metr. Antoni (Bloom)
Kazanie na Nowy Rok
W imię Ojca i Syna, i Świętego Ducha!
Pan pozwolił nam przeżyć do końca jeszcze jeden rok naszego życia, i weszliśmy w ten nowy rok, głosząc naszą wiarę nie tylko w Boga w ogóle, ale i w to, że wierzymy w to Królestwo Boże, które powinno przyjść – najpierw w sposób niezauważalny, do naszych dusz, a potem, poprzez nas, w sposób widoczny, chwalebny, zwycięski do całego świata. Pierwsze słowa molebna, który dopiero co wznosiliśmy, to słowa: „Błogosławione Królestwo Ojca i Syna, i Świętego Ducha”. Wchodzimy w ten rok, wierząc, że może należeć do Królestwa Bożego. Cóż to znaczy? Kiedy spoglądamy na wszystko, co minęło, na modlitwy, które dopiero co wznosiliśmy, które śpiewaliśmy, których słuchaliśmy, to możemy zauważyć, że mówią nam o pokucie i o wdzięczności; o pokucie dlatego, że w ciągu minionych lat i minionego roku wszyscy, każdy z nas, okazaliśmy się niegodnymi miana człowieka, miana chrześcijanina, niegodnymi Bożej miłości i miłości ze strony ludzi. I mamy w czym się kajać, dlatego, że nasze życie w ciągu minionego roku prawie nigdy, jeśli nie bardzo rzadko, sprzyjało temu, by zapanowało Królestwo Boże, Królestwo radosnej, niepodzielnej, najczystszej miłości.
Powinniśmy się kajać, dlatego że spośród wszystkich ludzi to my, chrześcijanie, zostaliśmy powołani do tego, aby być współpracownikami Bożymi, pomagając Bogu w tym, aby Jego drogi stały się drogami ludzkimi.
Ale mamy też za co dziękować. Bóg, nie bacząc na to, że jesteśmy często wobec Niego niewierni, niewierni wobec siebie, niewierni wobec innych, wciąż chronił nas, przedłużył nam życie, wzmocnił nasze siły, przypominał nam o Swojej woli, wiódł nas ku zbawieniu. Mamy za co dziękować, gdyż i w małym, i w wielkim był tak bliski, tak aktywnie i tak twórczo bliski nam w tym naszym ziemskim życiu. Ale dziękować powinniśmy taką wdzięcznością, jaką wyśpiewuje Cerkiew Chrystusowa, tą wdzięcznością, która wyrażana jest w strasznej i zarazem cudownej Eucharystii, w Boskiej Liturgii, dzięki której możemy już teraz zacząć żyć tajemnicą wieku przyszłego. Dziękować za wszystko, bez wyjątku, dziękować bez reszty za całe swoje życie, za nieszczęścia, tak samo jak za radość, za cierpienie, tak samo jak za ulgę, dziękować również za tych, którzy są nam drodzy – dziękować za wszystko można tylko wtedy, gdy dostrzegamy we wszystkim zwycięstwo Boże. Pismo Święte mówi nam, że nadejdzie czas, gdy męczennicy staną przed obliczem Pańskim i powiedzą: „Dzieła Twoje są wielkie i godne podziwu” (Ap 15, 3).
Aby dziękować teraz za cierpienia, aby dziękować teraz za smutek ziemi, trzeba już dziś ujrzeć ją chwalebną, trzeba już teraz dojrzeć zwycięstwo Boże, w przeciwnym razie nasza wdzięczność okaże się bluźniercza. A nie dziękujemy, nie mamy mocy dziękować, gdyż nie żyjemy tym Królestwem, o które się modlimy. Cóż możemy więc zrobić w nadchodzącym roku po to, by to Królestwo zajaśniało w naszych sercach, dało owoce w naszym życiu, przelało się obficie przez brzegi i wlało się w życie innych? Aby objęło coraz szerzej i szerzej, jak pożar, jak rozpalona zorza, świat, który nas otacza? Powinniśmy wniknąć w ducha tego Królestwa, powinniśmy na nowo ocenić te wartości, którymi żyjemy razem z tym światem, ze światem, który nie żyje Królestwem Bożym. Dopóki będziemy razem ze światem żyć strachem, chciwością, nienawiścią, dopóki będziemy szukać tego, co przynosi radość nam, a nie tego, co innym daje życie, dopóty nie będziemy w stanie budować Królestwa Niebieskiego, ponieważ Królestwo Boże to Królestwo miłości. A miłości w nas mało. I wtedy staje się jasne, dlaczego są nam obce te najbardziej jaskrawe cechy, które znajdujemy we wczesnym chrześcijaństwie i które w sposób proroczy ukazują nam czasy ostateczne, czasy oczekiwania na śmierć z miłością, z radością, z nadzieją. Jak mówi apostoł Paweł: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp 1, 21–23). Dopóki nie jesteśmy w stanie tego powiedzieć, możemy z pewnością, z płaczem przyznać się do tego, że jeszcze żyjemy życiem pozbawionym Boga, żyjemy ziemią pozbawioną Boga, że serce nasze jest nie tam, gdzie nasza przyszłość, lecz tam, gdzie spoczną nasze kości i gdzie będzie tylko przeszłość.
I jeszcze jedna rzecz – wczesna Cerkiew z taką nadzieją, z takim pragnieniem oczekiwała Dnia Pańskiego, radosnego dnia Jego przyjścia, dnia ostatecznego sądu, dnia ostatnich rozrachunków i dnia, w którym ostatecznie wszystko się dokona. A my z takim strachem myślimy o tym dniu, powtarzamy w naszych sercach, jeśli nie w myślach, słowa proroka o tym, że: „Dzień Pański jest ciemnością, a nie światłem” (Am 5, 18). Czy naprawdę to objawia nam Bóg, czy naprawdę taki jest duch Królestwa, duch dzieci tego Królestwa? Nie! I dopóki nie możemy wypowiedzieć razem z Duchem Świętym i Cerkwią: „Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 20), dopóty możemy twierdzić z płaczem naszych dusz i ze smutkiem, że nie zrozumieliśmy jeszcze ideałów Królestwa, jesteśmy jeszcze obcymi Królestwu.
I oto w tym roku przed nami rozpościera się czas, jeszcze nienaruszony, czas, który przed nami ścieli się jak śnieżna równina – czysta, niesplamiona. Możemy wkroczyć na tę równinę i możemy rozpocząć marsz pewną stopą wiary, to jest bezgranicznego, absolutnego zaufania Bogu, z nadzieją, że wszystko stanie się nie tak, jak my chcemy, lecz tak, jak chce Bóg. I z miłością, na ile tylko starczy sił, wkroczymy w ten rok ze szczerą skruchą. Ale skrucha nie oznacza tylko płaczu nad tym, co minęło, skrucha oznacza trwogę przed destrukcją, którą spowodowaliśmy w przeszłości i jednocześnie gwałtowny, zdecydowany zwrot twarzą do Boga po to, by iść ku Niemu – tak jak Piotr szedł po falach, dopóki wpatrywał się tylko w twarz Pańską, nie zwracając uwagi na rozszalałe morze. Pójdźmy z wdzięcznością, ale nauczmy się dziękować za wszystko, gdyż wszystko dane jest nam od Boga ku zbawieniu, wszystko jest darem: i rzeczy radosne, i rzeczy ciemne, i gorzkie, i słodkie, i smutne, i radosne. I dalej będziemy kroczyć tak, aby na ziemi zapanowało Królestwo Niebieskie, Królestwo miłości; i pierwszą rzeczą, którą powinienem złożyć w ofierze dla budowania tego Królestwa, jest mój egoizm. Moje kości powinny lec u granic tego Królestwa, powinno we mnie umrzeć wszystko to, co jest obce temu Królestwu, i dopiero wtedy, gdy Królestwo przemoże serce każdego z nas, zacznie ono jaśnieć i wokół nas. Zew Pański jest bezlitośnie surowy i jednocześnie cudownie radosny. Wejdźmy więc w ten nowy rok jak Boże dzieci, aby zbudować Boży pokój, aby Bóg został wychwalony, i aby w tym świecie – zimnym, gorzkim, osieroconym – mogła zapanować radość Boża. Amen!
Tłum. ks. Mariusz Synak