Walentyna Makal

Noc Betlejemska

                                                   Noc Betlejemska

Walentyna Makal


W sztuce "Noc betlejemska" podkreślone jest znaczenie miłosierdzia i gościnności.



Osoby:
Szymon – gospodarz,
Marta – jego żona,
Sara – kuzynka Szymona, sierota,
Kupiec – sprzedaje drogocenne kamienie, naszyjniki,
Podróżna z Damaszku,
Trzech pasterzy.

Scena:
Wnętrze gospody, z przodu ławka i niewielki stół. Sara zamiata podłogę. Nuci piosenkę, zmęczona wzdycha i siada na ławce.

Marta (wchodzi i mówi gniewnie): Sara! Znowu nic nie robisz!
Sara: Wybacz ciociu Marto! Ja tylko usiadłam odpocząć. Zmęczyłam się… Cały dzień pracowałam.
Marta: Nic ci nie będzie! Kończ zamiatać i idź szybko obierać warzywa! Tyle gości najechało – Uch! Końca pracy nie widać. Spiesz się!
Sara: Chwileczkę, ciociu Marto.
Marta: A ty zaniosłaś wodę kobiecie z Damaszku, która niedawno przyjechała?
Sara (smutno): Nie pamiętam…
Marta: Masz tobie! Jak to – nie pamiętasz? Jaka leniwa! Cały dzień słyszę skargi od gości na ciebie!
Sara: Tak ciociu, przecież tyle gości, a ja jedna. Tak jeszcze nigdy nie było – wszystkie pokoje zajęte.
Marta (rozchmurzona): To prawda! Ani jednego wolnego pokoju nie ma. Tak – rozkaz cesarza naród spisać. W naszym Betlejem tyle ludzi się zebrało, że i policzyć trudno.

(Pukanie do drzwi. Wchodzi kupiec z bogatym „skarbczykiem”)
Kupiec: Dobry wieczór gosposi! Nie ma u was wolnego pokoju na nocleg?
Marta: Co ty, panie! Wszystkie pokoje zajęte, wybaczcie.
Kupiec: Przyjechałem do Betlejem z powodu spisu, rodzina moja stąd pochodzi. Sam handluję drogimi kamieniami. Nam kupcom nie można tracić czasu. Czas to pieniądz. Ja tylko przenocuję, dobrze zapłacę.
Marta: Wybacz wszystko zajęte. Nakarmić – to można. Odpoczniesz z drogi.
Kupiec (siada na ławkę, na stół stawia szkatułkę): Szkoda, szkoda… Ja bym nie liczył się z zapłatą. (odkrywa szkatułkę i wyjmuje naszyjnik) Może coś sobie gosposiu z mojego towaru wybierzesz? Popatrz – królewski naszyjnik! Kamienie płoną, oprawa złota, co?
Marta: Ach, jaki piękny! Cudo!

(Sara przestaje zamiatać, patrzy przez ramię Marty na naszyjnik)
Marta (ze złością): Co patrzysz? Zamiataj szybciej!
Kupiec (przewraca w szkatułce): Ach u mnie i dla córki coś się znajdzie.
Marta: Jaka dla mnie ona córka! Sierota, krewna męża. Pożałowali. Tylko pożytku z niej mało.
(W drzwiach pojawia się podróżna)
Podróżna: Prosiłam o wodę. Prawie godzina przeszła, a nikt nie przyniósł!
Marta: Sara! (obraca się w stronę kupca) Widzisz pan, jaka to dziewucha! Wszystko zapomina! Zwyczajnie, głupia jakaś! (mówi do Sary) Natychmiast biegnij po wodę! I pamiętaj, dopóki wszystkiego nie zrobisz, obiadu tobie nie ma! Zrozumiałaś?

(Sara bierze dzbanek i wychodzi. Marta zwraca się do podróżnej)
Marta: Pani wybaczy. Taki kołowrót dzisiaj, jakiego nigdy nie było. Aż się w głowie kręci.
Kupiec: No tak, jeśli nie podoba się tobie gosposiu naszyjnik, to żegnaj – idę.
Podróżna (ogląda naszyjnik): Och jaka dokładna robota. A jakie kamienie!
Kupiec: Powiadam – królewski naszyjnik. Gotów jestem za pokój oddać. Nie mam gdzie przenocować. Choć bierz śpij w polu! (zbiera rzeczy) Pójdę, może w innej gospodzie miejsce znajdę…
Marta: Zaczekaj. Wydaje mi się, że maleńki pokoik u nas się znajdzie. Tej dziewczyny. Ona i w chlewie może się przespać. Nic jej nie będzie.
Kupiec: Ja tylko chcę spokojnie, w pościeli przespać noc.
Marta: Ja odprowadzę, chodźmy.
Kupiec (znowu wyjmuje naszyjnik): Bardzo jestem wdzięczny. Proszę, to za pokój.
(Gospodyni przyjmuje od niego naszyjnik i odchodzi)
Podróżna: A gospodyni - nie głupia. Taki naszyjnik zarobiła.

(Odchodzi. Wchodzi Szymon i siada na ławce)
Szymon: Uch! Zmęczyłem się. Ale dzień. Gości tyle, że nie wiem co robić?
(wbiega Sara)
Sara: Wujku Szymonie! Kochany mój wujku!
Szymon: Co takiego dziewczynko?
Sara: Obiecaj, że można! Proszę!
Szymon: Co – można? O czym ty mówisz ptaszyno?
Sara: Tam dwoje przyszło z Nazaretu. On to stary, a Ona młodziutka. I taka zmęczona.
Szymon: Wszyscy podróżni zmęczeni, moja dziewuszko. Z powodu tego spisu naród ze wszystkich końców ziemi idzie tutaj – cały ród Dawida. Ty im powiedz lepiej, że u nas nie ma miejsca.
Sara: Wujku, a ja im swoją komóreczkę oddam! Można? Ja w jaskini, w chlewie przenocuję.
Szymon: Biedna moja, dobra dziewczynka, przecież zmęczona jesteś, tobie odpocząć trzeba.
Sara: Wujku Szymonie, proszę! Oni tak zmęczeni, tak zmęczeni. Pozwól mi im pomóc!
Szymon: No, Bóg z tobą, prowadź ich do swojej komórki.
Sara: Dziękuję wujku, dziękuję. Ty się nie martw, ja wszystko zrobię i podłogę zamiotę, i warzywa obiorę, i wody przyniosę. Ja wszystko zrobię.

(Wchodzi Marta. Na szyi ma naszyjnik)
Marta: Przyniosłaś wody? (Siada i zaczyna obierać warzywa)
Sara: Zaraz przyniosę. Tylko dwoje podróżnych zaprowadzę do mojej komórki – wujek Szymon pozwolił.
Marta: Do komórki?!
Sara: Ja w pieczarze, w chlewie, na słomie będę spać. Oni tacy zmęczeni…
Marta: Ty i tak tam będziesz spać, a miejscem swoim nie rozporządzaj się. Niedobra dziewczyno!
Szymon: Ach, wszędzie ciebie pełno Marto!
Marta: A ty się nie wtrącaj! Ja jej pokoik oddałam kupcowi.
Sara (płacze): Oni tacy zmęczeni, tacy dobrzy…
Marta: I słuchać nie chcę. Rób swoją robotę. Spiesz się!
(Marta wychodzi)
Szymon: Nie płacz milutka, nie płacz. (kładzie rękę na ramię Sary) Coś wymyślimy. Nie płacz!
Sara: Nie mogę wujku, ich zostawić! Ona do mnie tak się uśmiechnęła. Tylko Ona moją matką! Oni dobrzy, biedni… Może Oni ze mną w pieczarze przenocują, co?
Szymon: Nie zechcą pewnie.
Sara: A ja zapytam, można?
Szymon: A no biegnij. Jeśli się zgodzą, niech nocują w jaskini.

(Sara wybiega, Szymon bierze miotłę i zaczyna zamiatać podłogę. Za sceną słychać śpiew: Sława w wysznich Bohu i na ziemli mir… Szymon zatrzymuje się, nasłuchuje. Ktoś stuka do drzwi. Wchodzą pasterze)

I Pasterz: Ty jesteś tutaj gospodarzem?
Szymon: Ja, a co wam trzeba?
II Pasterz: My szukamy dzieciątka, Które się dzisiaj narodziło.
Szymon: Gospoda pełna ludzi, ale nikt się tutaj nie narodził.
III Pasterz: Ale nie w gospodzie!
Szymon: Cały dzień przebywam z podróżnymi. W mieście być może ktoś i narodził się: Ale ja nie słyszałem.
I Pasterz: My szukamy Dzieciątka narodzonego w pieczarze, w chlewie.
II Pasterz: A Dzieciątko – to Zbawiciel świata!
Szymon: Że też możecie żarty stroić! Jak to Zbawiciel świata może narodzić się w chlewie?!
III Pasterz: Ty lepiej posłuchaj. My nie żartujemy.
I Pasterz: Dzisiaj w polu, gdzie paśliśmy stado, Anioł nam się pojawił i powiedział: „Nie bójcie się. Ja wam wielką radość zwiastuję, wielką radość dla wszystkich ludzi. Dzisiaj narodził się w mieście króla Dawida – Zbawiciel, Chrystus Pan!”
Szymon: A więc biegnijcie i szukajcie po domach, w Betlejem.
II Pasterz: Nie. Anioł powiedział: „Oto wam znak – znajdziecie Dzieciątko w chlewie, w żłobku.”
Szymon (zamyślony): W żłobku?
(Wchodzi Marta)
Marta: Goście skarżą się, że bardzo tutaj hałasujecie. Przechodźcie, przechodźcie, nie ma czego stać!
Szymon: Marto, im Anioł pojawił się. Powiedział, że Zbawiciel świata dzisiaj się narodził. W żłobku leży…
Marta: Co za brednie! Zbawiciel świata – w chlewie?! Też wymyślili. Idźcie, idźcie, nie ma co plotkować.
Szymon: Nie, ty poczekaj. Przecież u nas w pieczarze, gdzie stoją zwierzęta, dzisiaj ludzie nocują.
Marta: Co? Jacy ludzie? To sprawka Sary! Pójdę i wygonię ich stamtąd…

(Marta wychodzi)
III Pasterz: Długo oczekiwaliśmy Zbawiciela.
I Pasterz: My widzieliśmy Aniołów w niebie. Oni śpiewali: Chwała Bogu na wysokościach i na ziemi pokój…”
Szymon (do siebie): Mnie trzeba było swój pokój odstąpić. A ja ich do chlewa!

(Wracają Marta z Sarą)
Marta: Szymonie, w żłobku Dzieciątko leży.
(Siada na ławkę, zamyśla się, przebiera naszyjnik)
Sara: Ach, wujku Szymonie. Ty byś popatrzył na Dzieciątko! On taki…
Marta (jakby do siebie): Dziwne, kiedy ja patrzyłam na Niego, w mojej duszy zrobiło się tak cicho i spokojnie.
Sara: A kiedy On patrzy, tak jakby twoją duszę widział!
II Pasterz: To na pewno On – Dzieciątko, którego szukamy!
Szymon: Marto, On mógłby u nas narodzić się… A my… my nie puściliśmy.
Marta (zakrywa twarz rękoma i płacze): Wiem, wiem…
Sara (obejmuje Martę): Nie płacz ciociu, nie płacz.
Marta (obejmuje Sarę): Przecież ja twój pokoik od nich zabrałam. A wszystko przez ten naszyjnik…
Sara: Ale przecież ty nie wiedziałaś… Nie wiedziałaś, że Dzieciątko…
Marta: Nie wiedziałam, to prawda. Ale ty też nie wiedziałaś, a pożałowałaś ich. A ja nawet słuchać ich nie chciałam. Zamierzałam wygonić. (podnosi się z ławki, zdejmuje naszyjnik i oddaje go Sarze) Odnieś im córeczko. Oni biedni. Będą potrzebowali czegokolwiek Dzieciątku.
(Sara wychodzi z naszyjnikiem)
Szymon: Widzisz i ty im pomogłaś.
Marta: Wstyd mi Szymonie. Wstyd mi za moją chciwość. Naszyjnikiem tej winy nie zgładzę… (myśli...) Powinniśmy swój pokój oddać.
Szymon: Teraz już za późno.
Marta: Nie Szymonie, grzech swój zgładzić nigdy nie jest za późno. Wiesz co. Weźmy do końca naszego życia jeden pokój zostawiać biednym. Nie za pieniądze, a tak – jako dar Dzieciątku i Jego Matce, za naszą winę.
Szymon: To znaczy, że i my Jemu dar przyniesiemy.

(wraca Sara)
III Pasterz: No cóż, chodźmy się Jemu pokłonić!

Koniec

Opracowanie: mgr Walentyna Makal
na podstawie własnego tłumaczenia wybranych fragmentów
z książki pt. „JOŁKA – detskij sbornik”, Printed by EFFECT Publishing Inc. New York, 1983