ks. Artur Aleksiejuk
Kazanie na Niedzielę po Narodzeniu Chrystusa
W imię Ojca, i Syna, i Świętego Ducha.
Drodzy bracia i siostry!
Dzisiejsze czytanie ze świętej Ewangelii wg Mateusza koncentruje naszą duchową uwagę na wydarzeniach, jakie nastąpiły po narodzeniu Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. Właśnie usłyszeliśmy o tym, jak Matka Boża i św. Józef byli zmuszeni wraz z nowo narodzonym Chrystusem uchodzić do Egiptu, by ocalić Go, a zapewne także i siebie, przed gniewem i zazdrością Heroda. Słyszeliśmy, jak postąpił Herod po tym, jak mędrcy, złożywszy pokłon Chrystusowi, nie powrócili do niego z wiadomością o miejscu jego przebywania, lecz na polecenie anioła, ominęli go szerokim łukiem w drodze powrotnej do swojej ojczyzny. Usłyszeliśmy w końcu, że „gdy Herod umarł” – jak pisze św. Mateusz – Józef „wstał, wziął dziecię i matkę jego i powrócił do ziemi izraelskiej”, skąd wygnała ich pycha, zawiść i gniew człowieka mającego władzę.
To jednak, na co pragnąłbym zwrócić Waszą uwagę, drodzy bracia i siostry, to coś, co można nazwać studium człowieka zagrożonego. Święta Ewangelia stawia przed oczyma naszej duszy dwóch mężczyzn: św. Józefa i Heroda. Obaj pochodzą z królewskiego rodu (św. Józef – jak słyszeliśmy w rodowodzie Jezusa Chrystusa czytanym poprzedniej niedzieli był potomkiem króla Dawida), obaj są potomkami Abrahama, dziedzicami praw i obietnic Bożych danym im od Boga przez Mojżesza. Obaj są wreszcie związani z osobą naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa – jeden jako Jego opiekun, można rzec przybrany ojciec, drugi zaś jako jego pierwszy prześladowca. W odniesieniu do Chrystusa są oni przykładami rozpoznania woli Bożej, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i roli Chrystusa – Mesjasza wobec narodu wybranego, jak i całego stworzenia, którego ukoronowaniem jest człowiek jako stworzony na Obraz i Podobieństwo Boże.
Postawę św. Józefa i Heroda można również opisać w kategoriach zachowania się człowieka w obliczu realnego zagrożenia lub innej nagłej i egzystencjalnej potrzeby. Wtedy bowiem ujawnia się charakter człowieka prawdziwie wierzącego. Zarówno św. Józef jak i Herod byli ludźmi wierzącymi. Obiekt ich wiary nie był jednak ten sam. Św. Józef wierzył w Jedynego i potwierdził to swoim świadectwem – zaufał i zawierzył się Mu. Słyszymy, że na polecenie anioła „wstał (...) i wziął dziecię oraz matkę jego w nocy, i udał się do Egiptu”. Czyż nie przypomina on tutaj w pewnym sensie Abrahama, który uwierzył Bogu bez reszty i wyszedł z Ur chaldejskiego w kierunku, który wskazał mu Bóg, bez żadnych gwarancji na powodzenie, lecz z nadzieją i wiarą w sercu? Czyż nie przypomina on w tej sytuacji Mojżesza, który wyprowadził lud Izraelski z Egiptu i przeprowadził przez Morze Czerwone i pustynie, aż do Ziemi Obiecanej? Czyż nie jest on prawdziwym potomkiem króla Dawida, który z pasterza stał się królem i stanął do walki z Goliatem, którego pokonał? Czyż nie jest godny miana spadkobiercy Dawida, króla Salomona, który prosił Boga o mądrość, aby mógł podążać za wolą Bożą, a nie poprosił o władzę lub bogactwo? Swoją postawą prawdziwie potwierdził królewskość rodu, z którego pochodził. Stał się godnym bycia opiekunem samego Zbawiciela i Jego matki. W sytuacji zagrożenia jego postawę można określić jako prawdziwie wierną i twórczą, potwierdzoną świadectwem czynu, zbudowanego na umiejętności rozpoznania woli Bożej i działania zgodnie z nią.
Jakim człowiekiem był zatem Herod? Nie można powiedzieć, że nie wierzył i nie był aktywny w realizacji swych zamierzeń. W co zatem wierzył i co stanowiło siłę napędową jego działań? Czy była to wiara i nadzieja Abrahama? Z pewnością nie! Stanął raczej po stronie ludzi, którzy pukali się w głowę widząc Abrahama podążającego – ich zdaniem – donikąd. Czy przypomina on w czymś Mojżesza? Na pewno nie! Przypomina on raczej faraona, który był zatwardziały w swoim sercu i ufny w siłę swojej armii, później zalanej wodami morza. Gdy okazało się, że „mędrcy go zawiedli”, – jak pisze św. Mateusz – poczuł się zdemaskowany i zareagował jak człowiek, pragnący ukryć ten fakt przed otoczeniem, poprzez odwrócenie uwagi i gwałtowne reakcje. Czytamy zatem: „i rozgniewał się bardzo, wydał rozkaz, aby pozabijać wszystkie dzieci w Betlejemie i całej jego okolicy”. Postąpił okrutnie pragnąc zniszczyć Tego, który jego zdaniem zagrażał utrzymaniu jego samego i jego dynastii przy władzy. Postąpił podobnie jak faraon, który kazał wymordować wszystkich hebrajskich chłopców w Egipcie. Chrystus jednak, podobnie jak wówczas Mojżesz, ocalał.
Znając proroctwa i widząc znaki świadczące o przyjściu Mesjasza nie uwierzył im. Będąc królem nie zachował się na miarę króla, jakim był Dawid, lecz raczej jak pełen pychy i wiary w swoje siły Goliat. Postanowił unicestwić samego Króla królów, Mesjasza i syna Bożego Jezusa Chrystusa. Nie postąpił zatem jak Dawid, który mając okazję zabić nienawidzącego go króla Saula, gdy ten spał w swoim namiocie – jak to wiadomo z Księgi Królów – nie uczynił tego. Wreszcie, nie stał się godny miana następcy Salomona, gdyż mądrość zastąpił chytrością, przebiegłością i manipulacją. Herod przyjął zatem postawę aktywnie złą, występując przeciw woli Bożej, jak i własnemu człowieczeństwu.
Te dwie postacie i ich reakcje powinny być dla nas nauką, drodzy bracia i siostry, jak podążać za Bogiem. Powinny być dla każdego z nas źródłem i przedmiotem refleksji nad naszą aktywnością wobec Boga, bliźnich i nas samych. Dla naszego dobra winniśmy sobie uświadomić, że nasza mądrość nie od nas pochodzi, tak jak mądrość króla Salomona nie miała źródła w Salomonie, ani mądrość św. Józefa w Józefie. Jakże często mówiąc o własnej mądrości łatwo popadamy w pychę, nadrabiamy jej brak chytrością, przebiegłością i manipulacją, jak Herod. Posłuchajmy św. Pawła, który w dzisiejszym liście pisze: „oznajmiam wam, bracia, że ewangelia, którą ja zwiastowałem, nie jest pochodzenia ludzkiego. Albowiem nie otrzymałem jej od człowieka, ani mnie jej nie nauczono, lecz otrzymałem ją przez objawienie Jezusa Chrystusa”.
Jakże często zdarza się, że zaczynamy naszym życiem głosić naszą własną „ewangelię”, pisać ją na nowo, wygodnie dla nas, podobnie jak Herod, który umyślił sobie, że jeśli zgładzi nowo narodzonego króla, którego obwieścili mu Mędrcy, panowanie jego będzie nie zagrożone. Dzieciobójstwo stało się dla niego sposobem pisania jego własnej „ewangelii”, stało się jego „dobra nowiną”, opartą na zbrodni i ludzkiej krzywdzie. Innymi słowy jego własnej, nowiny dobrej dla niego samego, coś na kształt: „oto ja jestem królem, moje panowanie nie zagrożone, a dynastia utwierdzona. Czekają mnie dni szczęśliwe! Jedz, pij, wesel się, ma duszo!”.
Chrońmy w sobie Chrystusa jak ochronił go niegdyś Józef, który zaufał Bogu i poddał się Jego woli. Uznał więc w nim swego Króla i Pana. Podążył za prawdą, ani cudzą, ani własną, lecz Bożą, w czym okazał się sprawiedliwy, mądry i mężny na miarę swych przodków, z których się wywodził.
Postawy św. Józefa i Heroda są dla nas nie tylko nauką, ale także ostrzeżeniem, abyśmy nie tylko w tych świętych dniach po narodzeniu w ciele Boga Słowa Jezusa Chrystusa, lecz również w całym naszym życiu uznali, że prawdziwym naszym Królem i Zbawicielem jest właśnie On, Jezus Chrystus, nie zaś my sami dla siebie.
Jego więc wysławiajmy i wychwalajmy teraz, zawsze i na wieki wieków!
Amen.
Słupsk, 13 stycznia 2008 r.