu swoim” odszedł. Jeden z nich żałował, że zgrzeszył. Drugi natomiast, choć nie wyraził tego wprost, żałował, iż nie zgrzeszył. Był tak blisko Ojca, ale nie wszedł do wnętrza Jego domu. Przypowieść nie pochwala uczynków pierwszego syna, ale ostrzega też przed postawą drugiego – przed pozorną poprawnością moralną.

Starszy syn służył ojcu od lat, czyli wykonywał obowiązki, zakazy i nakazy. Nie szukał miłości i czułości w jego ramionach. Ani zmysłowość, ani mistyka nie pociągnęły go i nie ciekawiły. Z jednej strony nie miał odwagi pogrążyć się w grzechu, choć naprawdę za nim tęsknił, co widać w jego pretensjonalnych wyrzutach, gdy mówi: „Oto tyle lat służę ci, (…) a nigdy nie dałeś mi nawet koźlęcia, abym mógł się zabawić z moimi przyjaciółmi”. Z drugiej zaś nie ma w sobie radości, nie stać go na szczerość i otwartość wobec ojca. Jest zamknięty w swoim własnym świecie, świecie marzeń, przypuszczeń i domysłów. Skrycie tęskni za uciechami życia, chociaż sam sobie ich zakazał. I ma o to żal do ojca. Ojciec przecież mówi mu: „Dziecko, wszystko moje jest twoje!”, jesteś moim synem. Dlaczego więc nie korzystasz z tego, co tobie się należy z racji twej synowskiej godności?

On jednak będąc synem nie dąży do kontaktu z ojcem. Swój stosunek do ojca opisuje w kategoriach relacji pan – sługa. Świadczą o tym jego słowa. Nawet wtedy, gdy „usłyszał muzykę i tańce” zamiast wejść do domu pozostaje na zewnątrz, jakby nie należał do grona domowników. Zamiast szukać ojca i dowiedzieć się od niego co zaszło, swe pytanie kieruje do sługi. Wykonując polecenia ojca i jego nakazy niewątpliwie dobrze czyni. Ale – jak pisze św. abba Doroteusz z Gazy – są trzy postawy u ludzi czyniących dobrze (…). Albo działamy z bojaźni kary jesteśmy w stanie niewolników, albo dla zapłaty, a to jest postawa najemników, albo dla samego dobra i to jest postawa synów. Syn bowiem pełni wolę ojca nie ze strachu, ani dla nagrody, ale ponieważ chce mu służyć, chce go uczcić i zadowolić”. Starszy syn postrzega siebie raczej jako niewolnika i sługę, a nie syna. Stąd być może wyjątkowa tęsknota ojca za jego bratem, który chociaż był słaby, to jednak tego kontaktu nie unikał nawet w sprawach trudnych, gdy przyszedł prosić od ojca swojej części majętności. Miał jednak świadomość bycia synem, co wyraźnie potwierdzają jego słowa pokajania: „nie jestem godzien nazywać się twoim synem, uczyń mnie jednym ze swych najemników”. To pragnienie odnowienia relacji synowsko-ojcowskiej, miłość i przywiązanie do ojca zachęciła do pokajania i pozwoliła mu na powrót do domu z nadzieją na przebaczenie.

Jakże często my swoją postawą przypominamy właśnie starszego syna. Chcielibyśmy być na miejscu tego syna, który powrócił. W samych sobie widzimy synów marnotrawnych. I tak jest rzeczywiście. Tym niemniej marnotrawnym synem nie jest tylko ten, który odszedł. Jest nim również ten, który trwoni na miejscu przysługujące mu dobra duchowe i lekceważy dar synostwa. Nie ma odwagi przyjść, ani odejść. Nie mówi: tak, ani nie mówi: nie. Wszystko widzi w odcieniach szarości i coraz bardziej mentalność sługi i niewolnika zwycięża w nim nad mentalnością syna.

Bracia i siostry! Zastanówmy się, czy oprócz pierwszego syna nie powinniśmy dostrzec w sobie samych również przypadku drugiego syna ojca? Czy w równym stopniu postawa ich obu nie odzwierciedla postawy nas samych? Jakże często przychodzimy do cerkwi, uczęszczamy na nabożeństwa, wypowiadamy modlitwy, a jednak sercem daleko jesteśmy od Boga. Na co dzień jesteśmy moralnie poprawni, ani gorący, ani zimni, właściwie tacy letni. Sami sobie wydajemy się szarzy i nasze oceny odzwierciedlają skalę szarości. a nasze Prawosławie to takie prawosławie light. Jak coś robimy to dlatego, że musimy, że nam każą. Nie szukamy w tym woli Bożej. A nawet jeśli tak mówimy, to i tak wewnętrznie protestujemy.

Jakże często jesteśmy apatyczni, nic nam się nie chce, obwiniamy innych za to, że jesteśmy nieszczęśliwi, że się nam coś nie udało. Obwiniamy nawet samego Boga. Jakże często słyszy się z ust ludzi słowa: „jakim mnie Boże stworzyłeś takim mnie masz”. Obserwujemy życie innych, przyglądamy się ludziom, sąsiadom, znajomym i zazdrościmy im. Czego? Najczęściej nawet sami nie wiemy czego? Tkwimy w jakimś żalu do życia i koncentrujemy się na myśli, że jak woda przepływa nam ono między palcami. Pogrążamy się w czarnych myślach i tracimy nadzieję. Zatapiamy się w poczuciu samotności i niespełnienia. Nawet nasze wyczekiwanie zmienia swoją kwalifikację. Zamiast postawy pełnej ufności w Opatrzność Bożą, kulimy się i oczekujemy czegoś najgorszego, kolejnego kopniaka danego nam od życia. W końcu mówimy, że wszystko nie ma sensu i nie potrafimy się już cieszyć. To właśnie syndrom starszego syna ojca z przypowieści Chrystusa o synu marnotrawnym, postaci niby drugoplanowej, ale jakże istotnej w zrozumieniu samych siebie i naszej relacji do Boga.

Drodzy bracia i siostry! Nie pozwólmy się omamić i zahipnotyzować przez wroga rodzaju ludzkiego i wmówić sobie, że jesteśmy skreśleni i nie ma dla nas nadziei. Nie wpadajmy w panikę i czarnowidztwo. Zwróćmy się ku temu, co prawdziwe, ku radości i nadziei, jaka wypływa z godności dzieci Bożych. „Oto brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się” – mówi ojciec. Radujmy się z życia w sposób godny i właściwy. Bądźmy świadkami nadziei. Nie stójmy smutni jak starszy syn, obserwując domostwo rozbrzmiewające muzyką i śpiewami. Wejdźmy do radości Ojca, do radości Bożej, na ucztę, którą jest Święta Eucharystia. Usłyszmy wygłoszone dziś słowa św. Pawła: „nie dam się niczym zniewolić”, nawet samemu sobie. Tak właśnie zniewolił siebie starszy syn ojca, który uważał się raczej za jego pracownika a nie syna. A przecież my wszyscy jesteśmy dziećmi naszego Ojca, który jest w niebiesiech. Nasze życie nie jest klatką, labiryntem bez wyjścia. „Czyż nie wiecie – jak pisze św. Paweł – że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga, i że nie należycie też do siebie samych?”

Bogu naszemu, Jedynemu w Trójcy niech będzie chwała i sława na wieki wieków. Amen.

Warszawa, 25 lutego 2008 r., Prawosławny Punkt Duszpasterski pw. św. archim. Grzegorza Peradze.
Niedziela o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32; 1 Kor 6, 12-20)